SŁOWO KATYŃ MA WIELE KONOTACJI

STOWARZYSZENIE KATYŃ POZNAŃ

Raport nr 1

Słowo KATYŃ ma wiele konotacji……

Tekst wygłoszony, w ramach uroczystości 81. rocznicy wydania rozkazu utworzenia pierwszych obozów dla polskich żołnierzy i policjantów przez władze ZSRR, po mszy św. w intencji pomordowanych w czasie II wojny światowej w kościele św. Jana Kantego w Poznaniu w dniu 18 września 2020 roku.

Poznań 2020

Wielce Szanowni Państwo.

Słowo Katyń ma wiele konotacji.

23 marca 1992 roku prokurator Andrzej Witkowski przeprowadził przesłuchanie kaprala Stefana B.. 19 września 1939 roku dostał się On do niewoli sowieckiej. Po pięciodniowej podróży pociągiem jeńców wyładowano i umieszczono w pomieszczeniach magazynowych, które nie mogły ich wszystkich pomieścić. Nie dawano im jeść i pić. Słabsi umierali, ludzie zaczęli puchnąć, trupów nie wynoszono. W ósmym dniu nakarmili ich gotowanymi kartoflami. Jeńcy po ich zjedzeniu dostawali skrętu kiszek na skutek przegłodzenia. Umarła jedna trzecia jeńców. Następnie z pozostałych uformowano kolumnę kilku tysięcy osób, która po blisko trzytygodniowym marszu dotarła do Kozielska. W czasie marszu ludzie umierali z głodu i wysiłku, a słabnących zabijano strzałem z pistoletu w tył głowy. W Kozielsku były wielogodzinne przesłuchania. Dokuczał głód. Spali na ziemi i słomie. Po dwóch tygodniach odbyła się selekcja, w wyniku której kapral Stefan B. został zakwalifikowany do czwartej grupy z przeznaczeniem do obozu śmierci. Około 2 tys. jeńców załadowano do wagonów i przewieziono do obozu śmierci. To był Katyń. Tam umieszczono ich w długim ciągu dołów głębokości 2 metrów, które przykryte były legarami, na których położono gałęzie przysypane ziemią. Został zakwaterowany w dole nr 11. Spali na gołej ziemi. Rzadko dostawali jedzenie. Ludzie obgryzali korę z brzeziny i to tak wysoko, dokąd można sięgnąć zębami. Potrzeby fizjologiczne załatwiali gdzie się dało. Chodzili głodni, pobrudzeni kałem, cierpiąc na rozwolnienie na skutek głodu i tego, co byli zmuszeni jeść. Po tygodniu rozpoczęto badania jeńców w grupkach po trzech. Bito ich grubymi cepami, długimi pałami obleczonymi w gumę: po plecach, pośladkach i nogach do utraty przytomności, po czym zanurzano w wodzie i wyrzucano nago za drzwi. Śledztwo prowadzono do Bożego Narodzenia. W wigilię Sowieci kazali kopać doły. Polacy odmówili ze względu na święto. Chcieli kopać po Bożym Narodzeniu. Wówczas Rosjanie rozkazali zdjąć legary z pierwszych czterech dołów i kazali stawać jeńcom na skraju dołów. Oficerowie polscy rozkazali śpiewanie nabożnych pieśni. Śpiewano Boże coś Polską, Serdeczna Matko, hymn Polski. Najpierw zastrzelili z przyłożenia oficerów, następnie kolejnych jeńców. Niektórzy nie wytrzymywali i rzucali się z gołymi rękami na ruskich albo uciekali na druty ogrodzenia. Byli wtedy wybijani jak kaczki. Zabici wpadali do dołów albo byli doń wpychani. Ze strachu, nerwów, żalu nawet żywi skakali do dołów. Było straszną rzeczą czekać spokojnie, aż się dostanie strzał w tył głowy. Stefan B. oczekiwał na śmierć, stojąc nad przydzielonym dołem 11. Niedługo pod doły podjechały spychacze. Brały wszystko. Trupy i ziemię. Zasypywały doły nierówno. Jednemu wystawała spod ziemi głowa, innemu noga, tyłek. Ziemia się ruszała, to Ci co wskoczyli do dołów byli zasypani na żywca. Ekipy morderców, które przybyły z zewnątrz odjechały nad ranem. Zapełnili trupami i zasypali „spychami” pierwsze trzy doły, a czwartego już nie zdążyli zapełnić. Na dzień przed Nowym Rokiem rosyjski oficer ogłosił, że poszukuje kierowców. Stefan B. zgłosił się i został zakwalifikowany z trzema innymi jeńcami do zespołu z kapralem D. i dwoma oficerami. Mieli oni z trzech zdezelowanych samochodów zmontować jeden sprawny w celu wywozu poza teren obozu zwłok polskich jeńców. Wywozili zwłoki około 5 kilometrów poza teren obozu na miejsce zwane Białym Polem. Po przewiezieniu zwłok kopali doły, w których układali ciała warstwami, a następnie przysypywali je ziemią. Z głodu, na Białym Polu, około kilka razy w tygodniu wyrzynali mięso ze świeżych zwłok, z pośladków i łydek. Piekli na ogniu i zjadali je wspólnie z pilnującymi ich, także głodnymi Sowietami Kursowali codziennie, nawet niekiedy trzy razy w ciągu dnia. 3 marca 1940 roku, kiedy już rozpoczęły się roztopy, samochód załadowany zwłokami, wpadł w jakieś zagłębienie, po przejechaniu około dwóch trzecich tej trasy. Przy próbie wyjechania z pułapki urwał się wał korbowy i samochód został unieruchomiony. Dwóch Sowietów udało się do obozu, a dwóch zostało na miejscu. Jeńcy szybko na migi się porozumieli i błyskawicznie udusili zaskoczonych Sowietów. Oficerowie przebrali się w mundury sowieckie, a Stefan B. i kolega mieli odrutowane ręce, niby, że są prowadzeni jako jeńcy. Na podstawie położenia słońca kierowali się oni na zachód omijając miejscowości, idąc wzdłuż szlaków kolejowych. Ich ucieczka trwała trzy miesiące i siedem dni, Stefan B. wrócił do domu 10 czerwca 1940 roku, Ważył 42 kg przy wzroście 170 cm.

Jerzy Kłapucki mówi, że jako dziesięcioletni chłopiec został aresztowany we wrześniu 1939 roku ze swoim ojcem. Przebywał w Ostaszkowie, poza terenem klasztoru w podobozie nr 7. Stąd w grudniu zaczęły odjeżdżać transporty. Dwa dni po Nowym Roku odjechali z ojcem kolejnym transportem. Największym, zawierającym około 620 osób. Przywieziono ich na stację Gniezdowo. Wywożono ich samochodami na miejsce egzekucji. Jeńców prowadzono między szpalerami żołnierzy, dwóch chwytało za ręce i podprowadzało nad wykop. „Strzelało kilkudziesięciu. Mojego ojca porwali jedni, mnie drudzy. Nagle ktoś krzyknął, niet malczika – żeby chłopaka zabrać z powrotem” – wspominał. Cudem ocalał. Nie odnalazł później w 1943 roku swego ojca w Lesie Katyńskim.

Z przytoczonych zeznań wynika, że miejsce pochówku polskich oficerów (obecny cmentarz) nie było miejscem egzekucji oraz, że liczba zamordowanych w Katyniu polskich jeńców w rzeczywistości może kilkakrotnie przewyższać liczbę oficjalnie podawaną 4.421 osób i może ona przekroczyć 15.000, gdyż egzekucje realizowano od listopada 1939.

Słowo Katyń ma wiele konotacji.

Zasadą było dokonywanie mordu w piwnicach siedzib NKWD. Jeńców przywożono w ciągu dnia do siedziby NKWD. Wieczorem w piwnicy weryfikowano ich dane osobowe, a następnie w wygłuszonym pomieszczeniu mordowano stałem w tył głowy. W Smoleńsku przerwano mordy w siedzibie NKWD po niebezpiecznym zdarzeniu. Prowadzonemu na rozstrzelanie Polakowi udało się wyrwać broń jednemu z konwojentów i zastrzelić drugiego. Dopadł do zbrojowni i przez trzy dni się ostrzeliwał. Całe śródmieście i okolice siedziby NKWD otoczyło i zamknęło wojsko. Zalanie piwnicy wodą nic nie dało, więc trzeciego dnia go zagazowali. W tym czasie kilka transportów z jeńcami czekało na bocznicach kolejowych. Rozstrzeliwania jeńców przeniesiono do lasku katyńskiego, były tam już bowiem doły wykonane przez zamordowanych uprzednio jeńcach polskich.

Słowo Katyń ma wiele konotacji

Katyń wiąże się z perfekcyjną realizacją zaplanowanego ludobójstwa. Na żadnym etapie polscy jeńcy nie domyślali się zamiarów Sowietów. Pierwsze transporty jeńców jadących na rozstrzelanie w Ostaszkowie żegnane były przy bramie przez orkiestrę.

W Kozielsku, grupę, w której znajdowali się generałowie, żegnano szczególnie uroczyście. Po specjalnym obiedzie z kawiorem, winem i kotletami, oficerowie ustawili się do pożegnania w dwuszereg „gwardii honorowej”. Generałowie przeszli między rzędami żegnających ich polskich oficerów. Funkcjonariusze NKWD także urządzili im prawdziwą owację. Na drogę dostali chleb i po trzy śledzie, wszystko zawinięte w biały papier, co było w tym czasie luksusem. Wszyscy zostali zamordowani metodą katyńską.

Słowo Katyń ma wiele konotacji.

Szczególny dramat przeżyli policjanci z województwa poznańskiego, którzy dostali się do niewoli w 1939 roku w miejscach koncentracji na wschodzie Polski. Spośród 1939 ofiar ludobójstwa katyńskiego wymienionych z imienia i nazwiska na Tablicy Pamięci znajdującej się w tej kaplicy 656 jest policjantów. W ręce Rosjan wpadła cała dokumentacji osobowa naszej policji, która była podstawą poszukiwania rodzin również po wojnie na terenie kraju. Niekiedy kończyło się to tragicznie. Po wojnie wiele rodzin katyńskich dalej przeżywały prześladowania. Nie możność dostania się na studia, otrzymania zatrudnienia to była norma.

Roman Martini, prokurator Sądu Specjalnego Karnego w Krakowie  prowadzący śledztwo w sprawie Zbrodni Katyńskiej przeciwko Polakom (twierdzącym, że zbrodnię katyńską dokonali Rosjanie), których oskarżan0 o kolaborację z Niemcami, został zamordowany 30 marca 1946 roku przy swoim biurku.

    Najmłodszy jeniec Starobielska,  7-mioletni Andrzej Jagodziński,  po wojnie  ukończył studia w Warszawie, uzyskał tytuł magistra mechanika, pracował w warszawskim FSO na Żeraniu. Nie był jednak ostrożny, rozpowiadał o swoim pobycie w Starobielsku. Urząd Bezpieczeństwa zastrzelił go w 1960 roku na warszawskiej ulicy.

21 marca 1980 roku, protestując przeciwko kłamaniu o sprawcach zbrodni katyńskiej, po przywiązaniu się łańcuchami do studzienki na Rynku Głównym w  Krakowie, samobójstwo przez samospalenie popełnił 70-letni Walenty Badylak. Na tabliczce, którą zawiesił na piersiach napisał: „Za Katyń”.

W 45 rocznicę zbrodni katyńskiej trzy osobowa delegacja złożyła kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza w Tarnowie. Zatrzymanie, przesłuchanie i rozprawę nie wytrzymało serce Jana Gomoła. Pogrzeb „Jawora” w 67. rocznicę odzyskania niepodległości 11 listopada był wielką prawdziwą patriotyczną manifestacją.

Słowo Katyń ma wiele konotacji.

Mordowano ich strzałem w tył głowy bo pozostali wierni Polsce. Oprawcy pisali, iż każdy  z nich oczekuje tylko wolności, aby podjąć walkę z władzą sowiecką, są wrogami nie rokującymi poprawy. Przejmująco wyraziły to dzieci Gustawa Szpilewskiego, kiedy na symbolicznej mogile złożyły szarfę: „Dziękujemy Ci TATUSIU, że nie poszedłeś na współpracę”. Bo Katyń był po to, aby Polskę złamać, by była niezdolna do niepodległego istnienia, do walki i czynu, aby nie brakło idących na współpracę z komunistami, aby uczynić ją najpodrzędniejszą, pisał Czapski.

Katyń niesie jednak również nadzieję. Prawda zwyciężyła, mimo że na straży kłamstwa stały potężne siły. Powraca „Rozstrzelana Armia”, a wraz z nią wraca Polska niepodległa.

    Jan Paweł II powiedział „Naród, który nie pamięta swojej historii nie jest wart przeżycia.” My członkowie Stowarzyszenia Katyń wierzymy, że historia mordu naszych mężów, ojców, synów, bliskich, nigdy nie będzie zapomniana przez władze i mieszkańców Wielkopolski.

   Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my żyjemy.

                                                                       Dr inż. Wojciech Bogajewski

                                                                   Prezes Stowarzyszenia Katyń Poznań

Literatura

– Ucieczka z Katynia, Andrzej Witkowski, warszawska gazeta, 13-19 kwietnia 

  2018  str. 19-21,

– Przekrój, numer specjalny 1940-1990, Kraków 1990,

– Mieszkańcy województwa poznańskiego – ofiary ludobójstwa katyńskiego. 

  Wojciech Bogajewski, WBPiCAK Poznań 2018.