„OPŁATEK” W ZAMKU

13 grudnia w CK ZAMEK kolejny raz spotkaliśmy się na przedświątecznym „Opłatku”. Gości i zebranych członków naszego Oddziału powitała prezes Bożena Łączkowska. Modlitwą uczciliśmy pamięć poległych w stanie wojennym, którego rocznica przypadała właśnie tego dnia.

Spotkanie uświetniła młodzież z Gimnazjum Nr 65 im. Orląt Lwowskich w Poznaniu przygotowanym programem pod kierunkiem Małgorzaty Głowackiej. Był to wzruszający montaż tekstów i kolęd nawiązujący do atmosfery Świąt Bożego Narodzenia w stanie wojennym. Zebrani wtórowali gromko śpiewając kolędy.

Konsul honorowy Ukrainy Witold Horowski złożył nam życzenia  świąteczne i noworoczne, a Bożenie Łączkowskiej wręczył piękny bukiet kwiatów.

Stanisław Łukasiewicz zdał relację z przebiegu akcji charytatywnej „Serce dla Lwowa”. W tym roku niestety były trudności na granicy, ale i te pokonano. We Lwowie wszystko przebiegło bez trudności. Relacja była ilustrowana zdjęciami wykonanymi przez Jacka Kołodzieja.

Poznańska poetka Teresa Tomsia przedstawiła kilka swoich wierszy. Oto jeden z nicvh:

Zapomniane stajenki

Są zapomniane stajenki,

do których w Boże Narodzenie

nie zaglądają naszi krewni

ani piękne panie z telewizji;

politycy złaknieni poklasku

nie opowiadają, co podano

na wieczerzę, jakie stroiki

kładziono na stole.

Nikt tam kolęd nie śpiewa,

wiatr tylko hula po stepie

roznosząc spróchniałe kości

naszej narodowej armii.

Cień Polki łamie w Wigilię

suchy chleb jako opłatek,

dziecko lepi anioła z gliny.

Świąteczne dni na zesłaniu

czarne są jak twarz legionisty

konającego w łagrze. Jezus

ogrzewa jego zziębnięte nogi

i kładzie białą kromkę

na zsiniałe wargi.

Cicha noc, święta noc…

niesie się aż do stajenki

w Betlejem, by w rzewnym

tonie kolędy mogli stać się

znów jedną polską rodziną.

Zebrani podzielili się opłatkiem, uraczyli wspaniałą kutią wykonaną tradycyjnie przez Danusię Szwarc, oraz degustowali inne świąteczne specjały. Życzono sobie wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego 2014 Roku.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska

foto: Jacek Kołodziej

 

AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA LWOWA” – relacja

Nadszedł kolejny grudzień i kolejna, już 29 akcja charytatywna „Serce dla Lwowa”. Przez dwa weekendy listopada w hipermarketach Piotr i Paweł członkowie naszego Towarzystwa wspomagani przez harcerzy i uczniów poznańskich szkół zbierali produkty żywnościowe, środki czystości i chemii gospodarczej oraz słodycze i artykuły szkolne. Aby paczki były jednak wyjątkowe-świąteczne część brakujących artykułów jak konserwy mięsne, kakao i kawę zakupiliśmy z własnych środków. Zbiórki prowadzone były również bezpośrednio w poznańskich szkołach oraz punktach zbiórek gdzie mieszkańcy Poznania przynosili podarunki dla rodaków na kresach. Tradycyjnie już bazą, w której przyjmowano dary, gdzie je sortowano i pakowano, była Szkoła Podstawowa nr 84 przy ul. Św. Szczepana. Tam przez ponad tydzień członkowie naszego Towarzystwa wspomagani przez harcerzy hufca ZHP Poznań-Wilda przygotowali prawie 400 paczek. W piątek w godzinach popołudniowo wieczornych całość została załadowana do autobusu i o 20.20 autokar wyruszył do Lwowa. Niestety, tym razem szczęście nam nie dopisało. Po 4 i pół godzinie stania na przejściu granicznym w Rawie Ruskiej celnicy ukraińscy sporządzili protokół z decyzją odmowy wjazdu na teren Ukrainy. Zmuszeni byliśmy wrócić i szukać szczęścia na przejściu w Medyce. Po drodze, korzystając z uprzejmości ks. proboszcza parafii p.w. św. Piotra i Pawła w Medyce, zostawiliśmy połowę paczek w salce parafialnej, by tym samym z mniejszą ilością darów łatwiej było przekroczyć granicę. Po kolejnych 4 godzinach i dyskusjach z różnej rangi przedstawicielami służb celnych Ukrainy udało się przejechać, by po ponad 24 godzinach dojechać do Lwowa. Pozostał jeszcze wieczorny rozładunek. Po drugą część pozostawionych darów wróciliśmy we wtorek.

We Lwowie od lat naszą bazą jest kościół św. Antoniego przy ul. Łyczakowskiej. Tam od poniedziałkowego poranka wydawano paczki tym, którzy mają jeszcze siłę po nie przyjść sami. Pozostałym, najstarszym, chorym i samotnym paczki dostarczali do domów harcerze z ZHR Orlęta z Oś. Rusa w Poznaniu, korzystając z marszrutek i tramwajów. Jest to spory wysiłek zważywszy, że każda paczka to prawie 10 kg produktów, a często od przystanku jest jeszcze spory kawałek do przejścia. Były też takie paczki, po które zgłaszali się przedstawiciele Uniwersytetu III Wieku, siostry zakonne czy proboszczowie polskich parafii i swoimi środkami transportu dostarczali do najbardziej oddalonych części miasta. Swoimi samochodami przyjechali też przedstawiciele polskiej szkoły z Nowego Rozdołu. Z racji wtorkowego pobytu w Medyce po pozostawioną tam część darów, zmuszeni byliśmy odwołać nasze wyjazdy poza Lwów tj. do Brzeżan, Przemyślan i Rohatyna. Proboszczowie tych parafii własnymi samochodami odbierali od nas dary ze Lwowa.

Środa to dzień odwiedzin mikołajkowych w polskich organizacjach we Lwowie. Po przedpołudniowym dyżurze w bazie, nasza delegacja odwiedziła redakcję Kuriera Galicyjskiego, Federację Organizacji Polskich na Ukrainie, Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej i parafię w Rzęsnej. Pozostawione tam paczki zawierały głównie materiały biurowe i środki czystości.

Czwartek to dzień szczególny. Delegacja nasza została przyjęta przez ks. Arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego – Metropolitę Lwowskiego. Został On zapoznany z działalnością naszego Towarzystwa, prowadzoną akcją „Serce dla Lwowa”, ale przede wszystkim poproszony o objęcie honorowym patronatem i zaproszony na obchody 25-lecia Poznańskiego Oddziału TML i KPW. Prośba i zaproszenie zostało przyjęte i liczymy, że Jego Eminencja zaszczyci nasze jubileuszowe majowe uroczystości.

Niezapomnianą ucztą dla ducha, a w zamyśle formą podziękowania było piątkowe spotkanie całej naszej grupy z Janiną Zamojską i Haliną Makowską, wielce zasłużonymi dla Polaków na Kresach i kościoła katolickiego we Lwowie. Zaproszeni zostaliśmy na podwieczorek do jej niewielkiego pałacu, gdzie zajadaliśmy się wspaniałymi naleśnikami z serem i kapustą. Na zakończenie spotkania Pani Halina Makowska raczyła nas fragmentami poematów, których akcja i bohaterowie poruszali się w przestrzeni przedwojennego Lwowa. Klimat spotkania, wspaniałe wnętrza, a przede wszystkim osoba gospodyni, na chwilę przeniosły nas w czasy, które niestety bezpowrotnie minęły.

Piątkowe i sobotnie poranki to wizyty św. Mikołaja w kościele św. Marii Magdaleny. Po mszach św. o godz. 8.00 harcerze rozdawali mikołajkowe, drobne upominki wszystkim przybyłym na nabożeństwa dzieciom i dorosłym. Jak zawsze spotkało się to z ogromną życzliwością i sympatią, choć nie było zaskoczeniem, bo od lat właśnie w dzień św. Mikołaja harcerze są tam obecni z prezentami. 

Po ośmiu dniach pobytu we Lwowie nasza Akcja dobiegła końca. Jak zawsze obecność umundurowanych harcerzy, szczere długie rozmowy, nierzadko przy herbatce i skromnym ciasteczku, w atmosferze zbliżających się świąt Bożego Narodzenia pozwala naszym rodakom z nadzieją spojrzeć na trudy dnia codziennego, a przekazane dary godniej spędzić te najpiękniejsze ze świąt. Są to chwile, na które czekają przez cały rok. Należy tu podkreślić wkład pracy wielu życzliwych i oddanych ludzi, darczyńców i społeczników wspomagających to piękne dzieło. I za to wszystkim bardzo serdecznie dziękujemy.

 tekst i foto: Jacek Kołodziej

 

SYBERYJSKIE WSPOMNIENIA SYBIRAKÓW Z PODHAJEC I INNYCH OKOLIC

              W lutym 2013 roku minęły 73 lata od momentu pierwszych masowych deportacji Polaków na Sybir i do Kazachstanu przez zbrodniczy Związek Sowiecki. Tereny, do których zesłańcy byli transportowani róż­niły się tym, że na Syberii były bezkresne obszary tajgi, a w Kazachstanie  bezkresne obszary stepów.  10 lutego 1940 roku w nocy i wczesnym rankiem do tysięcy polskich rodzin  – mieszkańców Polskich Kre­sów Wschodnich –  wkroczyli NKWD-ziści  z  pistole­tem  w ręku i krzyczeli ,,wstawat’ sobirat’sia!”, W ten sposób budzili niczego nie spodziewających  się do­mowników, zwłaszcza  przerażone  dzieci. W latach 1940- 1941 były cztery masowe wywózki na Sybir. Związek Sybiraków stwierdza, że łącznie deportowano 1.350 tysięcy Polaków. Trzeba pamiętać, że sowieci więzili polskich jeńców wojennych i w 1945 roku wy­wozili śląskich górników (około 5 tysięcy). W następ­nych latach deportowano dalsze tysiące ludzi za nie popełnione winy, za które zostali oskarżeni w szcze­gólności żołnierze Armii Krajowej.

            W syberyjskiej tajdze na dalekiej północy, w Tei,, Siewiero Jenisiejskiego rejonu Krasnojarskiego Kraju,w łagrze NKWD, ulokowani zostali zesłańcy z powiatu Podhajce i  Brzeżany  woj. Tarnopolskiego,  w tym rodzina Gerlachów. Było nas tam około 500 osób. W pierwszych tygodniach zmarły tutaj małe dzieci i starcy. W okresie od marca 1940 do września 1941 roku zmarło 50 osób. Głód, choroby, niezwykle ciężka praca przy wyrębie sosnowego lasu prymityw­nymi narzędziami – piła i siekiera –  powodowały  dużą śmiertelność. Były przypadki, że z jednej rodziny umierały 2-3 osoby. Z mojej rodziny zmarł tutaj brat Tadeusz – miał 15 lat. Warunki, w których przyszła nam żyć i pracować były bardzo ciężkie. Wszystko to powodowało niezwykle traumatyczne przeżycia. Syn­drom sybiraka do dnia dzisiejszego powoduje lęk na wspomnienie o syberyjskiej gehennie. W mojej rodzi­nie w latach 1940-1945 zmarło 6 osób, rodzice, dwie siostry i dwóch braci.

            Obecnie, kiedy w lubskim kole wracamy rozmo­wach do lat zsyłki i związanych z nią przeżyć, moi przyjaciele Witek Zaleski i Janek Zujewski, chociaż niechętnie, bo byli bardzo młodzi i niewiele pamię­tają, zgodzili się na wypowiedź. Chociaż są to tylko fragmenty przeżyć, to jednak zasługują na uwagę.

            Witek Zaleski zapamiętał, że w lutym 1940 roku, kiedy przyszli do ich domu „wyzwoliciele”, to NKWD-zista z pistoletem w ręku kazał ojcu stać pod ścianą i nie pozwolił mu się poruszać. Tato stał tam przez cały czas, aż do momentu opuszczenia domu. NKWD-zista był razem ze swoimi pomocnikami Białorusinami. Jednym z nich był ich znajomy, który teraz przyszedł ich „wyzwolić od pańskiej Polski”. To oni przepro­wadzili rewizję, a ich komendant żądał od ojca wyda­nia pistoletu. Tato jako leśnik miał rewolwer, ale go zdał i miał na to pokwitowanie, ten dokument urato­wał mu życie. Nasza rodzina, rodzice, siostra Wanda i ja została deportowana 10 lutego 1940 roku. Ponad trzy tygodnie jechaliśmy w bydlęcych wagonach na wschód. Tym strasznym pociągiem dotarliśmy do sy­beryjskiej stacji Asino. Tutaj opuściliśmy wagony i oczekiwaliśmy, co dalej z nami zrobią sowieci. Po jakimś czasie nasze tobołki ułożyliśmy na oczekujące na nas sanie z zaprzęgniętym do nich koniem. Stąd ruszyliśmy w drogę do oddalonego o 60 km od stacji kolejowej Armiakowa, a dalej do zagubionych wśród tajgi i moczarów 5 baraków usytuowanych niedaleko od rzeki Juł. W tych barakach byli tylko Polacy. W niezwykle trudnych warunkach materialnych i  klima­tycznych, w tych zesłańczych barakach przebywaliśmy razem z innymi Polakami do  wiosny 1942 roku. Tato pracował w lesie przy wyrębie lasu. Trzeba było wy­konywać ustalone przez władze obozowe normy. Nad­zorujący Polaków Rosjanin decydował o tym, czy normy są wykonane. Prace trwały często przy bardzo niskich temperaturach, nawet do 40 stopni  mrozu. O tym, jaka jest w zimie temperatura, też on decydował, mierzył ją w iście sowiecki sposób. Przy zebranych i przygotowanych do pracy nabierał do garnuszka wody i kiedy norma była wykonana, to wodę wylewał dość wysoko w górę, na ziemię spadał lód. To miało znaczyć, że jest ponad 40 stopni mrozu i do roboty w lesie można było nie iść. Jednak, kiedy normy nie były wykonane, wodę wylewał bezpośrednio na ziemię i wówczas stwierdzał, że woda nie zamarzła i  należy iść do pracy  w tajdze.

             W 1941r.  zachorowała mama, nie potrafię powie­dzieć jaka to była choroba. Nie było tutaj żadnego lekarza. Tato dowiedział się, że gdzieś w oddalonej od naszych baraków o 15 km wiosce mieszka człowiek, który leczy ziołami. Nie wiem w jaki sposób ojciec się z nim umówił, ale pewnego dnia on oczekiwał na dru­gim  brzegu na nas i miał zioła. W tym samym czasie wybraliśmy się w drogę, doszliśmy do rzeki, trzeba było pokonać tę przeszkodę. Jednak nie mieliśmy łódki, w tej sytuacji  znaleźliśmy sporej wielkości su­chy konar, przy pomocy którego ja miałem przepłynąć na drugi brzeg. Wszedłem do rzeki, konar umieściłem pod piersią, tak że miałem wolne ręce. Ruchami rąk i nóg starałem się przepłynąć na drugi brzeg. Trwało to dość długo, bo woda znosiła mnie z nurtem rzeki, jed­nak szczęśliwe dotarłem do upragnionego brzegu. Wyszedłem z wody i wziąłem od niego zioła. Była sło­neczna pogoda i po odpoczynku wszedłem do rzeki, którą w ten sam sposób przepłynąłem i powróciłem do baraków. Podczas pokonywania rzeki, a miała ona jak sądzę ponad 50 metrów szerokości, nie pamiętam żebym się bał. Pamiętam tylko, że w baraku czekała na lekarstwo chora mama i to się wówczas liczyło, to było ważniejsze niż mój lęk. Miałem wtedy 10 lat, byłem zmęczony, ale szczęśliwy, że udało mi się tę wędrówkę odbyć i wrócić do zesłańczego baraku. Nie wiem jakie to były zioła, najważniejsze było to, że mama wyzdrowiała. Ja zaś stałem się małym bohate­rem i ważnym członkiem rodziny, bo przecież zdoby­łem dla mamy lekarstwo. Do dziś pamiętam syberyj­ską rzekę Juł i to, że ją samodzielnie przepłyną­łem. Dzięki zawartej przez generała Władysława Si­korskiego – premiera rządu na uchodźstwie – umowy ze Związkiem Sowieckim mogliśmy opuścić to miejsce i klimat, który powodował odmrożenia i inne choroby, a krótkie lato to jednak niewielka poprawa naszego bytu na tej dalekiej północy. W 1942 roku przenieśli­śmy się do Ałtajskiego Kraju w okolice Barnaułu, Krajuszenskiego rejonu. Zatrzymaliśmy się we wsi Powalicha, mieszkaliśmy w jednym domu z dwoma rodzinami Rosjan i Polaków. Przez jeden rok chodzi­łem tutaj do szkoły, byłem w piątej klasie. Potem pra­cowałem m.in. przy zwożeniu siana do stogu. Mama pracowała na fermie bydła, była dojarką, co umożli­wiało mi czasem napić się mleka, możliwość ta była istotnym elementem naszego wyżywienia. W 1943 roku tato został powołany do wojska organizowanego przez generała Berlinga. W nowej sytuacji obowiązek troski o mnie, siostrę i siebie spadł na barki mamy. W Powalisze byliśmy do maja 1946 roku. Gdy tylko po­wstała możliwość powrotu do Polski zaraz rozpoczęły się przygotowania. Niezwykle ważną sprawą było uzyskanie dokumentu ewakuacyjnego. W tym celu należało pojechać do oddalonego od nas o 60 km Barnaułu, dokąd jeździły ciężarowe samochody. Ma­mie udało się znaleźć taki samochód i pewnego dnia rano pojechała po zaświadczenie ewakuacyjne. Od­nalazła polską placówkę, która je wystawiała. Było tu wielu Polaków w tej samej sprawie. Mamie udało się dość szybko uzyskać upragnione zaświadczenie i ura­dowana, nie czytając jego treści, tym samym samo­chodem, tego samego dnia wróciła do Powalichy. Radość trwała jednak krótko, po przeczytaniu za­świadczenia okazało się, że nie została zapisana sio­stra Wanda. Radość zamieniła się smutek, bo już była umówiona data wyjazdu. Przecież bez Wandy nie pojedziemy! Mama musiała odbyć podróż do Barna­ułu drugi raz. Wróciła z nowym zaświadczeniem uprawniającym całą naszą trójkę do opuszczenia miejsca zsyłki i udanie się do stacji kolejowej w Bar­naule, skąd wyruszyliśmy również towarowymi wago­nami w drogę do upragnionej Polski. Tym razem po­ciąg nie był konwojowany przez wojsko NKWD. Do kraju przyjechaliśmy w maju 1946 roku. Zamieszkali­śmy w Górzynie, gdzie tato jako kościuszkowiec zajął gospodarstwo rolne i oczekiwał naszego powrotu.

            Janek Zujewski miał cztery latka, kiedy z mamą i młodszym bratem Waldemarem 10 lutego 1940 roku został deportowany do Kazachstanu. Jego rodzina, jak wiele innych, została skierowana w okolice Pawło­daru  i jako miejsce zsyłki wyznaczono wioskę o na­zwie  Łozowaja. Mieszkali w niej Rosjanie, ale byli też Gruzini, Kirgizi i Ukraińcy, a teraz dodatkowo Po­lacy, którzy byli przydzielani do mieszkających tu rodzin. Rodzinie Janka wyznaczono lepiankę, niby dom, na końcu wioski. Mieszkała w niej Ukrainka z dziećmi, córką i synkiem. W tej kwaterze było miejsce na kilka kur, parę owiec, była też mała kuchnia i płyta kuchenna, której człon był zbudowany z kamienia. W pomieszczeniu tym nasza trójka miała miejsce do spa­nia. Było za ciasno, ale nie mieliśmy innego wyjścia jak tylko pogodzić się z losem. Z opowiadań mamy Janek zapamiętał, że podczas deportacji z Rakowa  NKWD-zista Rosjanin mówił do mamy: „Choziajka  wsio bierite, wsio wam prigodit’sia” (Gospodyni za­bieraj wszystko, wszystko się wam przyda). Na to mama: ?To chyba w dobre miejsce nas wywieziecie, że pozwalacie zabrać rzeczy?. Jak wyglądało to dobre miejsce, przekonali się po kilkutygodniowej podróży do Kazachstanu i dalej do Łozowoj.

             Na zesłaniu mama pracowała w miejscowym koł­chozie, gdzie wykonywała różne prace polowe. Praca była bardzo ciężka, często od rana do wieczora. Za pracę otrzymywała jakieś zboże, które mełła na żar­nach, z tego robiła nam „lepioszki” – placki i goto­wała niby zupę. Cała troska o nas, dzieci i siebie spo­czywała wyłącznie na jej barkach. Opiekowała się nami i wykorzystywała każdą możliwość zdobycia dodatkowego pożywienia i dbania o nasze zdrowie. Ojca z nami nie było, gdyż w październiku 1939 r.  poszedł rano do pracy i tam został przez NKWD aresztowany, do domu już nie wrócił. Od tego czasu nigdy nie mieliśmy informacji o tacie i nie wiemy, co się z nim stało. Mój rozmówca przypomniał sobie dwa zdarzenia z okresu pobytu na zesłaniu w Łozowoj. Ich lepianka znajdowała się na samym końcu wioski, tro­chę na uboczu, dalej był już tylko step. W wigilię Bo­żego Narodzenia, był to rok 1944 lub 1945, kilka pol­skich rodzin spotkało się w centrum wsi u Polki, która miała większe pomieszczenie. Podczas tego spotkania toczyły się rozmowy o domach rodzinnych w Polsce, miało ono też charakter rodzinny, bo była modlitwa i opłatek, który zastępował cienki placek upieczony na kuchennej płycie. Były łzy, ale były też śpiewane nasze polskie kolędy, wszystko to potęgowało tęsknotę za domem rodzinnym i za Polską. Po wigilii wracaliśmy do swojej lepianki, cały czas trzymaliśmy się razem, ponieważ tego wieczoru nastała burza śnieżna-buran. Zamieć była tak duża, że nie było prawie nic widać, łatwo było stracić orientację. Idąc dalej, w pewnym momencie powiedziałem, że musimy już chyba skręcić w lewo, a nie dalej iść prosto, mama posłuchała mojej rady i trafiliśmy prosto do naszej lepianki. Gdybyśmy poszli dalej 10-20  kroków, byli byśmy w  bezkresnym stepie. W takiej sytuacji nie było by możliwości odna­lezienia naszej siedziby, mogliśmy po prostu zamarz­nąć w stepie. Wspominając to zdarzenie, Janek stwierdza, iż jego wyczucie terenu spowodowało wtedy uniknięcie najgorszego. W latach 1944-1945 chodził do szkoły i ukończył pierwszą i drugą klasę, świadectwa szkolne przechowuje do dnia dzisiejszego

            Był 1946 rok, minęło 6 lat zesłania, miałem 10 lat, mówi Janek. Przypomniał sobie jeszcze opowiadanie mamy o tym, co Rosjanie mówili między sobą o ła­grach – GUŁAGACH. Mówili tak: „Kto tam nie był, tot budiet, a kto tam był tot etowo nikogda nie zabu­diet”. (Kto tam nie był, ten będzie, a kto był ten nigdy tego nie zapomni).

            Sybiracy pamiętają ten tragiczny czas deportacji i walkę o przeżycie. Była to walka z głodem, choro­bami, mrozem i ciężka praca w lesie, stepie, kopal­niach i innych miejscach kaźni, powodowały one, że z zesłania nie powrócił co trzeci sybirak.                                       

            W latach syberyjskiego zesłania wywiezieni Polacy cierpieli za niepopełnione winy. To ci, którzy bez sądu i wyroku zostali pozbawieni swojego dobytku, wolno­ści  i utracili najbliższych. Syberyjską gehennę zgoto­wał Polakom zwyrodniały bolszewicki system – Zwią­zek Sowiecki. Wyłączną „winą” deportowanych było to, że byli Polakami. Obecnie sowieckim agresorom, którzy napadli w 1920 i w 1939 roku na niepodległą Polskę, w podwarszawskiej miejscowości postawiono  pomnik!!

Notował i opracował: Rodrycjusz Gerlach  A.D. 2013.

                                                          

 

 

        

OPŁATEK W ZAMKU

W dniu 13 grudnia b.r. (piątek) poznański Oddział TML i KPW organizuje świąteczne spotkanie, na które serdecznie zapraszamy. OPŁATEK odbędzie się w Sali Pod Zegarem (II piętro) o godz. 17.00. W świątecznej atmosferze będziemy dzielić się opłatkiem, śpiewać kolędy, spożywać wigilijne potrawy.

Stanisław Łukasiewicz zda relację z Akcji Charytatywnej, która będzie ilustrowana fotografiami Jacka Kołodzieja.

 

Hanna Dobias-Telesińska

Akcja charytatywna „SERCE DLA LWOWA”

Zarząd Poznańskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich serdecznie dziękuje wszystkim, którzy w sobotę 9 listopada i niedzielę 10 listopada wzięli udział w zbiórce darów dla naszych Rodaków zamieszkałych na dawnych Kresach Południowo-Wschodnich.

Kolejny raz mieliśmy okazję przekonać się o wrażliwości i hojności poznańskiego społeczeństwa, które licznie przystąpiło do zbiórki darów na terenie marketów „Piotr i Paweł” w Poznaniu. Dziękujemy także dyrekcji marketów, którzy wyrazili zgodę na przeprowadzenie akcji na ich terenie. Dziękujemy także harcerzom i wolontariuszom, którzy ofiarnie uczestniczą w akcji.

Informujemy, że podobna zbiórka będzie miała miejsce kolejny raz w dniach 23-24 listopada w godz. 10.00-19.00  w marketach Piotr i Paweł. Serdecznie zapraszamy wszystkich, którzy zechcą wesprzeć naszych Rodaków i sprawić, by dla nich Święta Bożego Narodzenia były radosne.

Wszelkie pytania odnośnie akcji prosimy kierować do: kol. Stanisława Łukasiewicza tel. kom. 502-243-385, lub pocztą e-mailową: poznan@lwowiacy.pl lub sl@stanluks.pl .

Wszystkie osoby, które pragną pomóc w pozyskiwaniu darów, przy przygotowaniu paczek, pakowaniu itp. zapraszamy i prosimy o zgłoszenie tel. 502-243-385.

Koszty wyjazdu na Kresy są bardzo duże, dlatego prosimy także o wsparcie finansowe. Środki finansowe prosimy przekazywać na nasze konto bankowe z dopiskiem „Serce dla Lwowa”:

06 1020 4027 0000 1302 0293 3455 

Nasz główny punkt operacyjny akcji mieści się w Szkole Podstawowej Nr 84 przy ul. Szczepana 3 (Dębiec), do którego prosimy przekazywać wszystkie dary.

Szczegółowy harmonogram zbiórki miejsca, terminy i godziny:

Miejsce i terminy zbiórki darów:

Dary od osób indywidualnych:

 1. Szkoła Podstawowa nr 84   Poznań ul. Św. Szczepana 3 (Dębiec)  

Od 21 do 27 listopada w godz. 13.00 – 18.00

Dary ze szkół, instytucji:

 2. Szkoła Podstawowa nr 84  Poznań ul. Św. Szczepana 3 (Dębiec)

Od 21 do 23 i 25 do 26 listopada w godz. 13.00 – 18.00

Liczymy na życzliwą pomoc, za co z góry serdecznie dziękujemy.

Stanisław Łukasiewicz

                                                

AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA LWOWA”

Rozpoczynamy świąteczną zbiórkę darów dla naszych Rodaków na Kresach, które pragniemy przekazać na początku grudnia.

W sobotę i niedzielę 9-10 oraz 23-24 listopada w godz. 10.00-19.00  w marketach Piotr i Paweł w Poznaniu członkowie naszego Oddziału wraz z uczniami szkół poznańskich będą zbierać dary.

Nasza zbiórka organizowana jest także w Szkole Podstawowej nr 84 na Dębcu ul. Św. Szczepana 3 w następujących dniach:

21.11. – godz. 13.00-18.00

22.11. – godz. 13.00-18.00

23.11. – godz. 15.00-18.00

24.11. – godz. 15.00-18.00

25.11. – godz. 13.00-18.00

26.11. – godz. 13.00-18.00

27.11. – godz. 13.00-18.00

Zbierać będziemy:

Trwałą żywność:

Herbata, kawa, kakao, konserwy mięsne (szynka, pasztet), konserwy rybne, cukier, kisiel, budyń, galaretki, sery, tłuszcze, olej, przetwory, ryż, makaron, itp.

Słodycze:

Cukierki, czekolada, ciastka, batony itp.                        

Środki czystości:

Proszki i płyny do prania i płukania, płyny do naczyń, środki czystości do kuchni, WC, okien itp.

Środki higieny osobistej:

Pasta do zębów, szczotki do zębów, szampon, krem, mydło, żele do kąpieli itp.

Artykuły szkolne:

Kredki, pisaki, długopisy, bloki rysunkowe, zeszyty, plastelina, itp.

Za w/w dary serdecznie dziękujemy.

Stanisław Łukasiewicz 

TOWARZYSTWO MIŁOŚNIKÓW WILNA I ZIEMI WILEŃSKIEJ ZAPRASZA

Polecamy i serdecznie zapraszamy w imieniu Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Poznaniu

 

16 listopada – sobota – Matki Bożej Ostrobramskiej, Matki Miłosierdzia – kościół św. Wojciecha, na Wzgórzu Św. Wojciecha 

– 14.30 – 15.55 salka katechetycza – śpiewy patriotyczne (z akompaniamentem akordeonisty) i słowo wiążące w związku z Rokiem Żołnierzy Wyklętych,

– 16.00 – Msza św. (niedzielna), a po mszy zapalenie zniczy przy tablicy poświęconej BOHATEROM ARMII KRAJOWEJ OKRĘGÓW WILEŃSKIEGO i NOWOGRÓDZKIEGO

21 listopada – czwartek – Sala Biesiadna w Gospodzie Pod Koziołkami – Stary Rynek 95

12.00 – 16.00 – czytanie „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej z inspiracji dyrektora projektu Verba Sacra Przemysława Basińskiego –  nauka pieśni „Za Niemen”, „Ty pójdziesz górą”…

23 listopada – sobota – kino MUZA ul. Święty Marcin 30 – spotkanie z aktorką grającą rolę Justyny w filmie „Nad Niemnem”

 

24 listopada – niedziela – kościół Bożego Ciała (fundacji Władysława Jagiełły), ul. Strzelecka 40  (w wigilię św. Katarzyny w 603 rocznicę Wiktorii Grunwaldzkiej),  „Bigos Nowogródzko-Wileński po Wielkopolsku”

17.30 – pokaz multimedialny Krzysztofa Styszyńskiego

18.00 – Msza św. z udziałem Chóru Męski AKORD ze Swarzędza

19.00 – na dziedzińcu kościelnym ognisko i biesiada przy bigosie i śpiewach

20.00 – w salce koncert Jacka Kowalskiego w związku ze 150 rocznicą Powstania Styczniowego

 

5 – 8 grudnia – kościół Św. Krzyża, ul. Częstochowska 16  

12.00 – 20.00zbiórka darów dla Rodaków na Wileńszczyźnie 

 

7 grudnia – sobota – Akademia Muzyczna Aula Nova Święty Marcin 87

17.00 –  koncert dla Wilnian

 

9 – 12 grudnia – wyjazd z darami do Wilna

 

Z poważaniem

Krystyna Liminowiczowa

www.tmwizw.republika.pl

PARAFIA W SKOLEM

Ks. Łukasz Walawski jest administratorem parafii w Skolem na Ukrainie. Interesuje się tym, kto z członków Towarzystwa lub ich rodzin pochodzi ze Skolego lub jego okolic.

Parafia p.w. Siedmiu Boleści Matki Bożej jest miejscem wielu wspomnień. Ks. Łukasz Walawski deklaruje współpracę w wymianie informacji z metryk parafialnych i historii.

Hanna Dobias-Telesińska

AKCJA „BURZA”

Akcja „Burza”, największy zryw niepodległościowy w najnowszych dziejach Polski i nie tylko, zaczęła się 15 styczna 1944 r. na Wołyniu, przetoczyła przez ziemię: Wileńską, Nowogródzką i Lwowską oraz inne rejony kraju, a zakończyła de facto z chwilą kapitulacji Powstania Warszawskiego 2 października 1944r. Najpiękniejsza, choć tragiczna, karta z historii Armii Krajowej, ciągle do końca nie znana szerokim rzeszom naszych rodaków, a i w szkołach nie poświęca się tym wydarzeniom zbyt dużo czasu i uwagi. A przecież to przykład patriotyzmu pierwszej wody, wywodzący się w prostej linii z tradycji niepodległościowych narodu polskiego, sięgający korzeniami czasów powstań; kościuszkowskiego, listopadowego, styczniowego i zrywu wybijającego na niepodległość II RP. Zbliżająca się szybkimi krokami 70 rocznica tego ważnego wydarzenia nadal wzbudza dużo emocji, zarówno wśród żyjących jeszcze uczestników tego bojowego zrywu jak i  u potomków żołnierzy, którzy tego dnia nie doczekali. Rodzi się pytanie czy po 24 latach od uzyskania prawdziwej suwerenności naszego kraju, ta rocznica uzyska godną oprawę ze strony władz państwowych i nie stanie się politycznym zakładnikiem działań rządu, czego doświadczyliśmy w przypadku Kresów już nie jeden raz? Czy ogólnopolskie media opiniotwórcze  zajmą się tematem z właściwą estymą i powagą? Jest to również 70 rocznica odtworzenia pułków i Dywizji Piechoty oraz pułków i Brygad Kawalerii istniejących przed wojną w Wojsku Polskim. Decyzja o podjęciu „Burzy” zapadła w 1943 r. jako alternatywa dla planu powstania powszechnego opracowanego w latach 1940-1942. Zakładał on, że wystąpienie AK zostanie wsparte przez regularne oddziały Polskich Sił Zbrojnych z Zachodu. Kluczowymi elementami wsparcia miały być działania lotnictwa startującego początkowo z baz na zachodzie, a później z opanowanych przez powstańców lotnisk krajowych, a także formowana w Wielkiej Brytanii 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa (Wbrew przeznaczeniu, wzięła udział w największej operacji powietrznodesantowej II wojny światowej, noszącej kryptonim „Market-Garden”). Nowy plan zakładał, że głównym celem „Burzy” było podkreślenie woli walki z Niemcami, nawet w sytuacji niekorzystnego stosunku sił, i zamanifestowanie suwerenności Rzeczypospolitej na Kresach Wschodnich, które Sowieci po agresji 17 września 1939 r. uważali za część ZSRS. Zarówno cel jak i zadanie, jakie postawiono przed Armią Krajową było niewykonalne, a jednak rozkaz wydano.

W rozkazie z 20 listopada 1943 r. komendant główny Armii Krajowej, generał Tadeusz Komorowski „Bór”, wydał rozkaz do przeprowadzenia akcji „Burza” na Kresach Wschodnich, dla zaznaczenia polskiej suwerenności .

Sprecyzował również stosunek legalnych władz Polski Podziemnej do wkraczającej Armii Czerwonej. Podkreślił, że nie można dopuścić do działań zbrojnych przeciwko wkraczającym wojskom sowieckim. Co więcej oddziały AK, które miały wcześniej konflikty z partyzantką sowiecką miały być przeniesione na inne tereny. Przykładem może być 5. Brygada Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” zwana brygadą śmierci, która została wycofana z Wileńszczyzny, ponieważ miała wcześniej liczne konflikty z partyzantką sowiecką.

Kierownictwo polskiego podziemia nie wiedziało, że rozpoczynająca się tydzień później konferencja w Teheranie przesądzi o losie Kresów Wschodnich, które zostaną oddane w ręce Sowietów.

 Zgodnie z przewidywaniami, jako pierwsi „wyzwoliciele” na ziemiach Rzeczypospolitej pojawiła 4 stycznia 1944 r. Armia Czerwona , która przekroczyła granicę sprzed września 1939 r.

W tej sytuacji Komendant Okręgu Wołyń AK, płk Kazimierz Bąbiński „Luboń”, wydał 15 stycznia 1944 r. rozkaz rozpoczęcia „Burzy”. Działania bojowe miały prowadzić skoncentrowane w zachodniej części województwa wołyńskiego oddziały AK, z których sformowano 27. Wołyńską Dywizję Piechoty. Po ogłoszeniu mobilizacji wśród polskiej ludności Wołynia, dywizja w kwietniu 1944 r. osiągnęła stan 6.800 żołnierzy. Dywizja ta podjęła współdziałanie z Armią Czerwoną, tocząc szereg walk z wojskami niemieckimi. Niemcy konsekwentnie dążyli do zniszczenia polskiej jednostki. Rzucili przeciwko niej znaczne siły piechoty wspartej przez artylerię, broń pancerną oraz lotnictwo. Dywizja, która na mocy rozkazu Komendy Głównej nie mogła wycofać się na ziemie centralnej Polski, podjęła próbę wymknięcia się przez bagna z okrążenia i przebić przez front na stronę sowiecką. Jedno ze zgrupowań dywizji, pod dowództwem kpt. Kazimierza Rzaniaka „Garda”, dotarło nad Prypeć i przystąpiło do przeprawy. Sowiecka artyleria, podobno „omyłkowo” położyła zaporę ogniową przed Polakami i zdziesiątkowała żołnierzy AK. Kpt. „Garda” zaginął bez wieści, jego ocalałych żołnierzy wcielono do 1. Armii Ludowego Wojska Polskiego i zmuszono do złożenia nowej przysięgi. Tymczasem Dowódca AK drogą radiową wyraził zgodę na opuszczenie Kresów i główne siły 27. WDP zawróciły na zachód i przeszły na Lubelszczyznę. Tu dywizja kontynuowała „Burzę” wyzwalając Lubartów, Kock i Firlej. 600 kilometrowy szlak bojowy 27. WDP zakończył się 25 lipca 1944 r. w Skrobowie, gdzie żołnierze AK zostali otoczeni przez jednostki sowieckie i zmuszeni do złożenia broni. Tak zakończyła się współpraca z Armią Czerwoną. Wykorzystano ich, gdy byli przydatni i aresztowano, gdy mogli zagrozić planom związanym z nowymi porządkami w Polsce. Pierwsze doświadczenia ze współpracy z Armią Czerwoną na Wołyniu uświadomiły dowództwu AK, że osiągnięcie założonych celów politycznych jest niemożliwe. Zdecydowano o zmianie taktyki, czyli zdobywanie dużych miasta takich jak: Wilno, Lwów, czy Lublin. Miały one zostać opanowane uderzeniem operujących w terenie oddziałów AK, wspartym powstańczymi działaniami garnizonów tych miast. Nikt nie znał wtedy dyrektywy naczelnego dowództwa Armii Czerwonej z 14 lipca 1944, nakazującej rozbrajanie oddziałów Armii Krajowej. Wilno jako pierwsze miało zostać zdobyte siłami okręgów wileńskiego i nowogródzkiego, dowodzonymi przez ppłk Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”. Operacji nadano kryptonim „Ostra Brama”. 7 lipca 1944 r. wieczorem 14.800 żołnierzy AK miało przystąpić do akcji. Operacja rozpoczęła się o świcie 7 lipca, ale z przewidywanych sił dotarło na miejsce koncentracji zaledwie około 1/3. Samodzielne zdobycie miasta przez jednostki AK okazało się niemożliwe. W efekcie Wilno zostało opanowane połączonymi siłami 9 tys. żołnierzy AK i kilkudziesięciu tysięcy Sowietów dopiero 13 lipca. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że część sił polskich, które nie brała udziału w bezpośrednich walkach w mieście, walczyła pod Mejszagołą, Ejszyszkami i Krawczunami, gdzie II Zgrupowanie mjr dypl. Mieczysława Potockiego „Węgielnego” zatrzymało przebijające się na zachód jednostki wileńskiego garnizonu i zdążający im z odsieczą pułk spadochronowy. Po opanowaniu miasta specjalne grupy NKWD aresztowały dowództwo i rozbroiły żołnierzy AK (ponad 6.000 szeregowych i oficerów). Rozbrojeni żołnierze AK zostali wywiezieni w głąb ZSRR. Część oddziałów, która wymknęła się Sowietom ukryła się w Puszczy Rudnickiej. W walkach o Wilno nie zdążyło wziąć udziału zgrupowanie stołpeckie liczące około 900 żołnierzy. Dowodzący nim por. Adolf Pilch „Góra”, „Dolina” doprowadził swoich żołnierzy do Puszczy Kampinoskiej, gdzie stanowili trzon Zgrupowania „Kampinos” wspierającego później Powstanie Warszawskie.

Bezpośrednio przed „Burzą” w trudnej sytuacji znalazł się okręg Tarnopol. Choć jego stan ewidencyjny był najwyższy (14.325 żołnierzy), to w skutek tymczasowego zatrzymania się linii frontu, tereny wschodnich obwodów znalazły się poza oddziaływaniem „Burzy”, a zachodnie zostały nasycone niemieckimi jednostkami frontowymi. Okręg Stanisławów także utracił teren do Kołomyi, a ponadto przez jego kadrę przeszły dwukrotnie aresztowania, co oznaczało konieczność jej odbudowy. Mimo to okręg ten już w trakcie „Burzy” liczył 7.574 ludzi i tworzył sześć kompanii 11 Karpackiej DP.

W dniu 13 lipca do ogólnej ofensywy letniej przystąpiły armie I Frontu Ukraińskiego, uderzając w kierunku na Lwów i Rawę Ruską. Już 16 lipca dwie armie pancerne (3 gwardyjska i 4) przełamały obronę niemiecką i szybko parły na Lwów. W tym samym czasie 1 armia pancerna oraz 3 gwardyjska sforsowały Bug pod Dobroczynem i Sokalem i posuwały się na Rawę Ruską. W tej sytuacji musiały ulec zmianie cele Akcji „Burza” dla okręgu Tarnopol, bowiem Niemcy zamykani w kotłach sami bronili się niszczeniem linii komunikacyjnych, a oddziały AK zamiast je niszczyć, musiały je teraz ochraniać. Do akcji weszły oddziały 51 i 52 pułków piech. I tak np. 2 kompania 51 pp. AK z 12 DP pod dowództwem ppor. Motylewicza „Topoli” uratowała przed wysadzeniem trzy mosty pod Brzeżanami, czym przyspieszyła zagonowy marsz pancernych jednostek sowieckich. Stoczono także większe bitwy w Tarnopolu i w położonych na południe od niego Mikulińcach. Niestety działania te nie mogły mieć miejsca na pełną skalę, bowiem duża część 12 DP AK pod dowództwem kpt. Garwola „Dziryta”, skoncentrowana w lasach na zachód od Brzeżan uległa rozbrojeniu przez Armię Czerwoną i nie wzięła udziału w „Burzy”. Mimo to, po ruszeniu kolejnej ofensywy radzieckiej, w połowie lipca siły okręgu uderzyły na Niemców. Miedzy innymi zgrupowanie oddziałów partyzanckich 52 pp. AK pod dowództwem inspektora złoczowskiego por. Mieczysława Lipy „Wichury” pobiło nieprzyjaciela pod Złoczowem.

W okręgu Stanisławów Akcja „Burza” została przeprowadzona zgodnie z rozkazami, jednak do dzisiaj brakuje wiarygodnych i pełnych relacji, na temat całości działań. Dotyczyło to również przydzielonego, (po uszczupleniu okręgu) Inspektoratu AK Drohobycz z okręgu Lwów, gdzie bardzo dobrze uzbrojony oddział leśny pod dowództwem chor. Ekierta „Pogardy” wziął udział w walkach o miasto. Kolejnym dużym miastem był Lwów. W bezpośrednich walkach o miasto uczestniczyło około 5 tys. żołnierzy AK pod dowództwem płk. Władysława Filipkowskiego „Cis”. Polacy wykorzystując pancerne wsparcie (sowieckie czołgi pozbawione osłony piechoty) zdobyli szereg gmachów publicznych i wyparli niemiecki garnizon. 27 lipca 1944 r. zakończyła się akcja „Burza” we Lwowie. Po trwających sześć dni walkach prowadzonych przez wojska sowieckie 4. armii pancernej wspólnie z siłami AK wyparto z miasta Niemców. 28 lipca 1944 r., w dzień po zakończeniu walk, Sowieci internowali oficerów Komendy Okręgu i 5. DP oraz rozbroili część oddziałów AK. W tej sytuacji znaczne siły AK odeszły na zachód. Niektóre oddziały Obszaru Lwów próbowały – wykonując rozkaz gen. T. Komorowskiego z 14 VIII 1944 r. – dojść z odsieczą do walczącej Warszawy. Czyniło tak zgrupowanie „San” kpt. W. Szredzkiego (III batalion 26 pp AK), sformowane w Inspektoracie Zachodnim Okręgu Lwów, w skład którego wszedł też utworzony w Obwodzie Sambor oddział ppor. Jana Jędrachowicza i chór. Adama Ekierta, ale zostało ono rozbrojone 18 VIII przez NKWD w okolicach Rudnika. Na pomoc stolicy udał się jednak 68-osobowy oddział, sformowany w Inspektoracie Rzeszów i dowodzony przez kpt. Mieczysława Chendyńskiego, ale został rozbrojony w lasach koło Sokołowa. Wielu oficerów i żołnierzy zesłano potem w głąb ZSRR.

Rozkaz do operacji „Burza” dla Okręgu Lublin AK wydano 14 lipca 1944 r. Dowodzący okręgiem gen. bryg. Kazimierz Tumidajski „Marcin”, dysponował znacznymi siłami. Znalazła się tu między innymi zaprawiona we wcześniejszych walkach 27. Wołyńska DP, oraz odtwarzane na miejscu 3. i 9. DP AK. W walkach wzięło udział około 12.000 żołnierzy AK wyzwalając znaczne tereny, w tym kilkanaście miasteczek. Oddziały AK w wielu przypadkach walczyły ramię w ramię z jednostkami Armii Czerwonej. Tu też historia się powtórzyła.

Gen. K. Tumidajski 29 lipca 1944 r. został zmuszony do wydania rozkazu rozwiązującego podległe mu oddziały. Żołnierzy AK przymusowo wcielano do ludowego Wojska Polskiego lub osadzano w obozach internowanych.

Na koniec nie można zapomnieć o Polesiu. Akcja „Burza” w tym okręgu była prowadzona od 15 do 30 lipca 1944 przede wszystkim w rejonie Berezy Kartuskiej, Kobrynia i Brześcia oraz Pińska. Zamierzano opanować teren na północ i wschód od Brześcia. Dowódcą odtwarzanej 30 dywizji mianowano ppłk. Henryka Krajewskiego „Trzaska”. Koncentracja miała nastąpić w lasach nurzeckich, gdzie znalazły się wcześniej oddziały partyzanckie, mjr Stanisława Juliana Trondowskiego „Grzmota” i 83 Pułk Piechoty AK tworzony w Puszczy Białowieskiej. Dywizja osiągnęła stan około 1.000 ludzi.

30 Poleska Dywizja Piechoty AK (w sile 8 kompanii) nadeszła ze wschodu wkraczając na przedpola Warszawy. Wyzwoliła ona między innymi: Węgrów, Radzymin, Mińsk Mazowiecki. Niestety i tym razem Sowieci potraktowali AK jak wcześniej opisano. Przyjęli pomoc AK w wyzwalaniu wschodnich obszarów Polski, zostawiają często polskie oddziały wobec przeważających sił niemieckich, a potem likwidują ujawnione i osłabione polskie struktury wojskowe i polityczne. Na początku sierpnia oddziały polskie zostały rozbrojone przez Sowietów, a znaczną część żołnierzy wywieziono do łagrów.

Tak zakończyła się ostatnia batalia zbrojna AK o suwerenność Kresów Wschodnich II RP. Pod względem militarnym akcja „Burza” osiągnęła główne cele, zdobyto kilka dużych miast np. Wilno czy Lwów, gdzie na kilka godzin załopotały polskie flagi. Fakt odtworzenia części dywizji i pułków walczących w 1939 r. podkreśliło nieprzerwaną obecność Polskich Sił Zbrojnych na Kresach, co posiadało nie tylko znaczenie symboliczne, co wyraziło nawet uznaniem Armii Krajowej za wojska sprzymierzone przez dowództwo frontowe Armii Czerwonej. Oczywiście wszelkie ustalenia były nieważne dla sowieckich służb bezpieczeństwa głównie NKWD i kontrwywiadu wojskowego Smiersz, wkraczających na ziemie polskie wraz z oddziałami Armii Czerwonej. Aresztowania, rozbrajanie i rozstrzeliwanie mniejszych oddziałów Armii Krajowej przez NKWD, to była normalna procedura. Tak np. dokonało egzekucji żołnierzy AK w Rożryszczu, Przebrażu, Łozowie i Antonówce na Wołyniu. Aresztowanych żołnierzy przymusowo wcielano do Armii Berlinga, a oficerów wywożono w głąb Rosji. Ogółem, na skutek działań sowieckich służb bezpieczeństwa, głównie NKWD, w więzieniach i obozach zamknięto 50.000 żołnierzy AK uczestniczących w akcji „Burza”, głównie za odmowę wstąpienia do armii Berlinga. NKWD wobec Polaków zamieszkujących tereny wschodnie od listopada 1944 r. zastosowało terror we wszystkich możliwych formach. Dla przykładu zamordowano 9.800 Polaków w powiecie lidzkim, w szczuczyńskim kolejne 8.000, a w oszmiańskim 6.000. Rozpoczęły się deportacje ludności cywilnej, np. z samego Wilna deportowano 35.000 Polaków, wymuszając oświadczenia, iż wyjeżdżają oni z własnej woli? W miejsce wywiezionych osiedlano Rosjan. Wysiedlenie Polaków ze Lwowa to największa (obok wileńskiej) miejska operacja przesiedleńcza dokonana na terenie dawnych województw wschodnich Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1944-1946 w ramach przymusowych przesiedleń ludności na obszar Polski pojałtańskiej. Ogółem od maja 1945 roku do końca listopada 1946 roku przesiedlono (w warunkach dramatycznego zmagania się z oporem mieszkańców miasta) transportami kolejowymi 130-140 tysięcy polskich lwowian (według oszacowań Zofii Lewartowskiej). Tzw. „repatriacje” objęły całe Kresy Wschodnie II RP zmuszające Polaków do opuszczenia ojcowizny i ojczyzny. To był kres Kresów Wschodnich II RP. W tym miejscu zapewne nie jednemu z czytelników nasuwa się pytanie: czy warto było podejmować tą walkę?

Decyzja o podjęciu walki była trudna i krwawa, ale słuszna. Dzięki niej zamanifestowaliśmy wolę walki o niepodległość i wolność i nie staliśmy się siedemnastą republiką sowiecką” – powiedział  podczas otwarcia wystawy z okazji 60 rocznicy, Janusz Kurtyka, dyrektor krakowskiego oddziału IPN. Dodał też:

Przez całe lata oficjalnie nie mówiło się o tym, że Rzeczpospolita zaczynała się nie na Sanie, ale na Zbruczu i tam się zaczęła „Burza”. Od lat 60. identyfikowało się ją z Powstaniem Warszawskim. Ale „Burza” to nie tylko Powstanie Warszawskie”.

Celowo przypominam tą wypowiedź, aby zwrócić wszystkim uwagę na fakt, że przez minione 10 lat od tej wypowiedzi nikt nie podjął tego tematu we właściwej formule.

Na koniec wypada powiedzieć, że wszystko co powyżej zostało napisane jest  tylko szkicem, a może nawet tylko konturem wydarzeń, skierowanym do tych wszystkich co żyją tym co jest tu i teraz.

 

Rzecznik inicjatywy międzypokoleniowej >> OBOK <<  (Ostatniej Batalii O Kresy);

Bogusław Szarwiło

Więcej i szerzej:

„BURZA” Armia Krajowa w 1944 r.- Grzegorz Jeżewski

Władysław Filar : „Burza” na Wołyniu – Wydawca: Rytm 2010

Płonące Kresy. Operacja „Burza” – Damian Markowski -Wydawca Rytm 2011

Roman Korab-Żebryk: Operacja wileńska AK. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1985

Światowy Związek Żołnierzy AK pod red. Tadeusza Przyłuckiego: Czas Burzy w 50. rocznicę operacji „Burza”. Warszawa: Zakład poligraficzny Akcydens, 1994

Z. Boradyn, A. Chnielarz, H. Piskunowicz: Z dziejów Armii Krajowej na Nowogródczyźnie i Wileńszczyźnie. Radom: Ośrodek Kształcenia i Doskonalenia Kadr, 1997

Bolesław Tomaszewski, Jerzy Węgierski – Zarys Historii Lwowskiego Obszaru ZWZ-AK, Warszawa 1981

Juchniewicz Mieczysław, Na wschód od Bugu, Polacy w walce antyhitlerowskiej na ziemiach ZSRR 1941-1945, Warszawa 1985.

Marek Ney-Krwawicz, Armia Krajowa. Szkic Historyczny, Wydawnictwo Ars Print Production, Warszawa 1999

 Wojciech Roszkowski, Najnowsza historia Polski 1914-1945, Świat Książki, Warszawa 2003

 

 

APEL

Do środowisk kresowych i patriotycznych o wspólne obchody i upamiętnienie „70 rocznicy Ostatniej batalii zbrojnej, kresowych żołnierzy AK, o niepodległość i suwerenność Kresów Wschodnich II RP.”

„Wciąż ta sama na sercu troska: Że tam gdzieś zostały trzy ziemie: Wileńska, Wołyńska i Lwowska. Jak w nowych Księgach Pielgrzymstwa, Genesis naszego tułactwa: Trzy ziemie, trzy ofiary największego na świecie łajdactwa”.

Nie pamiętam nazwiska autora, za co gorąco przepraszam, ale powyższe słowa zapadły w pamięć. „Tak, tych Kresów, które były, już nie ma. Przynajmniej na żadnej współczesnej mapie. (…) Wilno z Uniwersytetem Stefana Batorego, Lwów – najpiękniejsze i najweselsze z miast międzywojennej Polski, a także dziesiątki innych, mniejszych ośrodków kresowej tożsamości, które należały do II Rzeczpospolitej(…) Granica nakreślona przez Stalina odcięła raz jeszcze to, co historycznie pojmowano przez pojęcie Kresów od tego, co zostało wyznaczone na mapie dla Polski”. To słowa Andrzeja Nowaka autora „Elegii o Kresach” będącej wstępem do książki „Czarna księga Kresów” którą napisała Joanna Wieliczka-Szarkowa. Zabrano nam Kresy, to fakt którego nie zmienimy, historii kresowej zabrać jednak nie pozwólmy sobie odebrać. 

70 lat temu: w listopadzie 1943 r. komendant główny Armii Krajowej, generał Tadeusz Komorowski „Bór”, wydał rozkaz do przeprowadzenia akcji „Burza” na Kresach Wschodnich, dla zaznaczenia polskiej suwerenności. 

„Burza” przetoczyła się przez całe Kresy, poczynając od Wołynia przez Wileńszczyznę, Ziemię Nowogródzką, Podole, Ziemię Lwowską docierając na pozostałe ziemie polskie okupowane przez Niemców. Ostatnim akordem akcji „Burza” było Powstanie Warszawskie. Armia Krajowa jako spadkobierczyni i kontynuatorka tradycji Sił Zbrojnych II RP podjęła się bardzo trudnego zadania. Z perspektywy czasu wiemy, że niemożliwego do zrealizowania. Rząd Polski na uchodźctwie, mimo świadomości o olbrzymim stopniu trudności w realizacji celu, zdecydował się na podjęcie tej trudnej decyzji. Żołnierze kresowi nie byli politykami i zgodnie ze złożoną przysięgą AK wykonywali sumiennie rozkazy swoich dowódców. Byli patriotami walczącymi za ojczyznę i ojcowiznę nie szczędząc potu i krwi.

To byli „Nasi Wielcy Poprzednicy”, tak ich określił Jerzy Scheur,  nieżyjący już prezes fundacji „POLSKA SIĘ UPOMNI” prezentujący materiał na sesji popularnonaukowej „Internowani z Regionu Łódzkiego”, w 20 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Łowiczu (grudzień 2001 r.). Materiał był poświęcony akcji „Burza” na całych Kresach Wschodnich i dramatowi polskiego podziemia w okresie nowej, sowieckiej okupacji.  W podsumowani powiedział m.n.: Wielu Polaków do dziś nie zna swojej historii. Ci, którzy trafili do Łowicza w 1981 i 1982 roku, tę historię znali: wiedzieli też jak ciężkie poniosła Polska straty za przyczyną III Targowicy i jak Wielkich mieli Poprzedników?”

Za motto prezentowanego materiału autor przyjął myśl z wykładów prof. Józefa Chałasińskiego:

„Naród tworzą ludzie Honoru, ludzie świadomi wspólnych wartości,którym służyły pokolenia ich poprzedników…”

Te słowa nie wymagają komentarza i właśnie w imię tych wspólnych wartości warto skonsolidować środowiska kresowe i patriotyczne, z okazji:

70 rocznicy Ostatniej batalii zbrojnej, kresowych żołnierzy AK, o niepodległość i suwerenność Kresów Wschodnich II RP”.

Nigdy do tej pory nie było wspólnych obchodów wszystkich środowisk kresowych zorganizowanych z tej okazji. Najwyższy czas na zwarcie szeregów i podjęcie wspólnej pracy na rzecz upowszechnienia wiedzy na temat tego wielkiego zrywu niepodległościowego. ŚZŻ AK (Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej)  wspólnie z  FPPP (Fundacją  Polskiego Państwa Podziemnego)  również  wystosowały „Apel”: O godne upamiętnienie ważnych dla Polski wydarzeń historycznych i rocznic w roku 2014. W apelu tym obie organizacje zwracają się cyt. „o szczególnie uroczyste upamiętnienie tych wydarzeń i rocznic, stosownie do ich charakteru”.  Co prawda nie ma tam wyraźnie wyeksponowanej  „70 rocznicy Ostatniej batalii zbrojnej, kresowych żołnierzy AK, o niepodległość i suwerenność Kresów Wschodnich II RP”, ale właśnie z powodu jej charakteru warto podjąć trud wspólnych obchodów. Mnogość organizacji kresowych funkcjonujących w naszym kraju objawia się analogiczną liczbą różnych obchodów rocznicowych w lokalnych środowiskach. Jedni robią to bardziej okazale, inni mniej, ale chwała im wszystkim za utrzymywanie pamięci. Jest to w dużej mierze pokłosie polityki minionego czasu i systemu, takie drobne, kuluarowe obchody miały mały zasięg i wydźwięk, tym samym nie szkodziły polityce państwa. Wszystko, co wiąże się Kresami było i jest nadal niewygodne dla politycznych celów obozu władzy. Wynika to z nikłej wiedzy historycznej naszych polityków, co wcale nie służy tak dobrze polskiej polityce zagranicznej, ale to już inna bajka. Gdyby powstał wspólny front kresowy można by wiele dobrego zrobić na rzecz spuścizny kresowej. Zbliżająca się okrągła 70 rocznica „Ostatnich walk jakie kresowe formacje bojowe AK, stoczyły od Wilna po Lwów, o niepodległość  Kresów”, jest ostatnią okazją by uhonorować jeszcze żyjących żołnierzy i przekazać następnym pokoleniom prawdę historyczną o tych wydarzeniach. Każdy z nich powinien zostać odznaczony „Krzyżem Powstańców Kresowych”, odznaczeniem którego nie ma, a powinno być od co najmniej 20 lat.

Za przykład może służyć tu ustanowiony w 1921 r. „Krzyż Powstańców Wołyńskich”. Żołnierze Kresowi wykonali swoje zadanie najlepiej jak mogli, a prawdziwego podziękowania nie doczekali się do dziś. Nie czekając na to co uczyni w sprawie tej rocznicy III RP, środowiska kresowe i patriotyczne powinny już 20 listopada tego roku zainaugurować uroczyste obchody. Warto również przypomnieć, że w tym roku a konkretnie od 28 listopada do 1 grudnia przypada następna smutna 70 rocznica odebrania nam prawa do Kresów Wschodnich II RP na Konferencji „Wielkiej Trójki” w Teheranie.

Stosowna kampania medialna rozpoczęta już w tym roku powinna zaowocować efektami w 2014 r., w 24 rocznicę odzyskania pełnej suwerenności przez nasz kraj. Jak potrzebne są te działania wskazuje chociażby rozpoczęta kampania medialna w sprawie obchodów 70 rocznicy „Powstania Warszawskiego” Jak ustaliła „Rz” (Janina Blikowska w art. „Zaproszą każdego powstańca” z  02-10-2013), zostaną na nie zaproszeni wszyscy żyjący powstańcy warszawscy, ale też  uczestnicy innych powstań” w Paryżu i Bańskiej Bystrzycy na Słowacji. (…)  Chcemy zaprosić do Warszawy mera Paryża, razem z powstańcami. Mało kto pamięta, że w sierpniu 1944 r. wybuchło też powstanie w Paryżu, w którym zginęło 1,5 tys. osób – mówi Baranowski. Zapowiada, że do Warszawy zaprosi także mera Bańskiej Bystrzycy oraz tamtejszych powstańców.. (…) będą to uroczystości międzynarodowe?. (…)Przede wszystkim jednak władze Warszawy wyślą zaproszenie do wszystkich żyjących powstańców warszawskich, potwierdza to nam rzeczniczka stołecznego ratusza Agnieszka Kłąb”.

Niestety nie ma ani słowa o zaproszeniu powstańców wileńskich i lwowskich, wołyńskich i poleskich o reszcie nie wspominając. Zapomniano, że ?Powstanie Warszawskie? było ostatnim rozdziałem akcji ?Burza? rozpoczętej na Kresach Wschodnich i kresowych żołnierzach którzy szli ku Warszawie, nie wspominając o tych którzy do niej dotarli. Najwyższy czas po 70 latach przypomnieć całą historię, a nie wykorzystywać jej wybiórczo i do tego dla celów marketingowych stolicy. Nadszedł czas, by przypomnieć, że Rzeczpospolita zaczynała się na Zbruczu i tam się zaczęła „Burza”, a największy zryw niepodległościowy w Europie podczas II WŚ, to nie tylko Powstanie Warszawskie. Powyższy apel zrodził się w wyniku rozmów i konsultacji ze środowiskami kresowymi i patriotycznymi z całego kraju. Apelując o wspólne świętowanie w poszerzonej formule, nie chodzi tu o tworzenie nowych bytów (komitetów lub organizacji) wystarczy, aby wszystkie istniejące organizacje przygotowały obchody pod wspólnym hasłem; „70 rocznicy Ostatniej batalii zbrojnej, kresowych żołnierzy AK, o niepodległość i suwerenność Kresów Wschodnich II RP”. Jeżeli nie teraz, to kiedy? Jeżeli nie my, to kto wpisze do historycznego kalendarza obchodów rocznicowych tak ważne dla dziejów naszego narodu wydarzenia? To jest bardzo ważny rozdział w naszej narodowej historii, który powinien w całości trafić do świadomości następnych pokoleń Polaków. Militarne założenia „Burzy” udało się w dużej mierze zrealizować, natomiast politycznie akcja na Kresach zakończyła się przegraną. Współpraca AK i Armii Czerwonej przerywała się w chwili osiągnięcia celów militarnych. Nie oznacza to jednak, że walka żołnierzy kresowych; hart ducha i nie jednokrotnie ofiara życia, poszły na marne. Poświęcenie, patriotyzm i heroizm żołnierzy AK zaszczepiły następnym pokoleniom poczucie dumy i miłości do ojczyzny. Wydarzenia stały się symbolem polskiego ducha wolności, pozwalającym przetrwać trudne czasy braku niepodległości i totalitarnego zniewolenia. Potężny, 10-milionowy ruch społeczny NSZZ Solidarność wyrósł na bazie doświadczeń polskich pokoleń powstańczych zrywów i umiłowania wolności. Dlatego tak ważne jest uczczenie pamięci poległych żołnierzy AK, znanych i bezimiennych bojowników o wolność i niepodległość ojczyzny, którym nie dane było zasmakować owoców zwycięstwa. To, że dziś Polska jest już krajem wolnym i demokratycznym, to także zasługa żołnierzy kresowych, niezależnie gdzie walczyli: w Wilnie czy Lwowie, w Warszawie czy na Wołyniu. Każdy czytający ten apel może zostać jego sygnatariuszem i dopisać własną myśl związaną z w/w rocznicą. Będzie on rozesłany do organizacji w całym kraju i opublikowany we wszystkich przychylnym nam mediach.

Rzecznik inicjatywy międzypokoleniowej >> OBOK <<  (Ostatniej Batalii O Kresy);

Bogusław Szarwiło

Zapraszam sygnatariuszy do przesyłania poparcia, własnych myśli i opinii na n/w adres: boszarwi@wp.pl