OSTATNIE DNI WOJNY – UDZIAŁ KRESOWIAN W OSTATNICH DNIACH II WOJNY ŚWIATOWEJ CZ. II CHWALEBNA WYPRAWA NA BERLIN

Dzień zwycięstwa, o nim marzył każdy z nas

Był daleki jak odległej gwiazdy blask

Nasze drogi, skrywał wtedy wojny pył,

Przybliżaliśmy ten dzień ze wszystkich sił

Jak wspominałem w poprzedniej części mojego artykułu, na specjalne życzenie gen. Michała Roli-Żymierskiego, a by podkreślić udział polskich żołnierzy w udziale w wojnie aż od pieszego dnia, Stalin zezwolił by polskie oddziały wzięły udział w walkach o Berlin.

Bezpośredni bój o Berlin zaczął się 22 kwietnia. Naprzeciw Sowietów stanęło miasto czteromilionowe, o powierzchni 900 kilometrów kwadratowych, uzbrojone wyborowym, choć zmęczonym wojskiem, okopanym, ze wsparciem artylerii w liczbie blisko 400 tysięcy żołnierzy, poprzecinane siatką kanałów.

Oddziały polskie w liczbie 12 tysięcy żołnierzy stanowiły: 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, dwie brygady moździerzy i batalion mostowo-pontonowy. Piechota „zameldowała się” w Berlinie 30 kwietnia i od tego momentu brała udział w ostatnim etapie walk o miasto, w ostatnim silnie uzbrojonym zachodnio-centralnym fragmencie miasta. Oddziały polskie walczyły na terenie politechniki berlińskiej, zachodniej części dzielnicy Tiergarden dochodząc aż do Reichstagu i Bramy Brandenburskiej.

Kontradmirał Henryk Leopold Kalinowski wspominał: „W ciągu dwóch dni walk w centrum Berlina Sowieci stracili blisko 200 czołgów! Każdy z nas musiał mieć oczy wokół głowy, samodzielnie myśleć, jak się bronić i nie dać się zabić. Po zlikwidowaniu gniazd oporu, z podziemi wychodziły niemieckie dzieci, siedmio-, dziesięcioletnie, czarne od pyłu, i błagały o chleb. Dawaliśmy im suchary. Nie myśleliśmy wtedy, że nasze dzieci mordowane były w Auschwitz lub na Majdanku. Mieliśmy rachunki krzywd, ale nie zdarzyło się, by któryś z polskich żołnierzy strzelał do nieuzbrojonego cywila, a tym bardziej dziecka…”

Szczególnie ciężkie walki toczyły się na terenie olbrzymiego gmachu politechniki. Ostateczny szturm rozpoczął się w nocy z 1 na 2 maja. O 01:40 ruszył atak na zaciekle bronioną politechnikę. Zwiadowcy z 2. pułku piechoty osłaniani ogniem artylerii i broni maszynowej jako pierwsi wtargnęli do budynku, wkrótce od różnych stron powtórzyły to kolejne bataliony tej jednostki. Walka toczyła się o każde pomieszczenie, gdyż Niemcy wciąż mieli siły by stawiać opór. Do świtu udało się jednak oczyścić budynek. W tym samym czasie 3. pułk piechoty wraz z radzieckimi czołgami zdobył leżącą po drugiej stronie stację kolejki Tiergarten. Kościuszkowcy według relacji mieli ruszyć do walki z okrzykiem „Za Warszawę!”. Po tych sukcesach siły polskie ruszyły w rejon parku Tiergarten oraz na południowy zachód, w kierunku Dworca ZOO.

W czasie niecałych dwóch dni walk 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki zdobyła 36 kwartałów, 7 kompleksów zabudowań fabrycznych, 4 stacje kolejki podziemnej, kompleks politechniki, 8 czołgów, 15 dział pancernych, 28 dział różnego kalibru, 82 ciężkie karabiny maszynowe, ponad 3 tysiące karabinów i pistoletów maszynowych, ponad 300 samochodów i 120 motocykli. Do niewoli wzięto ok. 2,5 tysiąca żołnierzy i oficerów, zabijając ok. tysiąca Niemców. Polacy stracili 539 ludzi, w tym 88 poległych.

Batalion mostowo-pontonowy zajmował się budową mostów i przepraw przez berlińskie kanały. Najważniejszą z przepraw Polacy ustawili, pod ostrzałem niemieckim, w rejonie dworca kolejki miejskiej Jungfernheide 27 kwietnia. Most miał długość 61 metrów i dopuszczalne obciążenie 30 ton. Batalion odbudował także most kolejowy w tym rejonie, po którym dało się przerzucać na drugi brzeg rzeki czołgi. Budowano także mniejsze przeprawy i rozbierano barykady.

Specyfiką walki w mieście była potrzeba ostrzału nie tylko ogniem pośrednim, ale również strzelania na wprost, do konkretnych celów. Zadanie to polscy artylerzyści spełniali z całą starannością. Haubice normalnie nie są przeznaczone do tego typu wykorzystania, polscy artylerzyści musieli jednak dostosować się do trudnych warunków bojowych. Brygada moździerzy brała udział w natarciu na „Cytadelę”- centrum niemieckich wojsk, od wschodu, w rejonie Charlottenburga. Dodatkową specyfiką działania było też szukanie lepszych pozycji strzeleckich poprzez… wciąganie armat na wyższe piętra berlińskich kamienic.

Ostrzał z polskich stanowisk był naprawdę ostry i bezustanny. Jak wspominał Władysław Misiewicz ze wsi Ładyszyn w pow. tarnopolskim, który ostrzeliwał budynki szkoły oficerskiej przy Siemens-platz: „Zużycie pocisków było tak duże, ze chłodziliśmy rozgrzane lufy dział mokrymi kocami i dywanami. Noc zamieniła się w jasny dzień od pożarów, wybuchów bomb i pocisków artyleryjskich”. Dodajmy, że w czasie walk o Berlin Sowieci wystrzeliwali dziennie 25 tysięcy ton i pocisków ma miasto, porównajmy to z faktem, że od sierpnia 1940 do końca wojny alianckie siły zrzuciły na całe Niemcy łącznie 45 tysięcy ton bomb i pocisków (sic!).

2 maja o godz. 07:00 rano oficjalnie zaprzestano walk. Berlin skapitulował. Przywódca III Rzeszy Adolf Hitler nie żył już wtedy od dwóch dni kiedy to otoczony przez Sowietów i zostawiony przez swych towarzyszy, popełnił samobójstwo w swoim bunkrze.

2 maja na „złotym aniele” tj. Siegessaule – olbrzymiej kolumnie zwycięstwa roku 1871 z postacią złotej Nike, polscy żołnierze zawiesili polskie flagi – z tej okazji ten dzień 2 maja jest w naszym kraju dniem flagi państwowej.

Wspomina Mikołaj Troicki, jeden z żołnierzy wieszających polską flagę na Siegessaule: „Gdy pociski z polskich dział i serie z pepeszek przegnały z kolumny hitlerowców, przebiegliśmy z plut. Kazimierzem Otapem, kpr. Antonim Jabłońskim, kanonierem Aleksandrem Karpowiczem i Eugeniuszem Mierzejewskim przez jezdnię w kierunku obeliska. Wspinając się po schodach prowadzących na szczyt kolumny, potykaliśmy się o sploty przewodów telefonicznych, skrzynki od amunicji, gęsto rozsiane łuski po wystrzelonych pociskach. Dookoła słyszeliśmy pojedyncze odgłosy wystrzałów. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w promieniu kilkuset metrów widać nas było jak na dłoni. Po chwili na szczycie kolumny, będącej symbolem pruskiego militaryzmu, załopotała polska flaga. Zrobiona naprędce z czerwonej tkaniny z czasz spadochronowych i białego płótna. Mieliśmy drzewce wystrugane z gałęzi powalonego drzewa. Po zawieszeniu flagi staliśmy przez chwilę na baczność. W krótkich słowach powiedziałem kolegom o historycznej roli jaką wypełniliśmy na swej żołnierskiej, frontowej drodze. Byliśmy wzruszeni”.

Hauptstadt Berlin – miasto forteca broniło się 10 dni. Warszawa broniła się we wrześniu 25 dni, w powstaniu 63 – niech te liczby mówią same za siebie.

W walkach o Berlin zginęło równo 100 polskich żołnierzy. Wśród nich byli także żołnierze z naszych – południowo-wschodnich stron, a byli to: szer. Grocholski Franciszek ze Lwowa, szer. Kufel Władysław z Sokolnik k. Lwowa, szer. Winiarz Józef, szer. Starszak Jan i szer. Szydełko Antoni z Tuligłów k. Lwowa, szer. Wydzak Mikołaj z Topolnicy k. Sambora, szer. Czekałowski Tadeusz z Jagielnicy k. Czortkowa, szer. Klipa Antoni i st. szer. Kazimierczak Franciszek z Przemyślan, plut. Dawidskiba Józef z Budzanowa k. Trembowli, szer. Grycan Marian z Wierzbowca k. Trembowli, chor. Pankowski Józef z Woli k. Trembowli oraz chor. Paczkowski Józef i kpt. Rogowski Rudolf z podbuczackich Monastarzysk.

Zdecydowaną większość z liczby 100 poległych stanowili Kresowianie (tylko trzech poległych nie pochodziła z Kresów), lecz w wykazie poległych brak podanych powiatów z których pochodzili, stąd nie wszystkich mogłem zidentyfikować. W liczbie stu poległych nie ma także tych którzy zmarli później z ran.

Śmierć jednego z wymienionych – Józefa Paczkowskiego jest więcej niż tajemnicza. Otóż w 1979 roku, kiedy to jego imieniem nazwano szkołę w Skierniewicach, do siostry Paczkowskiego podszedł oficer Wojska Polskiego Jerzy Lewandowski, którego szlak bojowy wiódł od Sielc aż do Berlina. Był on wówczas listonoszem pułkowym i służył razem z Paczkowskim. Podszedł do niej i zapytał czy wie, w jakich okolicznościach zginął jej brat. Gdy zaprzeczyła, wyjaśnił, że po zdobyciu Berlina usiłował zawiesić na Bramie Brandenburskiej polską flagę biało-czerwoną jako świadectwo udziału w zdobyciu stolicy Niemiec także polskiego wojska. Gdy był już na szczycie i chciał umocować drzewce, został zastrzelony przez sojusznika – żołnierza sowieckiego. Wojsko radzieckie miało być uznane za jedynego zwycięzcę.

Ile w tej historii prawdy nie wiadomo – polska flaga na Bramie Brandenburskiej co prawda zawisła, ale dopiero po 2 maja.

Poległym Polskim żołnierzom wystawiono w 1972 r. Pomnik Żołnierza Polskiego i Niemieckiego Antyfaszysty w Volkspark Friedrichshain w dzielnicy Friedrichshain w dawnym Berlinie Wschodnim.

1 września 2020 roku odsłonięto przy gmachu Berlińskiej politechniki odsłonięto pamiątkową tablicę upamiętniającą udział polskich żołnierzy w walkach o ten budynek. W odsłonięciu tablicy brał udział, jeden z ostatnich żyjących polskich uczestników walk, 98-letni kombatant Józef Koleśnicki, urodzony we wsi Titutków k. Trembowli.

Kapitulacja Berlina była jednym z ostatnich akordów wojny. Ale do pełnej kapitulacji Niemiec potrzeba był jeszcze tygodnia walk, w których to na każdym froncie walczył żołnierz polski C.D.N.

Igor Megger – Poznań

Opracowano na podstawie:

Gierczak Andrzej „Berlin 1945”, Warszawa 1970

Kisielewski Tadeusz „Janczarzy Berlinga” Poznań 2014

Misiewicz Władysław „Zdążyłem do Berlina przed zakończeniem wojny” Głosy Podolan nr 16, 1996r.

Osmańczyk Edmund „Chwalebna wyprawa na Berlin”, Warszawa 1971

Żyromski Zbigniew „Dlaczego polska flaga nie zawisła nad Bramą Brandenburską” Głos Buczaczan nr 71 z 2014r.

Oraz na podstawie źródeł internetowych.