DEPORTACJE

SYBIR –  „10  LUTY BĘDZIEM PAMIĘTALI, GDY PRZYSZLI SOWIECI  MYŚMY JESZCZE SPALI?”

Rodrycjusz Gerlach

   Myślę, że po 22. latach odzyskania przez Polskę suwerenności Polacy młodzi i starsi wiedzą, że druga wojna światowa wybuchła 1. września 1939 roku. Tę datę uznaje cały świat poza Rosją. Obecni władcy Kremla kłamliwie twierdzą, że wojna rozpoczęła się w czerwcu 1941 roku. Wg nich nie było 1 ani 17 września 1939 r., bo Związek Sowiecki nie napadł w zmowie z Niemcami na niepodległe państwo polskie, a tylko  – wyzwolił Kresy Wschodnie od pańskiej Polski – Profesor Andrzej Nowak opisując fałszerstwa rosyjskiego historyka Mieltuchowa, który twierdzi, że napaść na Polskę we wrześniu 1939 roku była czysto defensywnym posunięciem, wyrażające konieczność rosyjskiej racji stanu. Profesor Nowak do szczególnej ponurej groteski zaliczył usprawiedliwianie przez Mieltuchowa masowych deportacji setek tysięcy Polaków z Kresów Wschodnich na Sybir i do Kazachstanu m.in. tym, że „władza sowiecka ratowała ich przed ukraińskimi „rezunami” oraz, że tylko ich deportował, a mógł ich rozstrzelać?” (!!)

   W dzisiejszych czasach rozstrzeliwanie ludzi przez komunistyczny Związek Sowiecki przestało być tajemnicą. Sami bowiem przyznali się do rozstrzelania ponad 22. tysięcy polskich oficerów w Katyniu, Miednoje i Charkowie.

   „Ratując” Polaków sowiecka władza deportowała w czterech masowych wywózkach na Sybir i do Kazachstanu ponad 1.350 tys. Polaków w latach 1940-1941. Trzeba pamiętać, że deportacje trwały do 1952 roku!

   Pierwszą masową deportację przeprowadzono 10. lutego 1940 roku. Pamiętam, że było to dla nas całkowite zaskoczenie i strach. Baliśmy się bo gdy tyko do naszego domu wszedł oficer NKWD ze swoimi pomocnikami – Żydami i Ukraińcami – zaczął krzyczeć „wstawać, sobiraćsia!” Najgłośniej zachowywał się NKWDzista, który z pistoletem w ręce chodził z pokoju do pokoju i ponaglał „bystro, bystro!” Tato domyślił się, że będą nas wywozić i kazał pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ponieważ była sroga zima najwięcej ubrań włożyliśmy na siebie. Tak było w każdym domu naszej wioski Mazury, pow. Podhajce, woj. tarnopolskie. Na stacji kolejowej w Tarnopolu stały towarowe wagony, do których musieliśmy wchodzić ze swoimi tobołkami.

   Cały czas byliśmy pilnowani przez uzbrojonych w karabiny NKWDzistów.

Gdy wszyscy przeznaczeni do danego wagonu weszli, drzwi zostały zamknięte.

  W wagonie były zrobione z desek prycze – gołe deski. Każda rodzina zajmowała ze swoimi tobołkami część pryczy. W górnej części wagonu było małe okienko, przez które wpadało trochę światła. Pośrodku stał mały żelazny piecyk. Sanitariat zastępowała dziura w podłodze. Z tego otworu korzystało około 70 osób. Takim oto pociągiem jechaliśmy przez cały miesiąc na wschód. Po drodze mijaliśmy góry Ural, syberyjskie miasta m.in. Czelabińsk, Omsk, Nowosybirsk. Po 30. dniach dotarliśmy do Krasnojarska.

   Z Krasnojarska szliśmy za ciągnionymi przez małego konia saniami po zamarzniętym Jenisieju na północ. W Jenisiejsku nastąpiła zamiana furmanek, nas niestety, nikt zmienić nie mógł. Po tej zmianie szliśmy nadal na północ z tym, że teraz droga wiodła przez Wyżynę Środkowo-Syberyjską. W ten sposób dotarliśmy do Siewiero Jenisiejska. Odległość, jaką pokonaliśmy wynosiła pond 500 km! Nie był to kres naszej drogi. Byliśmy przeznaczeni do łagru NKWD usytuowanego w tajdze, oddalonego od najbliższej stacji kolejowej – Krasnojarska – ponad 700 km. Łagier nazywał się Teja-Zimowio. Wszyscy dorośli musieli iść do pracy przy wyrębie drzewa. W czasie jazdy pociągiem byliśmy głodni. Nie było inaczej podczas pobytu w łagierniczym baraku. Poza otrzymywanym na kartki chlebem, nie mieliśmy nic dodatkowego do jedzenia. Mróz, choroby i niezwykle ciężka praca powodowała, że w czasie pobytu w tym łagrze zmarło wielu zesłańców. W szczególności małe dzieci i ludzie starzy. Tutaj zmarł nasz 15. letni Tadek.

   Jesienią 1941 roku powstały warunki umożliwiające nam opuszczenie łagru. Ucieczka stąd odbywała się w niezwykłe trudnych warunkach. Pieszo, tratwami, łodziami i statkiem rzecznym dotarliśmy do Krasnojarska cierpiąc straszliwy głód. Stąd miejscowe władze skierowały nas do rejonowego miasta Ujar oddalonego 120 km w kierunku wschodnim. Przybyli tu zesłańcy dostali pracę w miejscowej cegielni i co w naszej sytuacji najważniejsze otrzymaliśmy kartki na chleb! Warunki, w jakich przyszło nam teraz żyć zmieniły się na tyle, że byliśmy wśród ludzi, a nie w barakach zagubionych w bezkresnej tajdze.

    Warunki materialne niestety nie poprawiły się. Byliśmy skazani na kartkowe racje chleba i głód.

W Ujarze, na skutek choroby, w grudniu 1942 roku zmarła nasza kochana Mama.

    W lecie po długiej chorobie z wycieńczenia organizmu na skutek głodu i ciężkiej pracy zmarła siostra Bronia, miała 19 lat.

   Tato był mężem zaufania delegatury ambasady polskiej w Krasnojarsku na rejon Ujaru. W czerwcu 1943 roku został w nocy aresztowany przez NKWD i w październiku skazany przez sąd w Krasnojarsku na karę śmierci przez rozstrzelanie. Oskarżona go m.in. za to, jak podano w akcie oskarżenia i wyroku, że „organizował zbrojne powstanie przeciwko Związkowi Sowieckiemu”. Tato zmarł w łagrze w Krasnojarsku. W 1944 roku zmarł brat Stanisław, miał 35 lat. Ja w tym czasie byłem już w polskim wojsku. Zostałem powołany gdyż miałem już 17 lat.

   W drugiej połowie 1945 roku Polacy wiedzieli, że będą mogli wrócić do kraju. Z opowiadania siostry Tosi wiem, że 25.letnia Józia w tym czasie była chora, leżała w barakowej kwaterze. Nie było bowiem dla niej miejsca w szpitalu. Na Syberii w tym czasie było jeszcze czworo rodzeństwa, trzy siostry i młodszy brat. Kiedy w izbie rozmawiali o powrocie i że jego termin niedługo nadejdzie, że być może stanie się to już na początku przyszłego roku. Józia ciężko chora prosiła cichutkim głosem: „nie zostawiajcie mnie”. Były to straszne chwile dla pozostałych, którzy nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Józia zmarła późną jesienią 1945 roku.

   Z dziesięcioosobowej rodziny w maju 1946 roku powróciły 2. siostry i brat. Sześcioro z naszej rodziny pozostało na zawsze pochowanych w tej „nieludzkiej ziemi”. Ja byłem już wcześniej z wojskiem w Polsce.

   Podobną gehennę na zesłaniu w syberyjskiej tajdze przeżywali Polacy w okresie sześcioletniej, a nawet dziesięcioletniej poniewierki przy wyrębie lasu, czy w innych różnych miejscach.

   Oto kilka przykładów przeżyć lubskich sybiraków:

– Leokadia Czaronek

  Deportowana z matką i bratem w czerwcu 1941 roku w okolice Barnaułu Ałtańskiego Kraju. Na zesłaniu zmarł jej brat Józef. Do Polski wróciła w marcu 1946 roku. Ojciec został zamordowany przez NKWD w 1941 w Berezweczu.

   – Maria Azarowska

  Deportowana 13 kwietnia 1940 roku z Wileńszczyzny do Siewiero Kazachskiej obłasti. Na zesłaniu zmarło dwóch członków jej rodziny. Do Polski powróciła w kwietniu 1946 roku.

   – Stanisław Maconko

   Deportowany z rodziną w marcu 1951 roku do Irkuckiej obłasti. Ojciec Stanisława brał udział w wojnie obronnej w 1939 roku i dostał się do niewoli sowieckiej. Był w armii Andresa i walczył pod Monte Casino. Po wojnie wrócił do swoich rodzinnych stron. Miejscowe władze NKWD nie dały rodzinie Stanisława spokoju i deportowały ją na Sybir. W ten sposób ojciec rodziny przebywał na zesłaniu po raz drugi. Do Polski powrócił z rodziną w lipcu 1957 roku.

   – Franciszek Raczewski

   W czasie wojny był żołnierzem Armii Krajowej. W kwietniu 1944 roku został aresztowany prze NKWD i skazany na 10 lat łagru. Osadzony w łagrze w północnych regionach Kiemirowskiej obłasti, a następnie był więziony na Kołymie w obłasti Magadan. Do Polski powrócił w styczniu 1957 roku.

   – Katarzyna Zujewska

   Deportowana 10 lutego 1040 roku do obłasti Pawłodar w Kazachstanie z dwoma małoletnimi synami. Na zesłaniu w niezmiernie ciężkich warunkach przebywała sześć lat. Ta samotna matka zdołała ciężką pracą, co dzienną troską o chleb i matczyną miłością zachować przy zdrowiu i życiu swoich synów Janka i Waldemara. Wszyscy troje wrócili do Polski w marcu 1946 roku.

    – Halina Skindzier

   Deportowana z rodziną w lutym 1946 roku do miejscowości Nowa Lala w Swierdłowskiej obłasti. Deportacja nastąpiła w czasie, kiedy Polacy zesłani w 1940 roku wracali do kraju. W wieku kilkunastu lat pracowała jako spawacz, jednocześnie ucząc się w szkole wieczorowej. Do Polski powróciła w grudniu 1955 roku.

   Pamięć o syberyjskiej gehennie nie może być zapomniana. Tę pamięć powinno pielęgnować współczesne pokolenie Polaków, aby Polska i Polacy nigdy w przyszłości nie doznali tyle dramatów i upokorzeń.

 

Dodaj komentarz