MARSZ CZYNU NIEPODLEGŁOŚCIOWEGO

Szanowni Państwo!

W imieniu Zarządu Okręgu Wielkopolskiego Związku Oficerów Rezerwy RP im. Marszałka Józefa Piłsudskiego pragnę zaprosić do udziału w uroczystości patriotyczno-religijnej pn.: ?Marsz Czynu Niepodległościowego? organizowanej przez nasze stowarzyszenie na terenie Poznania w dniu 6 sierpnia 2015 roku, w nawiązaniu do 101. rocznicy wymarszu 1. Kompanii Kadrowej z krakowskich Oleandrów do Królestwa. Kompania sformowana rozkazem Komendanta Józefa Piłsudskiego 3 sierpnia 1914 roku stanowiła zalążek powstałego w 1918 roku Wojska Polskiego. Poprzez udział w zaplanowanych uroczystościach chcemy uczcić nie tylko żołnierzy ?Kadrówki?, których marsz był symbolicznym początkiem drogi, na której końcu była długo wyczekiwana przez naród niepodległość i powrót Polski po 123 latach zaborów na mapę Europy, ale również innych bohaterów walczących o niepodległość na frontach I wojny światowej, później o jej utrzymanie w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919, wojnie polsko-bolszewickiej, na wszystkich frontach II wojny światowej, a także Żołnierzy Wyklętych, uczestników masowych protestów i wystąpień robotniczych w latach 1956, 1968, 1970, 1976, 1980 i 1981 oraz żołnierzy Wojska Polskiego służących w misjach wojskowych poza granicami kraju. Uczcimy Marszałków Polski Józefa Piłsudskiego, Edwarda Śmigłego-Rydza, Generałów Józefa Hallera, Augusta Emila Fieldorfa, Pułkownika Witolda Pileckiego oraz szczególnie bohaterów związanych z Wielkopolską, Generałów walczących w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919: Stanisława Taczaka, Józefa Dowbor-Muśnickiego, Władysława Andersa, oficera 10 Brygady Kawalerii Pancernej im. gen. broni Stanisława Maczka poległego w sierpniu 2007 roku w Afganistanie Porucznika Łukasza Kurowskiego oraz jedną z ofiar Powstania Poznańskiego Czerwca 1956 roku Romka Strzałkowskiego. Fotografie wszystkich ww. z imienia i nazwiska Bohaterów zamieszczone są na załączonym plakacie oraz w rozsyłanych zaproszeniach.

Uroczystości z udziałem wojskowej asysty honorowej objęte są patronatem honorowym Wojewody Wielkopolskiego Piotra Florka oraz Prezydenta Miasta Poznania Jacka Jaśkowiaka.

Zwracam się również z apelem o przekazanie, w miarę możliwości stosownej informacji innym osobom bądź organizacjom i stowarzyszeniom, które mogą i chcą wziąć udział w tej patriotycznej uroczystości. Okolicznościowy plakat informujący o samej uroczystości i jej programie dostępny jest również na stronie www Okręgu, w zakładce Ogłoszenia.

Serdecznie pozdrawiam

mjr Jacek Behrendt
wiceprezes
Okręgu Wielkopolskiego
Związku Oficerów Rezerwy RP
im. Marszałka Józefa Piłsudskiego
jabeh@zorrpwlkp.pl
http://zorrpwlkp.pl

 

grafika_plakat_www-1

Decyzja Watykanu nie uspokoi kontrowersji wokół abp. Szeptyckiego

cdceebdbddfcfcbf
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, publicysta, opozycjonista 17 lipca b.r. napisał w onet.pl:

Przeciwko wszczęciu procesu beatyfikacyjnego metropolity ze Lwowa dwukrotnie protestował kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski. Protestowały też rodziny pomordowanych przez OUN-UPA i SS Galizien.

Miejsce po wsi Huta Pieniacka, wymordowanej przez SS Galizien, fot. Stowarzyszenie Huta Pieniacka

Miejsce po wsi Huta Pieniacka, wymordowanej przez SS Galizien, fot. Stowarzyszenie Huta Pieniacka

Dziś Watykan ogłosił, że greckokatolicki metropolita lwowski Andrzej Szeptycki znalazł się wśród ośmiorga sług Bożych, których dekrety o heroiczności cnót zatwierdził 16 lipca br. papież Franciszek.Jest to zaskakująca decyzja, bo działalność owego hierarchy do dziś wywołuje wiele kontrowersji. I to nie tylko wśród Polaków. Dla przykładu, Żydzi wiąż odmawiają pośmiertnego przyznania Szeptyckiemu Medalu „Sprawiedliwy wśród narodów świata”. Z kolei kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski,  dwukrotnie protestował przeciwko wszczęciu procesu beatyfikacyjnego. W ostatnim czasie ukazało się też bardzo wiele prac naukowych (m.in. prof. Andrzeja Zięby, ks. prof. Józefa Wołczańskiego, ks. prof. Józefa Mareckiego), które ukazują tragiczne błędy polityczne arcybiskupa. Chodzi m.in. o błogosławienie ukraińskich kolaborantów z SS Galizien, którzy wysługując się w szeregach pułków policji SS wymordowali w barbarzyński sposób wiele polskich wiosek na Tarnopolszczyźnie. Pisało o tym też wielu historyków zagranicznych m.in. John Paul Himka w swojej publikacji „Chrześcijaństwo i radykalny nacjonalizm: Metropolita Szeptycki i ruch Bandery”. Poniżej także fragment mojej publikacji. Czyżby Watykan tych faktów nie znał? Śmiem twierdzić, że dzisiejsza decyzja nie uspokoi kontrowersji wokół postaci Andrzeja Szeptyckiego, ale je tylko rozogni.

 Metropolita i zbrodniarze

Sprawcami ludobójstwa dokonanego na Kresach nie byli bowiem islamscy radykałowie czy ateiści wychowani w komunistycznym duchu, ale z dziada pradziada wierni Kościoła wschodniego, ci co pochodzili z zaboru rosyjskiego, czyli z Wołynia, należeli do Cerkwi prawosławnej; natomiast ci z zaboru austriackiego,czyli z Kresów Południowo-Wschodnich, do Kościoła katolickiego obrządku greckokatolickiego. Pozostawiając na potrzeby innego opracowania sprawę Cerkwi, będącej w tym czasie mocno zacofanej pod każdym względem, trzeba zadać kilka pytań pod adresem bratniego obrządku katolickiego. Miał on bowiem wówczas ogromny wpływ na mniejszość ukraińską w Polsce,a w jego duchu wychowali się najważniejsi ideolodzy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, z których część była nawet dziećmi unickich księży.

Zasadnicze pytanie dotyczy postawy arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego. Wywodził się on ze starej arystokratycznej rodziny pochodzenia rusińskiego, która swego czasu spolonizowała się, przechodząc z obrządku wschodniego na rzymski. Jego dziadkiem był pisarz Aleksander Fredro, a bratem polski generał Stanisław Szeptycki, który w imieniu Polski przejmował Górny Śląsk. Z kolei jego bratanek, kleryk rzymskokatolicki i oficer rezerwy WP, zginął w Katyniu. Była to więc rodzina polskich patriotów. Jednak przyszły arcybiskup jako młody człowiek przeszedł z kolei na obrządek greckokatolicki (co jednoznaczne było z wyborem narodowości ukraińskiej), zostając zakonnikiem, a później metropolitą lwowskim i zwierzchnikiem całego owego obrządku. Był człowiekiem bardzo wykształconym, znającym kilka języków. Utrzymywał zażyłe kontakty z wieloma wybitnymi polskimi duchownymi, w tym z biskupem krakowskim Adamem Sapiehą i arcybiskupem ormiańskim Józefem Teodorowiczem, którego był nawet współkonsekratorem. Przyjaźnił się też ze św. Bratem Albertem, o nim nawet napisał wspomnienia, a jego obraz ?Ecce Homo? przechowywał w swoim pałacu.

W ciągu 45-letniej posługi biskupiej dał się poznać jako gorliwy duszpasterz, mający nieocenione zasługi dla rozwoju życia religijnego. Jego tragedią były jednak fatalne wybory polityczne. Można go zrozumieć, że w 1918 r. wraz księciem Wilhelmem Habsburgiem, zwanym „Wasylem Wyszywanym”, próbował na Kresach utworzyć „Samostijną Ukrainę”. Jednak popieranie nacjonalistów ukraińskich, szkolonych za niemieckie pieniądze, a także moralne wsparcie udzielone Adolfowi Hitlerowi było ogromnym błędem. Jego poczynania w tym zakresie najlepiej ilustruje następujący zapis w diariuszu Jana Zaleskiego: Metropolita lwowski obrządku greckokatolickiego, Andrzej Szeptycki, zarządził modły dziękczynne we wszystkich cerkwiach archidiecezji w niedzielę 6 lipca 1941 r. za wyzwolenie Ukrainy i w intencji zwycięskiej hitlerowskiej armii. Sam takie nabożeństwo odprawił w katedrze św. Jura we Lwowie o godz. 10.00 (…) Z kolei, gdy Niemcy zdobyli Kijów, wysłał nawet gratulacje do Hitlera.

Błędem było też udzielenie poparcia dla zbrodniczej Dywizji SS „Galizien”, która 23 kwietnia 1943 r. świętowała swoje powstanie we lwowskiej katedrze greckokatolickiej. Mszę św. celebrował wówczas biskup Józef Slipyj (późniejszy kardynał), a kazanie głosił ks. dr Wasyl Łaba, kanonik kapituły. Na liturgii obecne były także władze niemieckie. A działo się to w chwili, gdy Niemcy z SS, wspierani przez policję ukraińską, dokonywali masowych mordów na Żydach. Wspomniany ks. Łaba został mianowany za zgodą metropolity referentem duszpasterstwa owej formacji, a dwunastu innych księży unickich zostało kapelanami esesmańskimi. Duchowni ci, choć powinni bronić ludzkiego życia, w niczym nie przeciwstawili się swoim „owieczkom”, gdy te wyrzynały w pień bezbronne polskie wioski. Z kolei zachowane zdjęcia Mszy św. polowych, na których krzyż otoczony jest swastykami i znakami SS, szokują do dziś. Błędem było także oddelegowanie jako kapelana do niemniej zbrodniczego batalionu Abwehry „Nachtigall” ks. dr. Iwana Hryniocha, proboszcza katedralnego i duszpasterza akademickiego, znanego ze swych nacjonalistycznych zapędów. Przede wszystkim jednak prawdziwą tragedią było „kapelaństwo” w oddziałach UPA niektórych księży greckokatolickich, którzy nie tylko święcili narzędzia zbrodni i do mordów zachęcali, ale i mordami tymi wręcz kierowali (takie drastyczne przypadki opisuję w publikacjach poświęconych zbrodniom w Korościatynie i Kutach). Za współudział w tych mordach żaden z ukraińskich duchownych nie został przez Szeptyckiego pociągnięty do odpowiedzialności.

Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wszyscy księża uniccy ulegali nacjonalistycznemu zaczadzeniu. Byli bowiem tacy, którzy pomagali Polakom i płacili za to wysoką cenę. Przykładem jest ks. Serafin Jarosiewicz, proboszcz unicki z parafii Żabczek. Łucka, który za tę pomoc został wieczorem po nabożeństwie oblany benzyną, zamknięty w cerkwi i spalony żywcem. Wspomnieć trzeba też brata metropolity, o. Klemensa Szeptyckiego, który w swoim greckokatolickim klasztorze ukrywał żydowskie dzieci,w tym Daniela Rotfelda, późniejszego polskiego ministra spraw zagranicznych.

Co do rozpętanego przez UPA ludobójstwa, to postawa metropolity nie była jednoznaczna. Próbował on wprawdzie przeciwstawić się temu, ale jego list pasterski „Nie zabijaj” z założenia nie mógł odnieść żadnego skutku. List ten był bowiem przydługawym wykładem teologicznym, którego wierni, w przeważającej swej większości ludzie niewykształceni, kompletnie nie rozumieli. Co więcej, w liście tym ani razu nie padły słowa o mordowanych Żydach i Polakach. W zamian za to znajdowały się w nim rozdziały np. o samobójcach oraz zabójcach życia poczętego. Z kolei rozdział pt. „Zabójstwo brata współobywatela” nacjonaliści ukraińscy, w tym także niektórzy duchowni, od razu tłumaczyli, że takim bratem, którego nie wolno zabijać, nie jest z pewnością ani Żyd, ani Lach. Morderstwa na tych ostatnich metropolita potępił dopiero w połowie 1944 r., a więc już po wkroczeniu Armii Czerwonej. Popełnił jednak wtedy jeszcze jeden błąd, wysyłając kolejny list hołdowniczy, tym razem do Józefa Stalina, w którym dziękował mu za przyłączenie Lwowa i Kresów Wschodnich do ZSRR. Wiernopoddańczość nic jednak nie dała, bo Sowieci wkrótce rozbili struktury obrządku grecko-katolickiego i uwięzili jego biskupów, wykorzystując jako pretekst opisywaną powyżej kolaborację z niemieckimi nazistami.

Metropolita zmarł w listopadzie 1944 r., w wieku 79 lat. Na pogrzebie, rzecz znamienna, była kompania Armii Czerwonej. Umierając, był świadkiem katastrofy swoich planów politycznych. Najbardziej szokujące jest jednak to, że jego wątpliwa postawa czasie wojny nie przeszkadza obecnym władzom obrządku starać się o… beatyfikację metropolity. Trzeba jednak dodać, że przeciwko wszczęciu procesu beatyfikacyjnego dwukrotnie Szeptyckiego protestował kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski. Protestowały też rodziny pomordowanych przez OUN-UPA i SS Galizien.

SALON LWOWSKI poświęcony prof. Andrzejowi Alexiewiczowi

W niedzielę 26 lipca 2015 r. o godz.16.30 w Domu Polonii na Starym Rynku 51 w Poznaniu odbędzie się kolejne spotkanie w „Salonie Lwowskim”. Tym razem będzie poświęcony pamięci prof. Andrzeja Alexiewicza w 20 rocznicę Jego śmierci. Prof. Andrzej Alexiewicz, słynny matematyk, jednocześnie humanista i utalentowany malarz, zmarł 11 lipca 1995 r. Był pierwszym prezesem naszego Oddziału. Wspominać Go będą ci, którzy z nim współpracowali, znali i cenili.
Serdecznie zapraszamy.

HPierwszym prezesem poznańskiego Oddziału TML i KPW jednogłośnie wybrany został prof. Andrzej Alexiewicz, już na pierwszym spotkaniu kresowian w Poznaniu 23 lutego 1989 r.
Nie bez powodu właśnie Jemu powierzyliśmy tę funkcję. On – wychowanek światowej sławy Lwowskiej Szkoły Matematycznej, uczeń znakomitych naukowców: Stefana Banacha, Stanisława Mazura, Władysława Orlicza, Juliusza Pawła Schaudera i Hugo Dionizego Steinhausa – był postacią wybitną. Wiedzę o legendarnej Szkole Matematycznej przekazywał nie tylko miłośnikom Lwowa w Poznaniu, ale także w innych ośrodkach oraz w publikacjach. W życiu prywatnym i naukowym zawsze nawiązywał do swoich lwowskich korzeni. Był postacią prawdziwie renesansową. Znawcą i miłośnikiem malarstwa i muzyki. Sam pięknie malował. Pozostawił wiele płócien, szkiców, akwarel, rysunków. Część ich zawsze zdobiła jego gabinet w Collegium Mathematicum, podziwiali je goście, pracownicy czy też studenci. Był bardzo przywiązany do swych ukochanych obrazów, lecz także obdarowywał nimi przyjaciół. Namalował ponad pięćset obrazów, nie licząc drobnych akwarel, pasteli i szkiców.
Profesor Andrzej Alexiewicz oddał nieocenione usługi Towarzystwu. Nie zdarzało się, by opuścił nasze cotygodniowe spotkania. Dzięki jego staraniom gościliśmy w Poznaniu wielu znamienitych gości: prof. Jerzego Węgierskiego, Stanisława Sławomira Nicieję, Witolda Szolginię, Halinę i Wojciecha Dzieduszyckich i wielu innych. Na rzecz Towarzystwa pracował bardzo intensywnie. Brał czynny udział w organizowaniu pomocy materialnej dla rodaków mieszkających na Południowo-Wschodnich Kresach Drugiej Rzeczpospolitej. Uczestniczył w wielu zjazdach prezesów i delegatów we Wrocławiu i w Brzegu.
Podziwialiśmy zawsze żywotność, humor i hart ducha Profesora. Zebrania Zarządu były niejednokrotnie przerywane wesołymi opowieściami. W maju 1995 r. wziął udział w wycieczce do Lwowa i na Kresy. Po raz ostatni ucałował ślady po ojcowiźnie w Kosmaczu na Pokuciu, chodził po swoim ukochanym Lwowie.
Był jak Lwów: Semper Fidelis Ojczyźnie, prawdzie, miastu pod Wysokim Zamkiem. Za swą działalność został odznaczony Złotą Odznaką Towarzystwa. Zmarł 11 lipca 1995 r. w Poznaniu.

Hanna Dobias-Telesińska

UROCZYSTOŚCI 72 ROCZNICY ZBRODNI NA WOŁYNIU

11 lipca minęła 72 rocznica Rzezi Wołyńskiej. Oddział naszego Towarzystwa, by uczcić pamięć ofiar oraz tych, którzy bronili ludność cywilną przed bandami z OUN UPA zorganizował uroczystości. Przed 72 laty na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej ginęli Polacy tylko dlatego, że byli Polakami. Zaplanowana przez Stiepana Banderę, Romana Szuchewycza i innych nacjonalistycznych przywódców OUN UPA konsekwentnie realizowana czystka etniczna miała na celu „wyeliminowanie” z tych terenów ludności polskiej, a później żydowskiej, czeskiej i innych, zamieszkujących tu od wieków. Mieli pozostać tylko Rusini. Metody zbrodni były okrutne i niewyobrażalnie wymyślne. „Walczono” w podstępny sposób z bezbronnymi mężczyznami, kobietami, starcami, dziećmi, nawet niemowlętami. Bezmiar okrucieństwa trudny jest do opisania, a przede wszystkim do zrozumienia. Mordowano także tych sprawiedliwych Ukraińców, którzy mieli odwagę przeciwstawić się bestialstwu i z narażeniem swego i swojej rodziny życia pomagali Polakom.

10 lipca b.r. (piątek) o godz. 15.00 w Czerwonaku p. Poznaniem przy ul.Okrężnej 5 zebraliśmy się pod pomnikiem Gloria Orlikom Kresowych Stanic, by uczcić pamięć ofiar. W uroczystościach brali udział organizatorzy: przedstawiciele władz gminy Czerwonak i naszego Towarzystwa. Przybyli także członkowie stowarzyszenie Huta Pieniacka, Związku Oficerów Rezerwy, delegacja PiS z Czerwonaka, delegacja ochotniczej straży pożarnej w Czerwonaku, harcerze z ZHR oraz okoliczni mieszkańcy. Uroczystość zapoczątkowało odśpiewanie hymnu państwowego. Jako pierwszy zabrał głos przedstawiciel gminy Czerwonak, następnie fundator pomnika Maurycy Kowalski, Franciszek Bąkowski ze Stowarzyszenia Huta Pieniacka deklamował wiersz Maurycego Kowalskiego o Hucie Pieniackiej, a na koniec Władysław Opiat przeczytał  tekst przemówienia Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wygłoszonego na zjeździe Kresowian w Częstochowie w 2009 r. Uwieńczeniem uroczystości było zmówienie modlitwy, złożenie kwiatów i zapalenie zniczy. Wartę przy pomniku trzymała Straż Więzienna.

Tablica poświęcona polskim ofiarom nacjonalistów z OUN UPA w kościele o.o. Dominikanów w Poznaniu - fot. J. Kołodziej
Tablica poświęcona polskim ofiarom nacjonalistów z OUN UPA w kościele o.o. Dominikanów w Poznaniu – fot. J. Kołodziej

11 lipca uczestniczyliśmy we Mszy św. o godz. 12.00 w kościele oo. Dominikanów, modląc się w intencji pomordowanych przez bandy OUN UPA. Członkowie naszego Oddziału wraz z grupą przybyłą z Piły oraz innymi przeszli pod tablicę poświęconą ofiarom zbrodni nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN UPA odsłoniętą w 2013 r. w 70. rocznicę Rzezi Wołyńskiej. Tam złożyli kwiaty, zapalili znicze i odmówili modlitwy.

Tego samego dnia o godz. 18.00 w kościele Garnizonowym p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Poznaniu uczestniczyliśmy we Mszy św., którą odprawił ks. major Rafał Kaproń. W modlitwach wspominał ofiary i tych, którzy polegli w obronie Ojczyzny i w obronie niewinnych ludzi. Po Mszy św. zebrani członkowie naszego Oddziału wraz z młodzieżą i parafianami przeszli pod tablicę poświęconą 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej oraz pomordowanej przez nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN UPA ludności polskiej na Kresach Wschodnich na Wołyniu. Tablicę w 1999 r. ufundowało środowisko Pożoga. Zebrani w skupieniu złożyli kwiaty i zapalili znicze. Ks. major Rafał Kaproń poprowadził modlitwy. Na koniec podziękował zgromadzonym za liczny udział oraz za pamięć o ofiarach, o których trzeba pamiętać.

Hanna Dobias-Telesińska

Tablica poświęcona 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK i pomordowanej polskiej ludności cywilnej  - fot. H. Dobias-Telesińska
Tablica poświęcona 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK i pomordowanej polskiej ludności cywilnej – fot. H. Dobias-Telesińska
Licznie zebrani w kościele Garnizonowym - fot. H. Telesińska
Licznie zebrani w kościele Garnizonowym – fot. H. Telesińska
ks. major Rafał Kaproń - fot. H. Dobias-Telesińska
ks. major Rafał Kaproń – fot. H. Dobias-Telesińska
ks. major Rafał Kaproń odmawia modlitwy - fot. H. Dobias-Telesińska
ks. major Rafał Kaproń odmawia modlitwy – fot. H. Dobias-Telesińska
ks. Major Rafał Kaproń dziękuje zgromadzonym za udział w uroczystości i modlitwy - fot. H. Dobias-Telesińska
ks. Major Rafał Kaproń dziękuje zgromadzonym za udział w uroczystości i modlitwy – fot. H. Dobias-Telesińska

 

 

Zbrodnia bez precedensu

„BEZWIERSZÓWKI” MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY SDP Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich Oddział w Olsztynie
nr 4-6 (118-120) kwiecień-czerwiec 2015

W bieżącym roku przeżywamy 75-lecie szeregu wydarzeń historycznych, które w społeczeństwie polskim nie mogą być zapomniane. 10 lutego 1940 roku wywieziono wagonami towarowymi na Sybir lub do Kazachstanu około 220 tys. mieszkańców wschodnich terenów II Rzeczypospolitej. Była to ludność cywilna. 5 marca 1940 roku Stalin i jego najbliżsi współpracownicy (L. Beria, W. Mołotow, M. Kalinin, M. Mikojan, K. Woroszyłow, Ł. Kaganowicz) podpisali akt wymierzenia najwyższej kary dla 25 700 Polaków, pozostających bądź w obozach jenieckich, bądź w więzieniach Związku Sowieckiego. Należy podkreślić, że decyzja ta nie była poprzedzona ani rozprawą sądową, ani żadnym, bodaj pozorowanym uzasadnieniem, nosi więc wszelkie znamiona zbrodni wojennej i zbrodni przeciwko ludzkości. Od 3 kwietnia do 12 maja 1940 roku konsekwentnie realizowano wykonanie tego wyroku kary, przewożąc polskich oficerów oraz osoby nie będące oficerami, a przebywające w obozach jako zatrudnione przy Armii Polskiej, z obozów jenieckich do miejsc kaźni. Z obozu Kozielsk przewożono do Katynia, z obozu Starobielsk do Charkowa, a z obozu Ostaszków do Kalinina (dziś Twer). Łącznie z tych trzech obozów zgładzono około 14 tys. osób, w tym jedną kobietę, którą aresztowano po zestrzeleniu jej samolotu bojowego. 15 kwietnia 1940 roku deportowano na Wschód następną grupę ludności cywilnej (około 100 tys.). Może powstać pytanie: czy warto wracać do problemu Katynia? Dziś wiemy już bez żadnych złudzeń czy wątpliwości kto, kiedy, gdzie i jak tych ludzi zgładził. Dylemat czy sprawcą jest NKWD czy Gestapo (vel Wehrmacht) nie istnieje. Dnia 13 kwietnia 1990 roku prezydent Wojciech Jaruzelski przywiózł z Moskwy, otrzymane od prezydenta Michaiła Gorbaczowa listy skazańców, na których wykonany był wyrok śmierci. 14 października 1992 roku specjalny wysłannik prezydenta Borysa Jelcyna, przewodniczący Komitetu ds. Archiwów przy rządzie Federacji Rosyjskiej prof. Rudolf Pichoja przekazał w Belwederze na ręce prezydenta Lecha Wałęsy kopie kluczowych dokumentów katyńskich, w tym słynną notatkę Berii z dnia 5 marca 1940 roku oraz szereg innych dokumentów. Niestety nie wszystkich. Na przykład brak indywidualnych teczek. Kontynuując powyższą myśl możemy zastanowić się czy warto przypominać o 14 tysiącach Polaków, na tle dokonanych w czasie II wojny światowej morderstw liczonych w miliony? Odpowiedź jest jedna? warto. Jest to mord bez precedensu. Wszystkie próby poszukiwania i wyjaśniania motywacji tego bezsensownego  okrucieństwa mają sens. Wiele mogłyby wyjaśnić indywidualne teczki i inne dotąd nie udostępnione dokumenty, które prezydent Władimir Putin zablokował, twierdząc, że sprawa Katynia jako przedawniona jest już definitywnie zamknięta. Tym bardziej nie można o tej kwestii zapomnieć i musi być ona włączona w obieg polskiej pamięci narodowej.

MARIA SWIANIEWICZ-NAGIĘĆ „Sprawa Katynia”

tekst wystąpienia
prof. Marii Swianiewicz-Nagięć z okazji 75. rocznicy Zbrodni Katyńskiej w oparciu o dokumenty Ojca – prof. Stanisława Swianiewicza

SPRAWA KATYNIA
75. ROCZNICA DRAMATU ARODOWEGO

„Dobrze opłacone kłamstwo może obiec pół świata zanim prawda wyruszy w drogę”
Edward Lucas

Jestem w posiadaniu prelekcji pt. ?Sprawa Katynia?, nagranej ponad 30 lat temu przez Stanisława Swianiewicza w Kanadzie. Autor usiłuje, w miarę skrótowo przedstawić kolejne wydarzenia poprzedzające mord oraz wydarzenia będące jego konsekwencją. Na tym tekście opieram swój wykład.
I
„Polskie Naczelne Dowództwo przyjęło te fakty [pakty o nieagresji – MS-N] jako jeden z elementów naszego strategicznego położenia, dlatego też szereg tyłowych instytucji, szpitale, komendy uzupełnień, składnice materiałów wojennych, różne intendentury zostało ulokowane wzdłuż wschodniej granicy państwa. Te instytucje, służby tyłowe zatrudniały dużą liczbę specjalistów, medyków i techników, posiadających stopnie oficerskie. W trzecim tygodniu września 1939 r. niemal wszyscy oni stali się sowieckimi jeńcami wojennymi. Drugą liczną grupę jeńców stanowili oficerowie oddziałów, które w pierwszej połowie września biły się z Niemcami na froncie zachodnim, lecz w drugiej połowie próbowały przebić się do granicy węgierskiej i w ten sposób dołączyć do armii polskiej, która miała tworzyć się na Zachodzie”.
Stanisław Swianiewicz
Skąd 14 tys. oficerów znalazło się w głębi Związku Sowieckiego? Zasadnicza odpowiedź jest jedna. 17 września 1939 roku Armia Czerwona, bez wypowiedzenia wojny, przekroczyła wschodnia granicę Rzeczypospolitej Polski na całej długości. Ta niespodziewana agresja poprzedzona była:
Podpisaniem 18 marca 1921 roku, po zakończeniu działań wojennych, prowadzonych w ramach wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, Traktatu Pokojowego między obu stronami. Został on określony jako „ostateczny, trwały, honorowy i na wzajemnym poszanowaniu oparty” zwany inaczej Traktatem Ryskim.
Podpisaniem 25 lipca 1932 roku pomiędzy Polską a ZSRR Paktu o Nieagresji.
Podpisaniem Protokołu 5 maja 1934 roku prolongującego ten Pakt do dnia 31 grudnia 1945 roku.
Tragicznym epizodem z punktu widzenia Katynia była kapitulacja Lwowa. Lwów bronił się przed Niemcami od 12 do 18 września 1939 roku. 19 września Niemcy wysunęli propozycję kapitulacji, tego samego dnia Sowieci wysłali parlamentariusza. Gen. Władysław Langner rozpoczął pertraktacje z przedstawicielem marszałka Timoszenki. W sztabie był tylko jeden oficer optujący za kontynuowaniem obrony Lwowa: płk Jarosław Szafran, dowódca 35 pp. Ostatecznie jego nazwisko znalazło się na liście starobielskiej.
Przed podpisaniem kapitulacji załoga wysunęła propozycję zorganizowania tzw. komuniku i przejścia dużą uzbrojoną grupą na Węgry. Generał W. Langner zabronił, mimo że dotarła już do niego „dyrektywa ogólna” marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, która brzmiała: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadania Warszawy i miast które miały bronić przed Niemcami bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia z garnizonów do Węgier lub Rumunii. Nacz. Wódz”.
Do ogólnej wiadomości generał Langner podał tylko informację, żeby nie walczyć z bolszewikami.
Kiedy mieszkańcy miasta dowiedzieli się o kapitulacji powstało wielkie poruszenie. Buntowała się młodzież – młodsi oficerowie. Kpt. Różycki chciał zastrzelić gen. Langnera. Ostatecznie 1200 oficerów (A. Przewoźnik, J. Adamska, Katyń. Zbrodnia, prawda, pamięć, Warszawa 2010, s. 37) złożyło w gmachu dowództwa broń i pomaszerowało rzekomo w dowolnym kierunku. Ostatecznie wszyscy zostali okrążeni i znaleźli się w Starobielsku.
Uważam, że na tym przykładzie jak i na wielu innych (zob. R. Szabłowski, Wojna Polsko-Sowiecka 1939, Warszawa 1997) można stwierdzić, że wśród jeńców sowieckich znaczną grupę stanowili ci, którzy walczyli do ostatniego naboju, jak i ci, „którym strzelać nie kazano”.
Potwierdzeniem tragedii tych ludzi jest także opinia prof. Ferenca Orsósa (Węgra, lekarza medycyny sądowej, który w maju 1943 roku prowadził obdukcję ciał Polaków leżących w grobach katyńskich): „W twarzach zmarłych z Katynia maluje się coś przeraźliwego z mieszaniną przestrachu, rozpaczy i bezradności; nawet fizjonomie samobójców, z którymi w swojej praktyce zawodowej często się spotykałem nie są tak przejmujące” (A. Przewoźnik, jw., s. 295). Kryteria wydzielenia tej trzeciej grupy są inne, tym niemniej ta obserwacja warta jest podkreślenia.
Zagadnienia wojny polsko-sowieckiej 1939 były w PRL-u tematem omijanym. Dziś wiemy z całą pewnością, że była to krwawa i rozpaczliwa wojna, a nie tylko odruchowe reakcje na nieoczekiwany najazd. Wzdłuż całej granicy wschodniej zlokalizowane były strażnice KOP-u. Niestety KOP we wrześniu 1939 to był tylko „cień” KOP-u przedwojennego. Najwartościowsze elementy wyodrębnione w osobne pułki, walczyły na zachodzie kraju.
Jedynym miastem, które na dużą skalę broniło się w wojnie polsko-sowieckiej 1939 roku było Grodno, które liczyło tylko 58 tys. mieszkańców (w tym połowę Żydów). Grodno było dużym ośrodkiem wojskowym (Dowództwo Okręgu Korpusu III, któremu podlegało wojsko na terenie województwa białostockiego, wileńskiego i częściowo nowogródzkiego, mieściło się dowództwo 29 Dywizji Piechoty oraz 3 pułki, Batalion Pancerny i 2 dywizjony artylerii przeciwlotniczej). We wrześniu wszystkie jednostki były na zachodnim froncie, a nawet już w czasie trwania działań wojennych przerzucono kilka batalionów zapasowych z Grodna do Lwowa, który dzielnie odpierał oblężenie niemieckie (12-18.09.1939).
Na wieść o agresji sowieckiej komendant miasta płk Bronisław Adamowicz zarządził demobilizację. W kierunku granicy litewskiej pojechali prezydent miasta i starosta oraz część grodzieńskiej policji. Pierwszy szok w mieście dość szybko minął i w kilka godzin po zarządzonej demobilizacji zaczęła się rekrutacja ochotników.
Główną rolę w organizowaniu improwizowanej obrony Grodna przeciw Niemcom (do czego jednak nie doszło) odegrał mjr Władysław Serafin. Całością obrony w pierwszym dniu walk dowodził płk Piotr Siedlecki. 20 września do Grodna zaczęły przybywać posiłki z Lidy (piechota oraz grupa lotników), z Postaw, i Dzisny. Najważniejszą pomocą był przybyły z Wołkowyska emerytowany generał Wacław Przeździecki. Początkowo jechał z pomocą do Wilna, dowiedziawszy się, że Wilno nie walczy, skierował się na Grodno, gdzie objął dowództwo nad całością.
W Grodnie nie było żadnej broni przeciwpancernej, natomiast ogromną rolę odegrały butelki z benzyną. Znaczna część młodzieży była przeszkolona w używaniu tej zaimprowizowanej broni. Zniszczenie pierwszego czołgu w centrum miasta, obok teatru, zmieniło sytuację. Ryszard Szawłowski dokładnie opisuje zniszczenie dziesięciu czołgów dnia 20 września. Na przedpolu miasta doszło do walk wręcz. 19 września zestrzelono trzy samoloty sowieckie nad lotniskiem Karolino koło Grodna. 20 września walczyła w Skidlu grupa szwadronów przybyłych z Wołkowyska, odciążając obronę Grodna. W nocy z 21 na 22 września stoczono zwycięską bitwę pod Kodziowcami. Unieruchomiono 11 czołgów, głównie butelkami. Po wyczerpaniu zapasów broni, dnia 24 września pułki, broniące Grodna, przekroczyły granicę litewską. Ostatni przeszedł gen. Wacław Przeździecki.
W ramach grupy operacyjnej, prowadzonej przez generała Przeździeckiego z Wołkowyska na odsiecz Grodna był również 110 Pułk Ułanów, dowodzony przez ppłk. Jerzego Dąmbrowskiego – słynnego zagończyka z lat 1918-1920 (pseudonim „Łupaszko”, nie mylić z mjr. Szendzielarzem). Jego zastępcą był mjr Henryk Dobrzański, późniejszy „Hubal”, a kpt. dypl. Maciej Kalenkiewicz był oficerem taktycznym pułku. 110 Pułk Ułanów nie poszedł na Litwę; ppłk Jerzy Dąmbrowski zdecydował się pozostać w lasach augustowskich, a mjr H. Dobrzański i kpt. M. Kalenkiewicz poszli w lasy województwa kieleckiego.
Granice województwa wileńskiego w nomenklaturze wojskowej określane jako odcinek „Północ” osłaniały trzy pułki KOP: Głębokie, Wilejka i Baranowicze. Każdy pułk był rozmieszczony w kilku, albo kilkunastu strażnicach usytuowanych wzdłuż granicy. Prawie wszystkie strażnice się broniły, tracąc w walce do 50 proc. załogi. Ci co przeżyli byli na miejscu mordowani, nawet ranni, albo wywożeni w głąb Rosji, głównie do Ostaszkowa. Przeżyć mogli ci którzy byli albo na terenowej warcie, albo którym udało się przedrzeć na Litwę lub na Łotwę.
Dowódcą odcinka „Środek” tj. granicy polsko-sowieckiej na Polesiu i płn. Wołyniu był gen. Wilhelm Orlik-Rückemann. Tragicznego 17 września przebywał on w nadgranicznym miasteczku Dawidgródek, skąd bez wahania zarządził stawianie oporu. Na odcinku „Środek” wszystkie strażnice KOP-u broniły się.
Obrona umocnień Tynne nad Słuczą, w okolicach Sarn, stanowiła przykład podobnej determinacji żołnierza polskiego jak obrona umocnień „Wizna” nad Narwią. Z tym, że legenda kpt. Władysława Raginisa jest szeroko znana, a o ppor. Janie Bołbocie niewielu słyszało.
Na Polesiu zasłynęło dwóch wspaniałych dowódców: gen. Wilhelm Orlik-Rückemann i gen. Franciszek Kleeberg. Obaj, opierając się na wojskach odwodowych, utworzyli Samodzielne Grupy Operacyjne, które posuwając się na zachód stale walczyły z wojskami Armii Czerwonej. Gen. Orlik-Rückemann stoczył 40 potyczek, zdobył uprzednio zajęte przez Sowietów miasteczko Szack. Przemówienie, którym żegnał swoich żołnierzy 1 października 1939 roku pod miejscowością Wytyczne, zaczynało się od słów: „Nie ma mowy o kapitulacji…”. Gen. Kleeberg stoczył dwie bitwy z wojskami Armii Czerwonej (pod wsiami Milanów i Jabłoń), ostatecznie po kilkudniowej walce z Wehrmachtem pod Kockiem, 6 października 1939 roku skapitulował na skutek braku amunicji i zaopatrzenia. Pod dowództwem tych obu dowódców zginęło nie więcej niż 50 proc. kadry oficerskiej (zob. J. Łojek, Agresja 17 września. Studium aspektów politycznych, Warszawa 1990).
Kampania wrześniowa 1939 roku w dużym stopniu opierała się na ochotnikach. Obrona Grodna była tego przykładem. Było też wielu ochotników wśród ofiar Katynia. Wymienię kilkoro, o których przy różnych okazjach czytałam lub słyszałam.
Dr Feliks Karnicki – mąż prof. Haliny Karnickiej, także mikrobiolog. W 1939 roku przebywał na stypendium naukowym w Szwajcarii. Kiedy sytuacja międzynarodowa stała się bardzo napięta, dobrowolnie wrócił do kraju, żeby dołączyć do swojego pułku artylerii przeciwlotniczej (Lista starobielska).
Dr Józef Marcinkiewicz – docent USB, absolwent Wydziału Matematyki i Filozofii. Miał załatwione stypendium naukowe w USA. Latem 1939 roku dojechał do Paryża i tam zmienił decyzję. Wrócił do kraju, żeby dołączyć do swojego 41 pp. Narzeczony znanej pisarki Ireny Sławińskiej (Lista starobielska).
Prof. Włodzimierz Godłowski – profesor Wydziału Lekarskiego USB w końcu 1938 roku przeniósł się z rodziną z Krakowa do Wilna, żeby objąć Katedrę Neurologii i kierownictwo Instytutu Badania Mózgu po słynnym profesorze Maksymilianie Rose. Profesor Godłowski urodzony w Stryju w 1900 roku maturę zdał w Sanoku i jako ochotnik dołączył do obrońców Lwowa (orlęta lwowskie). W 1919 roku rozpoczął studia medyczne w Krakowie, żeby je przerwać i dołączyć do wojsk polskich, walczących w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1921 przeniesiony do rezerwy wrócił na studia, które ukończył w 1925 roku. Pracując w szpitalu jednocześnie podejmuje prace naukowe w Zakładzie Neurologii, najpierw w Krakowie potem w Wiedniu. W 1932 roku obronił pracę habilitacyjną. Jako nowo mianowany profesor (1938) miał w roku akademickim 1939/40 przedstawić wykład inauguracyjny. W 1939 roku nie czekał na kartę powołania tylko dobrowolnie po raz trzeci w swoim życiu zgłosił się do wojska. Otrzymał przydział porucznika sanitarnego KOP. Jego pułk walczył na Polesiu (Lista katyńska).
Henryk Gorzechowski – porucznik (ur. w 1892 r.), autor płaskorzeźby wykonanej w 1940 roku w Kozielsku. W I wojnie światowej ciężko ranny. W 1929 roku przeniesiony do rezerwy. Do swojego 16 pułku ułanów, wrócił na ochotnika w sierpniu 1939. Również ochotnikiem był jego syn także Henryk Gorzechowski, który na swoje 19. urodziny w lutym 1940 roku obdarowany został przez ojca tą płaskorzeźbą. Syn został oszczędzony i płaskorzeźba przetrwała.

Matka Boska Ostrobramska – wykonana przez por. Henryka Gorzechowskiego zamordowanego w Kozielsku

II
„Jednocześnie z jeńcami przybył do obozu zespół oficerów śledczych w mundurach NKWD, którego zadaniem było zbadanie dziejów życiowych każdego jeńca oraz sporządzenie odpowiednich kartotek dla każdego indywidualnie. Na czele zespołu stał kombryg tzn. generał brygady, Zarubin. W ciągu 4. miesięcy listopad 1939 – luty 1940 zespół kombryga Zarubina dokonał niewątpliwie wielkiego dzieła, opracowując udokumentowaną charakterystykę jeńców Kozielska. Według wszelkiego prawdopodobieństwa charakterystyka ta stała się podstawą decyzji Sowieckich Wyższych Władz co do dalszych losów jeńców Kozielska”.
Stanisław Sieniewicz
Tak 32 lata temu rozumował Stanisław Swianiewicz. Dziś po ujawnieniu aktywności Wasilija Zarubina jako radzieckiego superszpiega wzrasta prawdopodobieństwo tej hipotezy. Niestety archiwa wszystkich trzech obozów są wciąż zamknięte. Nie mamy bardzo interesujących dla historyka stenogramów rozmów, jak i opinii śledczych, brakuje zdjęć wielu jeńców (a w obozach na wstępie każdemu wykonano trzy zdjęcia).
Andrzej Grajewski, politolog i dziennikarz, uczestniczący obok A. Przewoźnika w obradach polsko-rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych, we wrześniowym numerze „Gościa Niedzielnego” z 2012 roku opublikował artykuł „Selekcjoner”. W tekście tym przybliża nowe fakty: 31 października 1939 roku przyjechał do Kozielska pełnomocnik operacyjny Wydziału 5 czyli Wywiadu (Wydział Główny Zarządu Bezpieczeństwa Publicznego) Zarubie. On sam i jego grupa składająca się z kilkunastu oficerów, rozpoczęli śledztwo. Jednocześnie poprawiły się warunki materialne i kulturalne, bo została przywieziona biblioteka złożona z 500 tomów nie tylko rosyjskich, ale także francuskich, angielskich i niemieckich. Na pewno był selekcjonerem. Przez Zarubina i jego grupę z trzech obozów, wyselekcjonowano 55 agentów na ogólne 395 osób, którym darowano życie. Według Przewoźnika w odpowiedzi na pytanie: jak Zarubin zamierzał wykorzystać tych agentów może kryć się odpowiedź na motywację tej strasznej decyzji. Dlatego teczki nie są udostępniane. Czy charakterystyka jeńców zawarta w teczkach była podstawą najwyższego wymiaru kary, czy Ł. Beria zdecydował a priori tego nie wiemy i to stanowi dylemat do rozwiązania dla przyszłych historyków.
Zarubin był bardzo inteligentnym i efektywnym szpiegiem. Najpierw pracował na pograniczu sowiecko-chińskim. W połowie lat 30. z żoną Elizawietą z d. Rosenzweig, jako para czechosłowackich biznesmenów, penetrowali lewicowe elity zachodnie. W III Rzeszy udało im się zwerbować Willego Lehmana, szefa wydziału berlińskiej centrali gestapo. Było to jedno z najcenniejszych źródeł jakie sowiecki wywiad miał u boku Himmlera.
Pod koniec 1941 roku Zarubinowie pojechali do Waszyngtonu. Formalnie Wasilij Michałowicz zajmował stanowisko sekretarza sowieckiej ambasady. Przed wyjazdem osobiście rozmawiał ze Stalinem. Miał tworzyć sowieckie lobby i przeniknąć tajemnicę „Projektu Manhattan” czyli programu budowy broni atomowej. Dla sukcesu tej operacji kluczową okazała się znajomość Zarubinów z rodziną Roberta Oppenheimera, dyrektora naukowego tego projektu. Zwłaszcza Jelizawieta Zarubina była częstym gościem w domu Oppenheimerów. To ona zasugerowała, aby w pracach naukowych, wykorzystano niemieckich fizyków, przebywających na emigracji w Wielkiej Brytanii. Udało się jej podsunąć kandydaturę Klausa Fuchsa, niemieckiego fizyka, żydowskiego pochodzenia, a jednocześnie agenta sowieckiego wywiadu. Dzięki Oppenheimerowi Fuchs został zatrudniony w Los Alamos oraz uzyskał dostęp do supertajnych materiałów.
Według A. Grajewskiego „na oficjalnych stronach Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej znajdują się obszerne biogramy Zarubina oraz jego żony. Opatrzone są informacją, że ze względu na wagę prowadzonych przez nich operacji materiały ich dotyczące nadal pozostają tajne”. 7 kwietnia 2010 roku Andrzej Przewoźnik zapowiedział, że zabierze się do napisania książki o Zarubinie. Wydarzenia 10 kwietnia przekreśliły ten zamiar.

III
„W marcu 1940 r. stało się w obozie kozielskim powszechnie znanym, że decyzja już została powzięta, chociaż nikt nie chciał, czy też nie mógł, powiedzieć na czym ona polegała. Ponieważ Polacy są zawsze optymistyczni, jeńcy spodziewali się, że będą wysłani poza granice Związku Sowieckiego”.
Stanisław Swianiewicz

 Ten rys nieuzasadnionej nadziei na lepsze, podkreśla nie tylko S. Swianiewicz, ale także wielu innych autorów, którzy przeżyli jeden z trzech obozów jenieckich (J. Czapski, B. Młynarski, Z. Peszkowski, H. M. Gorzechowski). Logicznie myślący Swianiewicz ze zdziwieniem patrzy na szczególnie zaostrzone pilnowanie jeńców w czasie transportu koleją, a potem dalej obserwuje przez szparę w ścianie wagonu tę niezrozumiałą zapobiegliwość w strzeżeniu bezbronnych ludzi. Zrozumiał to dopiero po trzech latach, kiedy 13 kwietnia Niemcy ogłosili na cały świat odkrycie grobów oficerskich.
Dziś wiemy, że pułkownik prowadzący Stanisława Swianiewicza do pustego wagonu na stacji w Gniezdowie, podczas gdy po drugiej stronie trwało wyładowywanie polskich oficerów i przewóz ich na egzekucję do lasu, a który tak po prostu zapytał: „Czy nie napiłby się herbatki”, nazywał się I. Stiepanow i był naczelnikiem Głównego Zarządu Wojsk Konwojowych NKWD. Natomiast naczelnik smoleńskiego więzienia wewnętrznego NKWD, który w więzieniu prowadził ze Swianiewiczem sympatyczną rozmowę, poczęstował domowym obiadem i przyniósł książki do czytania nazywał się Iwan Stielmach i brał udział w egzekucjach. Cytuję te nazwiska za Przewoźnikiem (2010), który prowadzi szersze rozważania nad problemem kim mogli być ci ludzie, którzy przeprowadzili mord.
Mord dokonany był w okresie od 3 kwietnia do połowy maja 1940 roku, 13 miesięcy po zakończeniu operacji rozładowywania obozów. 23 czerwca 1941 roku Niemcy zaatakowały Związek Sowiecki, który siłą rzeczy przystąpił do wojny po stronie aliantów. 31 lipca została zawarta umowa pomiędzy polskim rządem a rządem sowieckim (tzn. porozumienie Sikorski – Majski), która zapowiadała amnestię dla wszystkich Polaków, przebywających w więzieniach lub na zesłaniu w Rosji oraz stworzenie armii z obywateli polskich, przebywających na terenie Związku Sowieckiego. Pół miesiąca później, 14 sierpnia, zostało podpisane wojskowe porozumienie polsko-sowieckie i zaczęła formować się armia. Tymczasem był brak oficerów.
Wręczono 49 not dyplomatycznych i odbyto szereg rozmów na szczycie. Ze Stalinem rozmawiali ambasador Stanisław Kot, gen. Władysław Anders i premier rządu Władysław Sikorski. Przedstawiono Stalinowi listy oficerów z trzech omawianych obozów. Listy niepełne, bo sporządzone z pamięci tych 395 byłych jeńców, którzy przeszli przez obóz w Griazowcu. Rtm. Józef Czapski rozmawiał z komendantami wszystkich obozów koncentracyjnych. Zawsze padała standardowa odpowiedź: „Wszyscy zostali zwolnieni”. Rząd sowiecki zachowywał się groteskowo, wiedząc, że nikt nie będzie go oskarżać bo on ma siłę.
Czytając literaturę katyńską nasuwa się pytanie: skoro wywiad ZWZ-AK odkrył groby w maju 1940 roku i tę informację udało się przewieźć do Warszawy, a Warszawa miała połączenie z Londynem, to dlaczego od sierpnia do grudnia 1941 roku tak intensywnie poszukiwano oficerów?
13 kwietnia 1943 roku okrążyła świat wiadomość o odkryciu grobów katyńskich, czyli grobów polskich oficerów. Niemcy prawdę znali wcześniej, zajęci jednak byli niepowodzeniami na froncie wschodnim (luty 1943 – klęska pod Stalingradem).
Kiedy wiosną 1943 roku gazety (okupacyjne gadzinówki) zaczęły drukować wykazy nazwisk osób zidentyfikowanych w grobach katyńskich w Wilnie nikt nie miał wątpliwości, że jest to dzieło NKWD. Natomiast w GG ludzie skłonni byli uważać, że to jest jeszcze jedno kłamstwo Goebbelsa. Pisze o tym znany historyk i politolog Janusz Zawodny.
To odkrycie pociągnęło za sobą szereg bardzo niepomyślnych dla Polaków konsekwencji. Rząd Polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Szwajcarii z prośbą o zbadanie sprawy. MCK odmówił, bowiem według założeń ustawowych włącza się on tylko wówczas, gdy proszą go o to wszystkie strony konfliktu. Tymczasem Związek Sowiecki szybko ogłosił, że jest to zbrodnia niemiecka dokonana w czerwcu 1941 roku i jednocześnie zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem polskim, stacjonującym w Londynie. Churchill i Roosevelt ostro krytykowali W. Sikorskiego za wprowadzanie rozłamu wśród aliantów. W nocy z 24-25 kwietnia 1943 roku (Wielkanoc) Churchill wezwał Sikorskiego i polecił opublikować oświadczenie, że mordu dokonali Niemcy. Generał Sikorski odmówił. Prasa zachodnia milczała z wyjątkiem neutralnej prasy szwajcarskiej („Neue Zürcher Zeitung”). W roku 1943 na terenach Polski była bardzo rozbudowana Armia Krajowa, która na terenach wschodnich działała obok i w porozumieniu z partyzantką radziecką. Od czasu zerwania stosunków (maj 1943) Rosjanie zaczęli walczyć z Polakami (por. film „Łupaszko”, TVP Historia, emisja: luty 2015). Nie udzielenie pomocy Warszawie w czasie powstania też tłumaczone jest tym zerwaniem stosunków.
W nocy z 25 na 26 kwietnia ambasador Tadeusz Romer został wezwany do Mołotowa, który wręczył mu notę szkalującą rząd polski. T. Romer noty nie przyjął, podobnie jak zrobił to ambasador Wacław Grzybowski we wrześniu 1939 roku.
Kiedy Międzynarodowy Czerwony Krzyż odmówił wzięcia udziału w pracach ekshumacyjnych zarówno rządowi polskiemu, jak i Niemieckiemu Czerwonemu Krzyżowi, Niemcy powołali Międzynarodową Komisję Ekspertów w skład której wchodziło 13 lekarzy medycyny sądowej. Dwunastu pochodziło z krajów będących w koalicji z Niemcami (Włochy, Dania, Finlandia, Chorwacja, Bułgaria, Belgia, Czechy, Rumunia, Słowacja, Holandia, Węgry i Niemcy), a Szwajcar był przedstawicielem kraju neutralnego. Komisja ta, z wyjątkiem Niemca dr. Gerarda Buhtza, pracowała tylko dwa dni. Każdy miał przeprowadzić obdukcję ośmiu zwłok, a następnie wspólnie napisać protokół. Oświadczenie było jednoznaczne. Ciała leżą w grobie trzy lata. Najcenniejsze były badania wspomnianego wyżej dr. F. Orsósa (Węgier), który miał w swoim dorobku publicystycznym pracę o zmianach w mózgu, zachodzących w ciągu kilku lat. Po trzech latach następuje charakterystyczne stwardnienie powłok mózgowych. Jednoznacznie zgon nastąpił przed trzema laty, w więc w 1940 roku.
Najwięcej pracy włożyła delegacja Polskiego Czerwonego Krzyża, działającego pod okupacją. W jej skład wchodził tylko jeden lekarz dr Marian Wodziński. Delegacja pracowała sześć tygodni. Niemcy i pomagali, i przeszkadzali. Niestety duża część materiału przepadła, tzw. „skrzynie Robla”.
Niemcy traktowali odkrycie propagandowo, dlatego nie zwracając uwagi na rytm prac od początku zaczęli przywozić wycieczki przede wszystkim dziennikarzy i oficerów z oflagów (siłą). Bardzo ciekawe spostrzeżenia zanotował, amerykański płk John Van Vliet, wzięty do niewoli w Afryce Północnej, był synem wojskowego i dzieciństwo spędził w miejscowości, którą mój Ojciec nazywał: amerykański „wojenny gorodok”, nieduża miejscowość zdominowana przez wojsko. Van Vliet zwrócił uwagę na bardzo przyzwoite umundurowanie i porządne, nie zniszczone buty. Mundury i buty wykonane na miarę. Van Vliet za swoje opinie po wojnie zapłacił zesłaniem na wyspy Samoa.
Dużą część materiałów katyńskich, umieszczonych w kilkunastu skrzyniach przewieziono do Krakowa do Zakładu Chemii, kierowanego przez dr. Jana Z. Robla. Kilka osób przepisywało materiały zawarte w kopertach. To stąd pochodzą te publikowane fragmenty pamiętników, listów czy wierszy. Niestety małą część tych materiałów udało się zachować. Całość zabrali wycofujący się Niemcy. Na terenie Niemiec, w okolicy Drezna zostały spalone, żeby nie dostały się w ręce zbliżającej się Czerwonej Armii.

*
Armia Czerwona zajęła Smoleńsk w końcu września 1943 roku. Do Katynia natychmiast wyjechała grupa pracowników operacyjnych i śledczych z centralnego aparatu NKWD i zaczęto przygotowywać dowody, obciążające Niemców.
Prace mające udowodnić że zbrodni tej dokonali Niemcy prowadzone były pod kierunkiem Wsiewołoda Mierkułowa, tego samego, który organizował mord w 1940 roku. Ukoronowaniem tych prac był raport Komisji Burdenki. Raport podpisali nie tylko członkowie Komitetu Centralnego, ale również prawosławny Archirej oraz pisarz arystokratycznego pochodzenia Aleksy Tołstoj. Dziś te kłamstwa mają swoją literaturę. Np. dziennikarz niemiecki Franz Kadell („Die Welt”) napisał książkę pt. Kłamstwo Katyńskie (1991, polskie wydanie 2008), wykorzystując w znacznym stopniu gazety szwajcarskie („Neue Zurcher Zeitung”) i materiały niemieckie.
Proces w Norymberdze poprzedzony był spotkaniem czterech zwycięskich mocarstw w Londynie. Spotkanie to odbyło się w lipcu 1945 roku. Celem było przygotowanie procesu, w czasie którego Międzynarodowy Trybunał Wojskowy miał osądzić najcięższe zbrodnie wojenne. Zgodnie z opracowanym statutem miały być osądzone: „zbrodnie przeciwko pokojowi”, „zbrodnie wojenne”, „zbrodnie przeciwko ludzkości”.
Według prof. N. Lebiediewej, rosyjskiej historyk, najwyższe władze sowieckie zdawały sobie sprawę, że mają posunięcia, które też mogą podlegać osądzeniu, dlatego wymusiły klauzulę, że badane będą tylko państwa osi. Dyskusja była bardzo burzliwa, porozumienie było do tego stopnia zagrożone, że główny amerykański sędzia Robert Jackson pojechał na konsultację do Poczdamu do prezydenta Harrego Trumana. Prezydent polecił ustąpić.
W trakcie procesu Sowieci oskarżyli Niemców o zbrodnię katyńską, wskazując pułkownika Wehrmachtu personalnie jako organizatora tej zbrodni. Miał nim być płk Arens. Tymczasem płk Arens zjawił się osobiście. Niemców nie oskarżono. Na pytanie: „Kto dokonał tej zbrodni”, odpowiedzi nie było. Polacy nie byli dopuszczeni do głosu.
18 września 1951 roku powołana została specjalna Komisja Kongresu USA do zbadania zbrodni katyńskiej. Przewodniczącym został demokrata, prawnik Ray John Madden. Stąd popularna nazwa Komisja Maddena. W skład weszło czterech demokratów i trzech republikanów. Komisja po roku pracy ogłosiła sprawozdanie, które obejmowało 2362 strony. W zakończeniu napisano: „Mordu dokonała Sowiecka Tajna Policja”. Nie znalazło to żadnego odbicia na forum ONZ.

MARIA SWIANIEWICZ-NAGIĘĆ

Stanisław Swianiewicz (1899-1997) studiował, a następnie wykładał ekonomię na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Owocem wyjazdu w 1937 roku do Kilonii była książka jego autorstwa pt. Polityka gospodarcza Niemiec hitlerowskich. Tuż przed wybuchem wojny został zmobilizowany, a 29 września 1939 roku dostał się do niewoli sowieckiej, trafił do obozu w Kozielsku, skąd w kwietniu 1940 roku przewieziono go na stacje Gniezdowo. Tam został odłączony od kolegów i przesłany do więzienia w Smoleńsku, Moskwie, a następnie do łagru w Kotłasie. W maju 1942 roku trafił do ambasady polskiej w Kujbyszewie. Od tej pory zaczął intensywnie zajmować się sprawą zaginionych oficerów, m. in. pisał raporty i uczestniczył w konferencjach jako bardzo ważny świadek. Po wojnie pozostał na emigracji i wykładał na wielu uczelniach.

SPOTKANIA ROCZNICOWE: 72 rocznica Rzezi Wołyńskiej, 71 rocznica akcji „Burza” i „Operacji Ostra Brama”

11 lipca przypada 72 rocznica Rzezi Wołyńskiej i 71 Akcji „Burza”. Z tych okazji uczestniczyć będziemy:

1.  10 lipca 2015 r. (piątek) godz. 15.00 – Czerwonak ul.Okrężna 5 – złożenie kwiatów i zapalenie zniczy pod pomnikiem Gloria Orlikom Kresowych Stanic

2.  11 lipca 2015 r. (sobota) godz. 12.00 – Kościół oo. Dominikanów ul. Kościuszki 97/99 – uczestnictwo we Mszy św., po której złożone zostaną kwiaty i zapalony znicz pod tablicą upamiętniającą 70 rocznicę Rzezi Wołyńskiej

3.  11 lipca 2015 r. (sobota) godz. 18.00 – Kościół Garnizonowy ul. Szamarzewskiego 3 – uczestnictwo we Mszy św., po której złożone zostaną kwiaty i zapalony znicz pod tablicą poświęconą 27 Dywizji Wołyńskiej

4.  11 lipca 2015 r. (sobota) godz. 18.30 – Kościół św. Wojciecha na Wzgórzu Św. Wojciecha – na zaproszenie Tow. Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej uczestniczyć będziemy we Mszy św., po której zostaną złożone kwiaty i zapalone znicze pod tablicą upamiętniającą Akcję „Burza” i operację „Ostra Brama”

Zachęcamy do wzięcia udziału w obchodach.

Hanna Dobias-Telesińska

UROCZYSTOŚCI JUBILEUSZOWE

11 czerwca 2015 r. obchodziliśmy 120 rocznicę urodzin wybitnego architekta, urodzonego i wychowanego we Lwowie, Władysława Czarneckiego. Na uroczystości zaprosił Związek Sybiraków w Poznaniu oraz poznański Oddział Towarzystwa

Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan przybyli przedstawiciele Związku Sybiraków, Stowarzyszenia Architektów Polskich, Politechniki Poznańskiej, Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa w Poznaniu oraz poznańskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Na początku zabrał głos prezes Zarządu Oddziału i Zarządu Głównego Związku Sybiraków Józef Bancewicz, który pokrótce przedstawił sylwetkę wybitnego architekta i twórcy Związku Sybiraków w Poznaniu. Mgr inż. architekt Henryk Sufryd, członek Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP, który przybył wraz z małżonką, mówił o swojej znajomości z Władysławem Czarneckim, o kontaktach z Nim

w okresie studiów i prywatnie. Prodziekan Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej dr hab. inż. arch. Anna Januchta-Szostak podziękowała zebranym za pamięć o prof. Czarneckim, wspomniała, że każdy student Wydziału Architektury oraz

wykładowcy wiedzą kim był oraz, że tę wiedzę należy propagować ze względu na wybitne zasługi, jakie miał przede wszystkim w okresie międzywojennym a także po wojnie. Zabrał głos także absolwent Politechniki Poznańskiej, wykładowca Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa w Poznaniu oraz członkowie TML i KPW. Zebrani złożyli kwiaty na grobie Profesora i zapalili znicz, dyskutowali. Juliusz Rozmiłowski z TML i KPW przygotował okolicznościowy folder poświęcony W. Czarneckiemu.

Z Cmentarza Zasłużonych Wielkopolan wszyscy udali się na Winagrady, gdzie na skwerze przy ul.

Solidarności znajduje się obelisk z tablicami poświęconymi prof. Władysławowi Czarneckiemu. Tu także złożono kwiaty i zapalono znicz. Pogoda dopisała więc zebrani kontynuowali rozmowy i wspomnienia o prof. Czarneckim. Mówiono dalszych planach i o poświęceniu tablicy mówiącej o założycielu Stowarzyszenia Sybiraków w Poznaniu. Data tego wydarzenia będzie ustalona i podana do szerszej publiczności.

Wszyscy uczestnicy uroczystości zgodnie stwierdzili, że mimo ogromnego wkładu i zasług dla Poznania Profesor obecnie nie cieszy się należytym uznaniem u włodarzy miasta, a media milczą na Jego temat. Jest to smutne, gdyż okrągła 120 rocznica powinna być obecna w świadomości społeczeństwa poznańskiego, które tak wiele zawdzięcza geniuszowi Profesora.

 

 

Hanna Dobias-Telesińska

120 rocznica urodzin Władysława Czarneckiego

Wł. Czarnecki
Wł. Czarnecki

11 czerwca (czwartek) b.r. mija 120 rocznica urodzin wielkiego lwowianina Władysława Czarneckiego. Związek „Sybiraków” w Poznaniu organizuje uroczystości związane z tym jubileuszem i zaprasza tego dnia o godz.:

– 13.00 – spotkanie przy grobie Władysława Czarneckiego i złożenie kwiatów – cmentarz Zasłużonych Wielkopolan na Wzgórzu św. Wojciecha

– 14.00 – złożenie kwiatów pod pomnikiem Władysława Czarneckiego – Rondo Solidarności (os. Pod Lipami)

Władysław Czarnecki był nie tylko wybitnym architektem, profesorem Politechniki Poznańskiej, twórcą układu przestrzennego zieleni Poznania, ale także założycielem związku „Sybiraków” w Poznaniu w 1935 r.

 

Hanna Dobias-Telesińska

Czwartek Literacki w Pałacu Działyńskich w Poznaniu

KRESY kraina ocalona w micie i pamięci” – taki tytuł nosi spotkanie, które odbyło się 28 maja b.r. w ramach Czwartków Literackich. W dyskusji na

dr Barbara Wysocka - fot. H. Dobias-Telesińska
dr Barbara Wysocka – fot. H. Dobias-Telesińska

ten temat wzięła udział Teresa Tomsia, prof. Wiesław Ratajczak oraz Tadeusz Żukowski. Fragmenty literatury czytał aktor Sylwester Woroniecki.

Sala Czerwona Pałacu Działyńskich zgromadziła sporą widownię zainteresowaną tym tematem. Przybyli przedstawiciele poznańskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, literaci oraz miłośnicy poezji i prozy.

Prof. Ratajczak - fot. H. Dobias-Telesińska
Prof. Ratajczak – fot. H. Dobias-Telesińska

Zebranych powitała dr Barbara Wysocka, która przedstawiła „dyskutantów”. Nie przybył zapowiedziany Wojciech Nowicki – sprawy zdrowotne. Prof. Wiesław Ratajczak, literaturoznawca, prof. UAM, kierownik Badań nad Tradycją Europejską Instytutu Filologii Polskiej, poprowadził dyskusję. Uczestnicy dyskusji przedstawiali swój punkt widzenia na ukazującą się obecnie literaturę, która dotyczy wspomnień, pamięci i mitów o Kresach.

Poetka Teresa Tomsia poetka, eseistka, krytyk literacki, pochodząca z rodziny Kresowian, zesłańców na Sybir, w powieści „Dom utracony, dom ocalony” opisuje historię domu rodzinnego matki, pozostawionego na ziemi nowogródzkiej: „Żyć, to znaczy rozmawiać z umarłymi, to pytać o ich losy, wybory, racje z oddali lat i wieków, to słuchać ich rad, rozterek, nadziei i błogosławieństw. Żyć, to znaczy pamiętać. Żyć to być, po stokroć być, w swym czasie!(Teresa Tomsia, „Dom utracony, dom ocalony”, Wydawnictwo Poznańskie 2009).  Autorka uważa, że pisząc o przeżyciach swojej matki pozostawia

Prof. Ratajczak, T. Tomsia i T. Żukowski - prowadzili dyskusję - fot. E. Tomsia
Prof. Ratajczak, T. Tomsia i T. Żukowski – prowadzili dyskusję – fot. E. Tomsia

ją żywą, realną. Takie przedstawianie osób, które przeżyły dramaty na Kresach w okresie okupacji, uważa za obowiązek pisarzy, właśnie z tych powodów, dla których sama pisze o swojej matce. Ostatnio ukazały się jej tomiki wierszy z motywami kresowymi „Co było, co jest” i „Gdyby to było proste”. Poetka w sposób jasny i przejrzysty wypowiadała swoje myśli, zastanawiała się, czy istotne wydaje się pytanie o tożsamość odziedziczoną i jej akceptację, o uświadomienie sobie miejsca we współczesności jako dziedzica wydziedziczonych, gdyż są różne tego postawy. Uważa, że ciekawy wydaje się wątek wspomnieniowy w literaturze współczesnej, ma na myśli nie tylko „lektury kresowe”, ale np. o „Małej zagładzie” Anny Janko jako nieuniknionym życiorysie po matce, który „dopadł ją po latach”. Opowieści Teresy Tomsi wierszem i prozą mówią najwięcej o powracaniu i szukaniu miejsca dla utraconej tradycji wielopokoleniowej rodziny i wielowątkowej kultury we współczesności. O „kresowości” obecnie myśleć można też jako o świadomym wyborze peryferyjności życia przez grupy społeczne poza metropolią i głównym nurtem

Sala Czerwona Pałacu Działyńskich - fot. H. Dobias-Telesińska
Sala Czerwona Pałacu Działyńskich – fot. H. Dobias-Telesińska

mediów. Pragnienie kresowości bywa powracaniem i odwoływaniem się do tradycji: Bóg, honor, ojczyzna i terytorialna wspólnota, jest tęsknotą za przestrzenią i dobrym sąsiedztwem, osiedlanie się ludzi w lasach, na wsiach, na obrzeżach cywilizacji.

Prof. Ratajczak opisywał różnice między Kresami Wschodnimi i Zachodnimi. Mentalność wschodnia i zachodnia jest diametralnie różna. Inne są przeżycia w każdym z tych regionów. Inaczej do tematu

Fragmenty literatury czytał Sylwester Woroniecki - fot. E. Tomsia
Fragmenty literatury czytał Sylwester Woroniecki – fot. E. Tomsia

podchodzą współcześni autorzy, którzy tamtą rzeczywistość znają tylko z opowiadań, przekazów swoich przodków. Inaczej te wspomnienia odzwierciedlają się w literaturze, gdy piszą o nich ci, którzy przeżyli na Kresach, którzy mają w pamięci dramatyczne własne wspomnienia

Ewa Najwer - fot. H. Dobias-Telesińska
Ewa Najwer – fot. H. Dobias-Telesińska

i przeżycia. Pamięć poszczególnych jednostek, historia pojedynczych ludzi, buduje pamięć wspólną.

Tadeusz Żukowski, poeta, eseista, scenarzysta, syn więźnia spod Workuty i Sybiraka, autor 35 filmów dokumentalnych i artystycznych oraz reportaży, 25 publikacji książkowych, w całej swej twórczości przedstawia motywy kresowe. W dyskusji przedstawił swój punkt widzenia na literaturę o tematyce kresowej oraz o współczesnych autorach piszących z pozycji osób, które znają Kresy z przekazów rodzinnych. Nie jest łatwo pisać o swoich

Na sali byli mieszkańcy Kresów - fot. E. Tomsia
Na sali byli mieszkańcy Kresów – fot. E. Tomsia

dramatycznych przeżyciach np. z Wołynia z okresu II wojny światowej.

Dyskusja przerywana była czytaniem przez Sylwestra Woronieckiego fragmentów utworu współczesnego autora Wojciecha Nowickiego „Salki”.

W drugiej części spotkania wypowiadali się inni twórcy, będący na sali. Ewa Najwer mówiła o wielkich trudnościach i niemożności pisania o traumatycznych

Teresa Tomsia i prof. Wiesław Ratajczak - fot. E. Tomsia
Teresa Tomsia i prof. Wiesław Ratajczak – fot. E. Tomsia

przeżyciach wojennych na Kresach. Wypowiadał się także Marian Dźwinel, i inni, zadawano pytania, dyskutowano i wspominano.  Atmosfera spotkania była bardzo serdeczna, nie chciało się kończyć i wychodzić. Może wkrótce wrócimy do tematu, gdyż Teresa Tomsia zapowiedziała wydanie swojej nowej książki jesienią.

Krystyna Liminowicz i Tadeusz Żukowski - fot. H. Telesińsk
Krystyna Liminowicz i Tadeusz Żukowski – fot. H. Dobias-Telesińska
"Salki" W. Nowicki - fot. H. Dobias-Telesińska
„Salki” W. Nowicki – fot. H. Dobias-Telesińska

 

 

 

 

 

 

 

 

Literatura kresowa - fot. H. Dobias-Telesińska
Literatura kresowa – fot. H. Dobias-Telesińska

 

 

Literatura o tematyce kresowej - fot. H. Dobias-Telesińska
Literatura o tematyce kresowej – fot. H. Dobias-Telesińska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Hanna Dobias-Telesińska