11 LISTOPADA W „SALONIE LWOWSKIM”

Aby uczcić rocznicę odzyskania niepodległości spotkaliśmy się w Salonie Lwowskim na Starym Rynku w Poznaniu 10 listopada o godz. 16.30. To wielkie święto Polaków obchodziliśmy doniośle, ale także z humorem i radością. Organizatorka Salonu Katarzyna Kwinecka powitała przybyłych, przedstawiła gości.

Rozpoczęliśmy odśpiewaniem hymnu, następnie wznieśliśmy szampanem toast za Ojczyznę. Tematem programu było:  ?Poznań i Lwów ? drogi do niepodległości 1918 ? 1920?. Spotkanie poprowadził  Tomasz Łuczewski, który przedstawił rys historyczny utraty przez Polskę niepodległości  i  jej odzyskanie. Rozpoczął od genezy powstania hymnu narodowego, a Irena Bereźnicka przedstawiła historię powstania pieśni „My Pierwsza Brygada”. Tomasz Łuczewski sięgnął do historii przeszłych wieków, mówił o 123 latach niewoli i zrywach niepodległościowych narodu polskiego w poszczególnych zaborach. Przedstawił początki walk Legionów. Mówił także o dacie 11 listopada, jaka została wybrana już po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, na dzień obchodów niepodległości Polski. Skupił się na obszarze Wielkopolski oraz Kresów Południowo-Wschodnich, gdzie trwały walki o utrzymanie tych terenów w Polsce. Ciekawie przedstawił przygotowania od 1915 r. oraz początki wybuchu Powstania Wielkopolskiego.  Mówił także o obronie Lwowa i Przemyśla, które to miasta Austriacy pozostawili Ukraińcom. Ciężkie walki o nie trwały jeszcze wiele miesięcy. Wypowiedzi Tomasza Łuczewskiego  przerywane były odczytywaniem przez Mikołaja Pietraszak-Dmowskiego, sekretarza Zarządu Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, Zarządcy Majątku Rogalin, fragmentów tekstów dotyczących Beliniaków i Legionów oraz fragmentów mowy marszałka Józefa Piłsudskiego o obronie Lwowa (tekst poniżej). Wypowiedzi przerywane były wspólnym śpiewem pieśni patriotycznych, legionowych i wojskowych, które prowadził Marian Osada przy akompaniamencie Piotra Zabielskiego.

Na zakończenie spotkania Marian Osada wystąpił z recitalem pieśni m.in. Stanisława Moniuszki, z piosenkami z repertuaru Mieczysława Fogga i lwowskimi. Zebrani wtórowali mu śpiewając refreny tych piosenek.

Atmosfera spotkania była niezwykle sympatyczna, wszyscy bardzo dobrze się bawili i świętowali.

Kolejne spotkanie w „Salonie Lwowskim” odbędzie się w 10 stycznia 2016 r. i poświęcone będzie śpiewaniu kolęd, o czym osobno powiadomimy.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska

foto: Wanda Butowska, Hanna Dobias-Telesińska

 

SAM_0926

 

 

 

 

 

 

 

Salon Lwowski
Na rozpoczęcie "jeszcze Polska nie zginęła"
Na rozpoczęcie „Jeszcze Polska nie zginęła”
Dom Polonii – zebrani śpiewają Hymn Państwowy
Marszałek Józef Piłsudski
Marszałek Józef Piłsudski
Katarzyna Kwinecka wita gości i zebranych
Maciej Pietraszak i Tomasz Łuczewski
Katarzyna Kwinecka, Mikołaj Pietraszak Dmowski i Tomasz Łuczewski Tomasz Łuczewski Jedna ze śpiewanych pieśni Marian Osada i Irena Bereźnicka Maciej Pietraszak Dmowski Recital Mariana Osady
M. Osada dedykuje piosenkę lwowską
M. Osada dedykuje piosenkę lwowską „Ta joj, ta Jóźku” Józefowi Wysoczańskiemu
Marian Osada
Marian Osada

Marian Osada prowadził pieśni

Józef Piłsudski „Obrona Lwowa”:

Szanowne panie i panowie!

Historia, wielka mistrzyni życia i wielki sędzia czynów ludzkich, ze specjalnym umiłowaniem wybiera dla swoich studiów okresy przełomów, okresy kryzysów.

Nasza epoka przyciągać będzie oczy znacznie bliższe nam, niż to nieraz nam się wydaje. Sędziów znajdziemy w naszych dzieciach, dzieci nasze, te dorastające obecnie małe główki, które ciekawymi oczkami już teraz na nas spoglądają, nieraz będą z trwogą szukać w stronicach historii, gdzie byli ich rodzice.

Obrona Lwowa w życiu powstającego państwa polskiego w przełomowym okresie naszego istnienia odegrała zbyt znaczną i wielką rolę, by jakikolwiek historyk tej właśnie części naszych działań i naszego życia nie musiał poświęcić specjalnej uwagi. W obronie Lwowa ześrodkowało się w swoim czasie ?gros? wysiłków całej Polski. Jeżeli ją weźmiemy pod względem wojskowym, to cztery piąte sił, tworzonych z takim wysiłkiem, zebrało się nie gdzie indziej, jak na placach boju koło Lwowa, zostawiając zaledwie małą cząstkę gdzie indziej, a wysiłki wojskowe w owym czasie tworzenia siły ramienia zajmowały również ?gros? wysiłków całego społeczeństwa. Jeżeli weźmiemy życie polityczne państwa świeżo tworzącego się ze wszystkimi próbami i niedogodnościami każdego życia politycznego, to również znajdziemy, że ono przez dłuższy czas ześrodkowało się nie koło czego innego, jak koło wypadków, dziejących się koło waszego miasta. Ja osobiście, ze wszystkimi swoimi wadami i cnotami, całą swą mocą czy bezsilnością stałem w centrum zjawisk polskich, ?magna pars fui? wszystkiego tego, co się w Polsce działo. Dlatego też z chwilą, gdym się zdecydował stanąć spokojnie przed sądem nie waszym, lecz historii, stanąć spokojnie ze swoją czynnością i swoimi pracami przed oczy tych, do których mnie najwięcej ciągnie, przed oczy dorastających dzieci, które nieraz sobie o tym mówić będą, chcę dać jedynie stwierdzone fakty, chcę dać jedynie dane, związane ze mną, jako z człowiekiem, który był Naczelnym Wodzem wojsk polskich i Naczelnikiem Państwa. Nie idzie mi o analizę poszczególnych wypadków, nie idzie mi o techniczne określenie sposobów i wartości poszczególnych działów obrony Lwowa, gdyż w nich bezpośrednio sam nie brałem udziału i musiałoby to zresztą stanowić inny dział pracy, do którego panowie i panie, jako audytorium, niezbyt się nadają…

…Przyjechałem do Warszawy 11-go listopada, tzn. w związku z wypadkami lwowskimi w dziesięć dni po rozpoczęciu we Lwowie starć czy bojów…

…Pierwszym moim dążeniem było zespolić to, co jest siłą. Czułem, że jeżeli rzeczy dalej pójdą w tak rozbieżnym kierunku, to to, co stanowi siłę i moc, wobec zbliżającej się do Polski nieznanej jeszcze fali niebezpieczeństw nie zostanie wytworzone. Korzystałem więc z każdej okazji, żeby siły wojskowe skupić w jednym ręku, a wobec dziwnej może mojej zarozumiałości wolałem, żeby one skupiły się w moim ręku. Ta rzecz mnie się udawała, udawała względnie lepiej, niż wszystkie inne cywilne prace, gdyż pod tym względem spotkałem zbyt silne tarcia i zbyt wielkie przeszkody w roznamiętnionych, lecz chaotycznie usposobionych umysłach, z którymi musiałem się stykać. Starałem się więc zebrać wszystkie dane o stanie wojska i stanie siły w całej Polsce. W tym też czasie przybiegały do mnie najrozmaitsze wiadomości o stanie Lwowa.

Jestem człowiekiem, który przyzwyczajony był zawsze do pewnej pogardy w stosunku do plotek, specjalnie do plotek wojskowych. Szczególną zaś niechęć czułem zawsze do przed-stawiania spraw wojskowych w sposób demagogiczny, w sposób, który uniemożliwia najlepszemu żołnierzowi zorientować się, ile w tym jest kłamstwa rozmyślnego lub bezwiednego, a ile w tym prawdy. Dlatego też szukałem od razu za człowiekiem, któremu mógłbym zaufać. Dowiedziałem się, że od pierwszej prawie chwili walk lwowskich szefem sztabu obrony jest jeden z moich oficerów, mianowicie ? zmarły obecnie Łapiński. Starałem się z nim nawiązać stosunki, gdyż byłem przekonany, że on wobec swego starego Komendanta ani demagogii, ani plotek uprawiać nie będzie. Starałem się ściśle zbadać stan rzeczy. Niestety, dobrego wniosku z tych wiadomości wysnuć nie mogłem. Około 20-go listopada (ściśle daty ustalić nie mogę) przyleciał wreszcie lotnik Stec, który mi w imieniu tegoż Łapińskiego zdał sprawę z tego, jak jest we Lwowie. Powtarzam prawie dosłownie jego raport: <Mniejsza część miasta jest w rękach polskich, a większa część w rękach ruskich. Boje nie są ciężkie, ogromna część społeczeństwa polskiego (wymienił mi różne nazwiska) pertraktują z Rusinami o coś w rodzaju condominium nad Lwowem, nie wierząc w możliwą obronę i posiadanie miasta w całości. Obrona polega na niewielkiej garstce legionistów, na większej znacznie ilości młodzieży, bardzo nieraz młodej, z trudem wytrzymującej ciężary. Obok niej jest prawie to samo, co w Warszawie, ? tłum ludzi, chodzących i krzyczących, rozprawiających i zmieniających co chwila zdanie, plotkujących o najrozmaitszych rzeczach, a co niechybnie na siłę obronną nie wpływało korzystnie*. Wreszcie powiedział mi, że teraz leci z powrotem do Lwowa, lecz osobiście jest tak mało przekonany o możliwości obrony, że nie jest pewny, czy będzie mógł już wylądować we Lwowie i nie wie, czy lotnisko, z którego wyleciał, będzie jeszcze w posiadaniu polskim, czy też już w ruskim. Stan opisał mi dość rozpaczliwie. Rozpatrzyłem te dane i razem zresztą z Łapińskim, który mi przez niego przesłał swoje dane, przyszedłem do przekonania jedynie rozsądnego, że bez dania z zewnątrz pomocy sprawa dla Lwowa jest przegrana. Zastanowiwszy się nad moim własnym stanem, powiedziałem, że ja tej pomocy dać nie mogę, że gdybym nie wiem co robił, to ze siebie tej pomocy nie wydobędę i żadnego terminu postawić nie jestem w stanie, że jest zatem jako wynik jedyny ? czas. Wytrzymacie dłużej ? prawdopodobnie zdążę, nie wytrzymacie dłużej ? nie będę w stanie tego zrobić.

Lubię prawdzie patrzeć prosto w oczy. Stan bowiem ówczesny, który miałem, polegał na następującym: Niemcy szczęśliwie dawali się rozbrajać; dość dużo najrozmaitszej broni i dość dużo najrozmaitszych zapasów i ubrań dostawało się w polskie ręce; mnóstwo obiektów wojskowych o wielkim znaczeniu wpadało zupełnie łatwo w nasze ręce, a niezwykle ?patriotyczna? i podniecona ludność starannie to rozkradała. Miałem, proszę państwa, koszary, które trzy razy w ciągu wojny poprawiałem i które trzy razy do ostatniego mebla przez ludność okoliczną były rozkradane. Musiałem więc, jako dobry gospodarz, z obowiązku chociaż jaką taką straż postawić, żeby zapobiec, aby to dobro, w które może będzie jutro trzeba uzbroić i wyekwipować ludzi, by ono zostało zachowane. Zwyczajem bowiem polskim rozkradano tę broń dla uzbrojenia prywatnego wojska, które wyrastało, jak grzyby po deszczu. Każde nieledwie stronnictwo, mające pewne recepty na uratowanie Polski, tworzyło swoje prywatne wojsko i zupełnie swobodnie sięgało do składów wojskowych, o ile te nie były pilnowane, dla uzbrojenia ludzi, nieraz grożąc mi, gdy byłem jeszcze na ulicy Mokotowskiej, że ta broń będzie przeciw mnie użyta…

…Proszę panów, z wielką ulgą dowiedziałem się względnie prędko, że 5-ty pułk Legionów, stojący w Przemyślu, na wieść o tym, że Lwów jest bardzo zagrożony i że traci nadzieję utrzymania się, bez rozkazu gen. Roji pod dowództwem ppłk. Tokarzewskiego ruszył naprzód na ratunek…

…Zrobił to 5-ty pułk Legionów, ppłk. Tokarzewski wbrew zdaniu swych przełożonych, gdyż i Przemyśl był również niepewny, również w Przemyślu drżano o utratę tego miasta ? i wszelkimi siłami starano się mieć go koło siebie. Decyzja ppłk. Tokarzewskiego, który poszedł wbrew swym przełożonym dla was, Lwowa, fakt ten, powtarzam, oswobodził mnie od wielu trosk. W pierwszej chwili nie miałem wyobrażenia, jakie siły są nieprzyjacielskie. Tutaj tych sił mierzyć czymkolwiek nie byłem w stanie. Wiadomości byty zanadto sprzeczne, były zanadto niedokładne, abym sobie mógł właściwie wyobrazić, co to jest ten front lwowski, co to jest ta walka we Lwowie.

Walka, która się tu odbywała pod Lwowem, odznaczała się charakterem niezwykle dziwacznym pod względem pracy wojskowej. Nieraz w Belwederze zachodziłem w głowę, jak właściwie takie dziwactwa mogły się w ogóle utrzymać. Na moje pytania gen. Rozwadowski dawał mi różne wyjaśnienia, mimo to nie mogłem pozbyć się wątpliwości, które ciągle mi siedziały w głowie. To, co się działo, było zbyt nadzwyczajne i dlatego postanowiłem pojechać na miejsce, by stwierdzić stan rzeczy własnymi oczyma. Przyjechałem na front lwowski z Przemyśla pociągiem pancernym, inaczej bowiem nie chciano mię wysłać. Przybyłem do Lwowa i obszedłem różne części frontu. Obserwowałem miasto, obserwowałem życie wojskowe, rozmawiałem z dowódcami, widziałem pracę i ? wyznaję państwu ? wróciłem mocno uspokojony. To, co wydawało mi się przedtem dziwacznym, okazało się naturalnym, co wydawało mi się naturalnym ? okazało się dziwacznym. Organizacja wojska wydała mi się jakąś niesłychaną pstrokacizną, niemożliwą do dowodzenia, i żądałem od gen. Rozwadowskiego, tak, jak i od później wyznaczonego gen. Iwaszkiewicza, zreorganizowania tego tłumu bez organizacji, za który uważałem ówczesne wojsko, zebrane pod Lwowem. Mnóstwo drobnych oddziałów, rozbitych na kompanie, na grupy, podgrupy najrozmaitsze, ich ułożenie było tak trudne i skomplikowane, iż przypominam sobie, że mniej więcej półtorej godziny spędziłem z gen. Rozwadowskim i jego szefem sztabu dla wytłumaczenia mi prostych rzeczy, a które technicznie w wojsku nazywamy ?ordre de bataille?. Natomiast przegląd wojsk, walczących pod Lwowem, uspokoił mię pod jednym względem: to, co mi się wydawało trudne, to ludzie łatwo wykonywali….

…Stało tu wojsko tak źle ubrane, wojsko tak licho wyekwipowane, wojsko tak źle zaopatrzone, stojące na samej peryferii wielkiego miasta i broniące się na 60-kilometrowej przestrzeni, na froncie, gdzie się ludzie nieledwie plecami o siebie opierali. Było to takie sprzeczne z wszelką strategią, że zdawało się niemożliwe, by ludzie ci mogli długo się utrzymać. Jeżeli zdołali, to właśnie dzięki wartości moralnej. Żołnierz na tym przedmurzu naszej Polski, którym jest Lwów, gdzie wszystkie wiatry ze wszystkich kierunków dają sobie ?rendez vous?, gdzie zatem jest względnie trudno wytrzymać nawet dobrze ubranemu człowiekowi, ów wytrzymał nieraz pół nago, nieraz boso, nieraz głodny, gdyż aprowizacji dostatecznej dać nie było można. Wszędzie, gdzie byłem, widziałem ducha i pewność, że się utrzyma. Kampania lwowska należała, zdaniem moim, do najcięższych rzeczy, które żołnierze wytrzymali. Nie dziwię się wcale wrażeniu cudzoziemców, którzy potem ze łzami w oczach opowiadali mi o bohaterstwie żołnierza naszego, który w takich warunkach pracować jest w stanie. Mówili mi, że jeżeli kiedykolwiek wątpili o prawach Polski do Lwowa, to widok żołnierza polskiego, który w tych warunkach w tym piekle życiowym, w którym żaden inny żołnierz dwa tygodnie przetrwać by nie potrafił, to widok tych żołnierzy, którzy z zapałem bronili tego miasta, był dostatecznym motywem, aby przyznać go Polsce.

Proszę państwa, kończę krótkim streszczeniem. Lwów w początkach naszego istnienia zajął bardzo wielkie i zaszczytne dla niego miejsce. Stał się on centrum myśli, życzeń, serc i uczuć polskich. Zaszczytna to rola i niejedno miasto wam tych chwil zazdrości. Lwów wytrzymał ciężką walkę. Przede wszystkim walkę z sobą, walkę z własną słabością, z własnym niedomaganiem i, zwyciężywszy własną słabość, dał moc i siłę obrońcom…”

Wystawa ?Obrazy Patriotyczne, Ludzie Cogito?

Szanowni Państwo

 

Zapraszam do wzięcia udziału w wernisażu wystawy ?Obrazy Patriotyczne, Ludzie Cogito?.

Odbędzie się on 14.11.2015 roku o godzinie 18.00 w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu przy ul. Jana Lubrańskiego. Wernisaż wpisuje się w obchody odzyskania niepodległości, którą odzyskiwaliśmy wielokrotnie i na wiele sposobów.

Będziemy na nim prezentowali cykl dziewięciu obrazów. W jego skład wchodzą:

Portret Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Portret Rotmistrza Witolda Pileckiego, Portret Ireny Sendlerowej, Portret Jerzego Popiełuszki, Portret Zbigniewa Herberta, Portret Jana Pawła II

Portret Zygmunta Szendzielarza, Portret Antoniego Baraniaka, Portret Anny Walentynowicz i Danuty Siedzikówny.

Każdy z portretów przedstawia bohatera w konkretnej sytuacji.

Twórcą  obrazów jest Jerzy Oleksiak. Bohaterami obrazów są postaci, które można nazwać: ?Ludźmi  Cogito?. ?Wyprostowani, wśród tych, co na kolanach?.

Z fragmentem wystawy można się zapoznać na stronie WWW.ludziecogito.pl

Zapraszam do udziału

Kurator wystawy Tomasz Łuczewski

SALON LWOWSKI

Serdecznie zapraszamy do SALONU LWOWSKIEGO!

10 listopada 2015 r. o godz. 16.30 w Domu Polonii na Starym Rynku 51 odbędzie się kolejne spotkanie w ramach „Salonu Lwowskiego”, które poświęcone zostanie rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

W programie:

  •  „Poznań i Lwów – drogi do niepodległości 1918 – 1920” – Tomasz Łuczewski
  •  Wspólny śpiew pieśni patriotycznych
  • Toast za Ojczyznę

Fragmenty wybranych tekstów czytać będzie Mikołaj Pietraszak-Dmowski.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO WSPÓLNEGO ŚWIĘTOWANIA!

Katarzyna Kwinecka

 

XVIII DNI LWOWA I KRESÓW W POZNANIU cz. II

Wrześniowe XVIII Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu przebiegały w 70 rocznicę ekspatriacji ludności polskiej z Kresów. Wszystkie punkty programu dotyczyły historii i przebiegu wysiedlenia z Kresów Południowo-Wschodnich II Rzeczpospolitej.

W poniedziałek 14 września 2015 r. w hallu Pałacu Działyńskich otwarta została wystawa „Ekspatriacja ludności polskiej z Kresów Południowo-Wschodnich RP”. Zebranych powitał wiceprezes poznańskiego Oddziału TML i KPW Jacek Kołodziej, który przypomniał historię wysiedleni, wspomniał także los swojej rodziny w tamtym czasie. Wystawa składała się z kilkunastu plansz, które przygotował Janusz Furmaniuk i Wanda Butowska. Plansze zawierały mapy, fotografie, dokumenty i informacje obrazujące historię ludności polskiej podczas II wojny światowej, jej martyrologię na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich, a także wspomnienia rodzin, które ekspatriowano z tamtych terenów. Głos zabrał młody prawnik Jarosław Kola, którego rodzina pochodziła z Huty Pieniackiej. Odniósł się do wydarzeń z przed siedemdziesięciu laty z punktu widzenia prawa obowiązującego w okresie wysiedleń oraz w latach powojennych. Pierwszym określeniem jakiego wtedy używano była „ewakuacja”, później „repatriacja”, co w każdym wypadku było określeniem nieprawidłowym. Nawiązała się dyskusja, wspominano, przytaczano historie rodzin, dramatyczne warunki w jakich opuszczano Kresy.

Wystawa w Pałacu Działyńskich

Foto: Jacek Kołodziej:

Hall Pałacu Działyńskich
Hall Pałacu Działyńskich
Członkinie TML i KPW zwiedzają wystawę
Członkinie TML i KPW zwiedzają wystawę
Kresowianie zwiedzają wystawę
Kresowianie zwiedzają wystawę
Członkowie poznańskiego Oddziału TML i KPW
Członkowie poznańskiego Oddziału TML i KPW
Organizator wystawy J. Furmaniuk (w środku)  z J. Kolą i M. Golińską
Organizator wystawy J. Furmaniuk (w środku) z J. Kolą i M. Golińską
Organizator wystawy Janusz Furmaniuk
Organizator wystawy Janusz Furmaniuk
Wystawa
Wystawa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Uroczyste otwarcie wystawy
Uroczyste otwarcie wystawy

 

Zwiedzanie wystawy
Zwiedzanie wystawy

We wtorek 15 września 2015 r. także w Pałacu Działyńskich w Sali Czerwonek odbył się spektakl Polskiego Teatru Ludowego ze Lwowa. Wystawiony został monodramat Beaty Obertyńskiej „Z domu niewoli” w wykonaniu wielce utalentowanej Elżbiety Lewak. Spektakl wyreżyserował dyrektor Teatru Zbigniew Chrzanowski. Młoda artystka w przejmujący sposób przedstawiła drogę jaką przebyła Beata Obertyńska od momentu wejścia Sowietów do Lwowa, poprzez jej aresztowanie, wywózkę, do wyzwolenia i wstąpienie do Wojska Polskiego. Zebrani przeżywali chwile wzruszeń, były łzy w oczach. Elżbieta Lewak niezwykle sugestywnie przedstawiała widzom, na podstawie wspomnień Beaty Obertyńskiej, losy Polek aresztowanych przez Sowietów bez powodu, bo były wykształcone, posiadały majątki ziemskie, no i były Polkami. Pokazała los kobiet przebywających w potwornych warunkach w więzieniach, wywożonych w głąb ZSRR, ciężko pracujących, ale ciągle zachowujących godność. Ten niezwykły spektakl, wspaniale wykonany i wyreżyserowany, na długo zapadnie w pamięci poznańskich kresowiaków.

Monodram Beaty Obertyńskiej „Z domu niewoli”

foto: Jacek Kołodziej:

Elżbieta Lewak w roli Beaty Obertyńskiej

Elżbieta Lewak jako Sybiraczka

 Elżbieta Lewak aktorka Ludowego Teatru Polskiego we Lwowie

Elżbieta Lewak w melodramacie Beaty Obertyńskiej

Elżbieta Lewak

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Elżbieta Lewak - Beata Obertyńska w Wojsku Polskim

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Elżbieta Lewak w scenie finałowej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sala Czerwona Pałacu Działyńskich

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W środę 16 września 2015 r. w Domu Polonii w ramach Salonu Lwowskiego odbyła się prelekcja prof. dr. hab. Marka Figury n. t. :”Wysiedlenie ludności polskiej z Kresów Południowo-Wschodnich po II wojnie światowej”.  Sala zgromadziła licznie przybyłych kresowian, którzy z uwagą wysłuchali wypowiedzi Profesora. Prelekcję poparł materiałami zawierającymi mapy, statystyki i kopie dokumentów umów między Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego z Rządem Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Temat nie został wyczerpany. Prelegent tylko w ogólnych zarysach mógł odnieść się do historii ekspatriacji, trybu realizacji umów, przebiegu i dramatów wysiedleń. Na omówienie szczegółów nie starczyło czasu. Zebrani zadawali pytania, opowiadali w jaki sposób opuszczali Kresy, dokąd się udali, a właściwie dokąd ich przetransportowano po wielu tygodniach, a nawet miesiącach tułaczki w strasznych warunkach, w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, picia, często w chłodzie, narażeni na rabunki.  Prof. Figura apelował do zebranych, by spisali swoje lub swoich rodziców i dziadków wspomnienia z tych wydarzeń. Jest coraz mniej osób, które mogłyby się podzielić swymi wspomnieniami, a one są bardzo cenne, gdyż dają świadectwo tego co się wydarzyło. Oddział mógłby wydać zapisane wspomnienia, pomóc tym, którzy sami nie mogą napisać, wysłuchać i opracować. Kilka osób zgłosiło chęć napisania swoich przeżyć z tamtego okresu. Spotkanie było tak interesujące, że trudno było się rozejść.

Prelekcja prof. dr. hab. Marka Figury

foto: Jacek Kołodziej:

Prelekcja prof. Marka Figury
Prelekcja prof. Marka Figury
Prof. dr hab. Marek Figura
Prof. dr hab. Marek Figura
H. Robak, St. Łukasiewicz i J. Furmaniuk oraz W. Butowska
H. Robak, St. Łukasiewicz i J. Furmaniuk oraz W. Butowska
Zebrani w Domu Polonii
Zebrani w Domu Polonii

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kolejny dzień to 17 września, rocznica agresji ZSRR na Polskę w 1939 r. Tego dnia uczestniczyliśmy o obchodach rocznicy organizowanych przez Wojewodę Wielkopolskiego Piotra Florka. Dzień 17 września jest ustawowym Dniem Sybiraka. W kościele p.w. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry w Poznaniu odprawiona została uroczysta Msza św. koncelebrowana, której przewodniczył bp Zdzisław Fortuniak. Do kościoła przybyło wiele pocztów sztandarowych organizacji patriotycznych, wojskowych, harcerzy, szkół poznańskich, przybyli także kresowianie i mieszkańcy Poznania. Bp Zdzisław Fortuniak w homilii odniósł się do rocznicy 17 września oraz do cierpień ludzi, którzy przeżyli wojnę. Po Mszy św. uczestnicy uroczystości przeszli pod Pomnik Katynia i Sybiru, gdzie zabrał głos Wojewoda Wielkopolski oraz Prezes Związku Sybiraków. Z programem artystycznym wystąpiła młodzież Gimnazjum nr 2 ze Swarzędza, po którym nastąpił Apel Pamięci oraz złożenie kwiatów przez delegacje uczestniczące w uroczystości.

Rocznica 17 września

foto: Jacek Kołodziej:

Poczty Sztandarowe
Poczty Sztandarowe
Bp Zdzisław Fortuniak
Bp Zdzisław Fortuniak
Msza św. koncelebrowana
Msza św. koncelebrowana
Pomnik Katynia i Sybiru
Pomnik Katynia i Sybiru
Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek

 

Uroczytość rocznicy 17 września
Uroczystość rocznicy 17 września

W sobotę 19 września 2015 r. w kościele p.w. Św. Jana Kantego w Poznaniu odbyła się ostatnia część XVIII Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu. Za staraniem Marka Szpytki ks. proboszcz Andrzej Marciniak wyraził zgodę na umieszczenie tablicy upamiętniającej ofiary zbrodni dokonanych przez oddziały OUN UPA w latach 1939-1947 oraz Polaków wypędzonych z Kresów.

Marek Szpytko powitał zebranych na uroczystości w kościele pw. Św. Jana Kantego:

?Serdecznie witam księży, którzy celebrować będą mszę św. w intencji ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach, mieszkańcach Kresów Wschodnich II RP: księdza prałata Jana Stanisławskiego, księdza proboszcza Zdzisława Banasia krajowego duszpasterza Sybiraków, a szczególnie witam księdza kanonika Andrzeja Marciniaka proboszcza parafii p.w. św. Jana Kantego, księdza, który zaprosił odsłanianą tablicę pod dach kościoła, aby godnie świadczyła o tragedii Kresów Wschodnich. Z szacunkiem witam poczty sztandarowe, które swą obecnością świadczą o wielkiej wadze dzisiejszej uroczystości i wystawioną przez Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej – poznańską żeńską drużynę harcerską ?Droga? im. Stanisławy Leszczyńskiej – harcerską wartę honorową, poczet sztandarowy Światowego Związku AK środowisko ?Ostra Brama? prezentowany przez Stowarzyszenie Odra-Niemen, poczet sztandarowy gimnazjum nr 65 im. Orląt Lwowskich w Poznaniu, poczet sztandarowy Towarzystwa Gimnastycznego SOKÓŁ gniazdo w Poznaniu. Witam zaproszonych gości, a szczególnie z rodzin kresowych przybyłych z Głogowa, Zielonej Góry, Nowych Bielic, Pniew, Szamotuł, Sulikowa, Wrocławia, Leszna, Wschowy i wielu miejscowości. Witam Wielkopolan i Poznańczyków, którym los rodaków z Kresów Wschodnich nie był obojętny i zawsze leżał na sercu. Witam dzieci i młodzież, do której szczególnie ciepło kieruję słowa nadziei o pamięć o tamtych tragicznych czasach i przekazuję w opiekę odsłanianą dziś tablicę pamięci. Od wielu lat dojrzewała myśl, abyśmy my Wielkopolanie oddali hołd naszym rodakom z Kresów w bestialski sposób pomordowanych w latach 1939-1947 oraz wszystkim wypędzonym i tym, którzy uciekli przed zagładą. Trzeba było 72 lat, aby serca i sumienia dały impuls do wykonania tej symbolicznej tablicy. Są dziś wśród nas świadkowie tamtych wydarzeń, są liczne rodziny kresowe i wiem, że mimo upływu lat pogrążeni są w ciągłym bólu i nieukojonym żalu i nie mogą się pogodzić z zagładą ludzi oraz wielonarodowego i wielokulturowego dziedzictwa, które trwało tam od wieków we wzajemnym poszanowaniu i tolerancji. Jest obecny pan Zbigniew Kowalski, żołnierz AK i WiN, który ufundował pierwsze w Wielkopolsce upamiętnienie poświęcone ?Orlikom Kresowych Stanic?, zlokalizowane w Czerwonaku przy ul. Okrężnej 5. (Zapomniana zwycięska bitwa harcerzy z Szarych Szeregów z przeważającymi siłami UPA pod Panasówką w obronie miasteczka Załoźce na Wołyniu 16 listopada 1944r.). Dzieje się tak, gdyż Kresowianie do dziś nie doczekali słów ani gestów potępiających sprawców zbrodni ludobójstwa, a które to zadośćuczyniłyby ich oczekiwaniom. Wręcz przeciwnie, na dzisiejszej Ukrainie oficjalnie gloryfikuje się bandytów z UPA i stawia się ich w panteonie bohaterów narodowych. Dziś męczeństwo Kresowian symbolicznie obchodzimy w dniu 11 lipca, w dniu tzw ?krwawej niedzieli? 1943 r. kiedy to hordy bandytów z OUN i UPA oraz ukraińskiej ludności wiejskiej, tzw. siekierników, unicestwiły ponad 100 polskich wsi i osad. Zginęło tamtej niedzieli kilkanaście tysięcy Polaków ? głównie zgromadzonych w kościołach na mszach św. wraz ze swoimi świątyniami i kapłanami. Ocenia się, że nacjonaliści ukraińscy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA w barbarzyński sposób zamordowali ponad 250 tys. Polaków i chroniących ich Ukraińców, z czego dotychczas udało się zidentyfikować około 160 tys. polskich ofiar. (Dane z badań pani Ewy Siemaszko). Tragedią Kresowian również jest to, że dzisiaj na Ukrainie odmawia się pomordowanym ekshumacji i godnego pochówku. Wierzymy jednak, że dobry Bóg przyjął ich do Królestwa Niebieskiego, a my módlmy się o ich otoczone światłością Bożą wieczne spoczywanie. Teraz zapraszam wszystkich obecnych na ceremonię odsłonięcia i poświęcenia tablicy PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN”.

Organizatorem ceremonii: Wielkopolanie i Poznańczycy zrzeszeni w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oddział w Poznaniu. Poświęcenia tablicy dokonał ks. prałat Jan Stanisławski w asyście ks. Zdzisława Banasiaka i ks. Andrzeja Marciniaka. Tablicę odsłonił Marek Szpytko oraz Kazimierz Górak. Podczas Mszy św., zebrani na uroczystości modlili się za ofiary zbrodni na Kresach, a homilię wygłosił ks. Zdzisław Banasiak odnosząc się do tragicznej historii wojennej Kresów.

Po Mszy św. w salce na plebanii odbyło się spotkanie przy kawie i herbacie.

Uroczystość poświęcenia tablicy Pamięci Męczeństwa Kresowian

foto: Jacek Behrendt

Sztandar Sokoła i warta honorowa harcerzy
Sztandar Sokoła i warta honorowa harcerzy
Prezes Bożena Łączkowska i członkowie TML i KPW
Prezes Bożena Łączkowska i członkowie TML i KPW
Modlitwa pod tablicą - z lewej M. Szpytko organizator uroczystości
Modlitwa pod tablicą – z lewej M. Szpytko organizator uroczystości
Tablicę poświęca ks. prałat Jan Stanisławski
Tablicę poświęca ks. prałat Jan Stanisławski
Uczestnicy Mszy św.
Uczestnicy Mszy św.

Hanna Dobias-Telesińska

17 WRZEŚNIA 1939-2015 – WSPÓLNE HISTORIE

17 września b.r. w Urzędzie Wojewódzkim w sali im. Witolda Celichowskiego odbyło się spotkanie inaugurujące cykl ?Kameralnych Uroczystości Na Wielkie Rocznice?, na które przedstawiciele naszego Oddziału zostali zaproszeni. Bohaterką spotkania była poetka, krytyk literacki Teresa Tomsia, która zaprezentowała swą prozę ?Z szarego notatnika? (WBPiCAK, Poznań 2015).

Sala im. Witolda Celichowskiego zgromadziła grono wielbicieli talentu Teresy Tomsi. Gości w imieniu Wojewody Wielkopolskiego Piotra Florka przywitał Roman Łukawski, który przedstawił poetkę.

Teresa Tomsia urodziła się w Wołowie na Dolnym Śląsku w 1951 r. w ziemiańskiej rodzinie Kresowian, którzy powrócili z zsyłki na Sybir. Młodość spędziła na Pomorzu w Świdwinie, od 1981 r. mieszka w Poznaniu, gdzie realizuje projekty literacko-edukacyjne. Publikowała w ?Arkuszu?, paryskiej ?Kulturze?, ?Tyglu Kultury?, polonijnym internetowym ?Recogito?, antologii ?Poznań Poetów? (1989-2010), obecnie w ?Toposie?. Poetka jest stypendystką landu Badenii-Wirtembergii w Domu Pisarza w Stuttgarcie (1997), uhonorowana brązową Glorią Artis (2007) i nagrodą Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury (2010). Od 1993 r. należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Ostatnio ukazały się jej książki poetyckie ?Co było, co jest? (Wydawnictwo Biblioteka Telgte 2013; tomik nominowany do Nagrody im. Ks. J. Twardowskiego), ?Gdyby to było proste? (Biblioteka ?Toposu? 2015) oraz szkice, portrety, spotkania ?Rzeczywiste i wyobrażone? (Oficyna Wydawnicza Łośgraf 2013). Omówienie twórczości autorki można znaleźć w zbiorowym opracowaniu ?Wielkopolski alfabet pisarek? (WBPiCAK 2012) oraz na stronie www.teresatomsia.pl.

Obok Teresy Tomsi przy stole zajęła miejsce poetka Ewa Najwer, która także odniosła się do przedstawionej literatury. W metaforyczny sposób wspomnienia Teresy Tomsi z wypraw do Paryża, Stuttgartu i Bremy z jej obecnym życiem w Poznaniu zachęcają czytelnika do rozważań o miejscu kobiety w polskiej i emigracyjnej społeczności, a także związanym z nim poczuciem wartości i przynależności. W narracji przeplatają się formy podróżnego dziennika, felietonu literackiego i reportażu z historią w tle. Na łamach pierwszej części notatnika ?Jak najbliżej, w słowie? pojawiają się postacie ze świata kultury: Julia Hartwig, Krzysztof Kuczkowski, Rafał Żebrowski, Michał Milberger, Dariusz Sośnicki, Mariusz Grzebalski, Lech M. Jakób przypomniane w sposób barwny i ujmujący. Nie brakuje też kresowej nuty z pytaniami o tożsamość przesiedleńców. Druga część esejów i opowiadań nosi tytuł ?Wspólne historie? i zawiera wspomnienia Sybiraczek z Wielkopolski, których ciężki los na zsyłce i trudne lata po powrocie autorka przedstawiła w rozdziale ?Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla?. Podkreślała, jaką ogromną rolę w ich życiu odegrały matki, zesłane wraz z rodzinami na Syberię, często bez mężów, których los nie był znany, także wdowy, które w okrutnych warunkach musiały walczyć o przetrwanie swoich dzieci. Autorka czytała fragmenty prozy i dopełniała je komentarzem.

?Nigdy nie zostaniemy wpuszczeni przez tajemne drzwi, ale pukać warto nieustannie, taka jest chyba rola piszącego: stukać w klawiaturę komputera jak we własne sumienie, dopominać się o miejsce refleksji w dobie pobieżnej informacji i skandalu, pytać, choć nikt nie odpowie, przeciwstawiać się nicości”.

?Obyśmy doczekały wydania książki ? wzdycha rzewnie Joanna. Czytajmy wspólnie maszynopis i róbmy korektę. Jesteśmy Chryzantemami, musimy dotrwać do jesieni, a gdy minie jesień i książka jeszcze się nie ukaże, będziemy czekać do następnej?. ? Ładnie to sobie obmyśliłaś, może w ogóle wstrzymać druk, zrobić z tego maszynopisu ?półkownika?, to nam da więcej czasu…? Stefania jest wyraźnie zadowolona z konceptu Joanny, idzie po kolejną kawę do kuchni, pyta, kto chce herbatę. I opowiadają dalej, pijąc zieloną herbatę, pogryzając domowe ciasteczka, szukają najwłaściwszych określeń, aż wszystkie słowa znajdą swoje miejsce i przyjmą znaczenia, jakie im zostały w ich intencjach przypisane. Pragną podzielić się swoją historią, prawdą czasu i miejsca w społeczeństwie, dać świadectwo lub przestrogę dla następnych pokoleń. Sybiraczki starają się opowiadać ciekawie ? każdy los domaga się osobnego, indywidualnego języka, lecz gdy ściska żal, wtedy jest mniej zważania na formę, a więcej na przytłaczające fakty.

Irena, Longina, Stefania, Joanna pochylają srebrzyste głowy i zamyślają się nad swoim wspólnym losem. Jest w ich spojrzeniu na świat wiele różnic, ale i sporo podobieństw, więcej chyba znajdują wspólnego niż odmiennego w opowiedzianych przez siebie historiach z życia wziętych. Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla obmyślają naprawę świata: Jeśli powiemy prawdę o sobie i ktoś się przekona, że warto opowiedzieć swoją trudną drogę życia, to już będzie lepiej, prawdziwiej. Im mniej zafałszowania, tym więcej wspólnego dobra. Ich prawdziwie wolne wybory polskich dróg to bezkonkurencyjne zwycięstwo nad sobą.

Znam o domu wiele słów, ale nie mam nic, co mogłoby przywrócić mu należne miejsce w mowie. Nazywanie domu, dreptanie w jego cieniu jest jak chodzenie w kółko pod starożytnym obeliskiem, który stał od zawsze w swoim miejscu i nic nie może go ruszyć ani odmienić, nic nie może odsłonić pierwotnej tajemnicy jego powstania. Składam dla Mamy dom ze słów, w którym mogłaby znaleźć schronienie, lecz nazwy odwracają się, kruche jak łodygi maku, stają się nieużyteczne na następny raz niczym zbutwiałe ogrodowe buty. Wyrazy rozkwitają, mają swoją barwę, ciężar ? do czasu, aż przeczytam je po raz drugi. Wtedy zaczyna się odwrót, ścieranie znaków odnalezionych w znajomych schowkach. To już nie zabawa, jestem w nich odwrócona do spodu, uziemiona, zadomowiona nie tam, gdzie pukałam, gdzie oczekiwałam zaproszenia. Szukam domu nieustannie, odkopuję, wydobywam na światło słów, wołam i ponaglam do stawienia się w gotowości, by żył razem z nami ? teraz, tutaj, gdzie go nie ma.

Żyć ? to znaczy rozmawiać z umarłymi, to pytać o ich losy, wybory, racje z oddali lat i wieków, to słuchać ich rad, rozterek, nadziei i błogosławieństw.

Żyć ? to znaczy pamiętać.

Podczas spotkania literackiego zabrał głos Wojewoda Piotr Florek, który podkreślił zasługi pisarki dla upowszechniania prawdy historii, a następnie wręczył Teresie Tomsi Medal im. Witolda Celichowskiego (pierwszego wojewody poznańskiego II RP), dziękując poetce za twórczy wkład w rozwój polskiej kultury. Wyróżnienie to było dla poetki wielkim zaskoczeniem.

Głos zabrała także Ewa Najwer, której Teresa Tomsia serdecznie podziękowała za udział w spotkaniu. Zaczęła od zacytowania słów Teresy Tomsi: ?Pamięć ocalała. Pamięć nie wyklucza przebaczenia ani pojednania. Pojednanie domaga się prawdy. Prawda ? żalu i skruchy?.

?Pamięć pozwala zrozumieć ? pisze Teresa Tomsia w swojej nowej książce ?Z szarego notatnika? złożonej ze szkiców literackich i osobistych wspomnień, której ostatnią część stanowią ?Wspólne historie?. Są to rzeczywiste historie życia opowiedziane przez cztery kobiety, przygnane przez burzę dziejową ? na podobieństwo rozbitków ? do Nowego Tomyśla, spokojnego miasta na zachodzie Wielkopolski. Autorka określiła je jako ?cztery chryzantemy?. Piątą kobietą jest Zofia z domu Gołacka, matka autorki, na tle historii rodziny Gołackich. Wszystkie te kobiety, jeszcze w dzieciństwie, stały się świadkami inwazji sowieckiej na Polskę, rozpoczętej 17 września 1939 r., skutkiem której utraciły ojców, a potem ofiarami deportacji, w wyniku której setki tysięcy polskich rodzin znalazły się za Uralem, w Północnym Kazachstanie, przeważnie głęboko w stepach, w małych posiołkach, sowchozach, czyli tamtejszych PGRach, albo w kołchozach, czyli spółdzielniach produkcji rolnej. Niech nas te nazwy nie mylą: one nie maja nic wspólnego nawet z tym, co zaimplantowała Polakom Polska Ludowa. Nad każdą jednostką organizacyjną tam rozciągała się kontrola państwa, Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików, a przede wszystkim NKWD ? Narodowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, sprawnej i wszechobecnej policji politycznej, której okrucieństwa i zbrodnie dorównywały, albo i przerastały okrucieństwa niemieckiego Gestapo.

Dokonują inwazji na państwo, z którym wiązał go pakt o nieagresji, Związek Sowiecki złamał prawo międzynarodowe. Mordując Polaków, oficerów, policjantów i funkcjonariuszy państwa, złamał konwencje genewskie o traktowaniu jeńców, złamał też cywilizowane zasady humanitarne, zabraniające represjonowania i maltretowania ludności cywilnej. Nieujawnionym wyrokiem, w trybie administracyjnym, bez podania im tego do wiadomości, wszyscy wywiezieni obywatele Polski, włącznie ze starcami i nawet jeszcze nienarodzonymi dziećmi, zostali skazani na dziesięć lat pobytu ?na osiedleniu?. Nieludzkie warunki, praca ponad siły, głód i choroby ? w dodatku w ostrym klimacie ? dla wielu z nich stały się wyrokiem śmierci. Władze Rosji współczesnej bronią się przed uznaniem tego za zbrodnię ludobójstwa.

Stefania Chorążyczewska z Rolikówki pod Lwowem została wywieziona do Dynisówki, Joanna Natkiewicz z Tołstego, woj. tarnopolskie, do Siemipołki, Irena Tomiak-Wesoła do Turkodołu, obł. Pawłodar, rodzina Gołackich ze Słonimia do Ostrowki, też pod Pawłodar, wszystkie cztery do Północnego Kazachstanu, Longina Eckert z Brześcia nad Bugiem ? do m. Azbest blisko Swierdłowska, w tejże strefie klimatycznej, ale bliżej Uralu.

Jedna z ?chryzantem?, Longina Eckert mówi, że tego, co przeżyli zesłańcy: ?… nie można rozpatrywać w kategoriach chorobowych, lecz na poziomie codzienności, nie jednorazowego wyczynu, ale ciągłego starania się o przetrwanie w poczuciu polskiej tożsamości i wartości, jakie przekazał nam rodzicielski dom.?

Rzeczywiście, dla wszystkich tych kobiet oparciem i źródłem siły były ich rodziny. Szczególny hołd składają swoim matkom. To one okazały pracowitość, zaradność, pomysłowość, a nade wszystko miłość do swoich dzieci i swoich nieobecnych mężów, zdobywając się na każdą ofiarę, nawet ze zdrowia i życia. I to one podtrzymywały nadzieję na powrót do ojczyzny i na spotkanie z tymi, z którymi zostały rozdzielone.

Rodziny pozbawione mężów i ojców, którzy przedtem w dużym stopniu zapewniali byt ekonomiczny, miażdżone przez wydarzenia wojenne i terror polityczny, zdobywały się jednak na prawdziwy heroizm, aby nie tylko przetrwać, ocalając ?substancję biologiczną? ale także poczucie swojej tożsamości: narodowej, kulturalnej i etycznej. Kultura i religia były w ich rzeczywistości integralnie ze sobą związane. Mały tomik poezji Mickiewicza, książka do nabożeństwa, czy jakiekolwiek drukowane słowo polskie przypominały dobry czas, który został odebrany, i dawały nadzieję, ze nie wszystko jest stracone, ze gdzieś daleko pozostał ich dom, do którego będzie można wrócić. Wiara i kultura podtrzymywały na duchu. Były wartościami, które mogły ocalić I ocalały.

Ocalić człowieczeństwo mogła także pamięć. Żołnierze i cywile, którzy wyszli z ZSRR z Armią Andersa, zostali zobowiązani do tego, aby spisać swoje przeżycia w kraju niewoli. Nie zrobiono tego w stosunku do berlingowców, ani do repatriantów. Wręcz przeciwnie, im zakazano nawet wspominania w rozmowach. Na pożegnanie z Krajem Rad, przed mostem na Bugu w Brześciu, jak sama pamiętam, w drzwiach każdego wagonu stawał enkawudzista i wygłaszał formułkę: – ?Pamiętajcie milczeć (Pomnitie mołczat), bo jeszcze się spotkamy?.

A kto by chciał się spotykać!

Jednym z ideologicznych haseł sowieckich, bardzo chwytliwym, była RÓWNOŚĆ. Historycznie biorąc, zaczerpnięta z haseł Wielkiej Rewolucji Francuskiej, ale interpretowana na sposób leninowsko-stalinowski. Dążenia równościowe są właściwe wszystkim nurtom demokratycznym. Równość wobec prawa; równość szans. Równanie, równoważenie, wyrównywanie. Ale w którą stronę? W górę czy w dół? W systemie ?dyktatury proletariatu? – w dół, przede wszystkim w dół, głosząc jednocześnie, że odbywa się windowanie w górę, czyli awans społeczny i kulturalny najbardziej upośledzonych warstw. Likwidacja prywatnego przemysłu i handlu, rozkułaczenie chłopów, upaństwowienie ziemi, sparaliżowanie (to wyrażenie Lenina) drobnomieszczaństwa, odbieranie warsztatów rzemieślniczych, pozbawienie prawa wykonywania wolnych zawodów, zmuszanie ludzi stanowiących warstwę inteligencji do wykonywania pracy fizycznej, unicestwienie elit, wszelkich elit: finansowych, naukowych, szczególnie humanistycznych, kulturalnych, politycznych. Czystka w wojsku. Likwidowanie ?białych? oficerów. Zniesienie działalności Cerkwi Prawosławnej, likwidowanie wszelkich instytucji kościelnych; zakaz praktyk religijnych. Przemiał i ?urawniłowka?. Pod głównym hasłem walki z kontrrewolucją.

To tylko część dokonań w najbardziej ?postępowym i sprawiedliwym ustroju?, który następna rewolucja, rzekomo socjalistyczna, miała rozciągnąć na cały świat.

Wychowanie przez pracę, karanie pracą przymusową, resocjalizacja przez pracę. Zawsze przez pracę narzuconą, wymuszoną. Bo Kto nie pracuje, ten nie je. Przesiedlenia całych narodów, wywózki, eksmisje z mieszkań, administracyjne nakazy zmiany miejsca zamieszkania, poprzez ruinę materialną i utratę podstaw utrzymania ? rozszarpywały więzi społeczne i narodowe, rodzinne i uczuciowe, prowadząc do spustoszenia emocjonalnego, do zniszczenia kultury i tradycji, do takiego stanu zatomizowania społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na samodzielne decyzje, i jeszcze mniej na opór.

Uznając siebie za ?ojczyznę światowego proletariatu? Związek Sowiecki był wydajnym choć prostackim urządzeniem do produkowania proletariatu, którego znaczna część przejmowała mentalność lumpenproletariacką: przeżyć dzień, zjeść, popić, nie narobić się, skombinować, ukraść, nie dać się złapać.

Ferwor rewolucyjny odznacza się tym, ze ponieważ wydarzeniom nadaje sie szybki bieg, więc nie ma czasu na dostrzeganie różnic, na odcienie i niuanse. Rządzą emocje, rozum zostaje wyłączony. Stosuje się tylko ujęcia zero-jedynkowe: biały-czarny, dobry-zły, nasz-wróg.

Nie będący obywatelami sowieckimi Polacy, niezależnie od tego, kim byli i z czego żyli, zostali totalnie, pod jeden rząd, uznani za burżujów, czyli za wrogów klasowych, z klasy przeciwnej rewolucjom, zaliczeni więc do kategorii tych, ktorzy powinni zostać ze społeczeństwa wyeliminowani. Czyli po prostu zniszczeni.

Widać ze wspomnień ?Chryzantem?, jak nieprzyzwyczajone do fizycznej pracy, szanowane i chronione przez dobrą kulturę obyczaju, przeważnie dotąd zajmujące się domem i dziećmi, polskie panie, nazywano w ?ojczyźnie proletariatu? burżujkami, krwiopijcami i darmozjadami. Musiały zdobyć się na nieludzki wysiłek, aby we wrogim początkowo otoczeniu znaleźć dach nad głową, zdobyć odrobinę jedzenia, opał i lekarstwa, te podstawowe środki do życia.

Chociaż jednak zostały społecznie zdegradowane, ale opierały się zdeklasowaniu kulturowemu. Pamiętak jak miejscowe kobiety nie mogły się nadziwić, że w naszej ziemiance wciąż używano takich słów jak dziękuję, proszę, przepraszam, i że nawet postne ziemniaki je się z talerza nożem i widelcem. A to był po prostu tylko składnik gry, jaką nadzieja toczyła o przyszłość.

Powroty z Syberii. Problem przyjazdu do Polski, nie tej dawnej, ale innej Polski, nieznanej, nie wiadomo jakiej, ale Polski. Problem, który niesłusznie nazywa się repatriacją. Może należałoby raczej mówić inpatriacji.

Żadna z pięciu sybiraczek nie przedstawia radosnego i serdecznego powitania, jakie spotykałyby powracających. Każda, choć oszczędnie i zwięźle przedstawia to jako trudną próbę życiową. Brudni, obdarci, zagłodzeni ludzie rozwożeni byli przeważnie po Ziemiach Odzyskanych, a jeżeli nie mieli w granicach Polski bliskich, którzy by ich przygarnęli, to często dostawali się do miejscowości, które z trudem odszukiwało się na mapie, do wsi i małych miasteczek. Wiadomo było, ze oficjalną intencją władz było, aby jak najszybciej zaludnić i ożywić tereny spustoszone przez wojnę i opuszczone przez dotychczasowych mieszkańców. Nie zorganizowano dla nich pomocy lekarskiej, nikt nie troszczył się o ich traumy, dzieci ofiar zbrodni katyńskiej nie otrzymywały stypendiów ani miejsc w bursach, jak część sierot wojennych. Więcej ? często odmawiano im przyjęcia do szkół, odsiewano przy przyjmowaniu na studia. W dorosłym życiu nieczęsto w pracy dorabiali się awansów.

Zniszczone ciężką pracą i schorowane matki nadal jednak pomagały swoim dzieciom i troszczyły się o ich potrzeby. I to one często stanowiły jedyne ogniwo łączące dawną i nową rzeczywistość. Zachowywały pamięć, podtrzymywały tradycję, starały się, by rodzina nie odchodziła za daleko.

Komu pamięć pomaga? Czyja pamięć? Pamięć własna czy od kogoś przejęta? Pamięć jako imperatyw moralny? Czy pamięć jako obciążenie, z którego powinniśmy jak najprędzej się uwolnić?

Przez cały PRL ciążył na ofiarach stalinowskich represji nakaz milczenia. Ludzie bali się donosów do UB. Irena Tomiak-Wesoła wspomina, ze jaj brat na lekcji w szkole opowiedział, co spotkało jego rodzinę. ?Był rok 1947, matkę naszą wezwano do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa i straszono, zakazywano, abyśmy mówili o deportacji?. W rezultacie ludzie pracujący całymi latami w jednej pracy dopiero po 1989 r. dowiadywali się, ze ich koledzy byli dotknięci tą samą niedolą.

Nie ulega wątpliwości, że wyrok wydany przez Stalina na polską inteligencję i elity narodu, aby pozbawić go filarów moralnych i intelektualnych, był realizowany jeszcze przez długie lata tutaj, w naszym kraju, przez naszych współobywateli. Kiedy ojcowie i i mężowie zostali wymordowani, należało jeszcze unicestwić ich rodziny, degradując społecznie i deklasując, wykorzeniając nawet opartą na rzeczowych dowodach pamięć historyczną. Dlatego w tych rodzinach nakaz pamiętania i przekazywania pamięci o zbrodni katyńskiej, o więzieniach, łagrach i wywózkach, stał się nakazem moralnym wyrażającym wartość jej każdego pojedynczego członka. Stanowiło to milczący, lecz trwały i niezniszczalny, ruch oporu.

Posiadanie własnej pamięci, w przypadku tej książki, służy rozumieniu tego, co jest w pamięci innych. Myślę, że Teresa Tomsia, której dziadek zginął z łagrze, a matka była jedną z pięciorga rodzeństwa, które przetrwało sześć lat pobytu na zsyłce, okazała, że ma wszelkie dane, aby poprzez własną historię rodzinną odczytywać historie innych sybiraczek, nie tak, jak robi to silący się obiektywizm opisywacz zdarzeń, ale z głębokim zasłuchaniem, a może nawet po prostu z czułością?.

Po wypowiedzi Ewy Najwer głos zabierali obecni na sali. Na zakończenie Teresa Tomsia podziękowała przybyłym za udział w spotkaniu i poinformowała, że dnia następnego w Nowym Tomyślu będzie miała spotkanie z Sybiaczkami, które są bohaterkami jej książki.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska, foto: Tomasz Stube, Eugeniusz Tomsia

Ewa Najwer i Teresa Tomsia
Ewa Najwer i Teresa Tomsia
Teresa Tomsia i Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
Teresa Tomsia i Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
R. Łukawski, T. Tomsia i E. Najwer
R. Łukawski, T. Tomsia i E. Najwer

PANORAMA XVIII-WIECZNEGO LWOWA

Eve Parsons <ecparsons@earthlink.net>

Witam!

Chciała bym się podzielić informacją która może być interesująca dla osób związanych ze Lwowem.  25-go września w Hali Stulecia we Wrocławiu otwarta zostanie wystawa prezentująca Pano­ramę Pla­styczną Daw­nego Lwowa. Oddaje ona wygląd mia­sta pod koniec XVIII wieku.  Inicjatorem dzieła był architekt Janusz Witwicki i w projekt był zaangażowany cały zespół ludzi – architektów, plastyków, historyków.  Tuż przed wyjazdem ze Lwowa  w Lipcu 1946, Janusz Witwicki, mój Dziadek, został zamordowany w nie wyjaśnionych do dziś okolicznościach.  Jego wdowie, Irenie Witwickiej udało się wywieść model, który przez 50 lat był ukrywany.  Tu jest więcej informacji ==>
https://www.facebook.com/pages/Janusz-Witwicki/1495955764017717
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,14636370,Historia_Panoramy_Lwowa_jak_z_hollywoodzkiego_dramatu.html

Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby Państwo podzielili się tą informacją ze Swoimi czytelnikami.  Chciałabym też apelować o pomoc w odszukaniu osób, które znały twórców Panoramy (lista osób poniżej) .  Z góry wyrażam podziękowanie za wszelką informację dotyczącą współtwórców Plastycznej Panoramy Dawnego Lwowa, również i tych, których zabrakło na powyższej liście. Proszę również o kontakt członków ich rodzin.

Serdecznie dziękuje,

Ewa Chrzanowska Parsons
Wnuczka Janusza Witwickiego
Michigan, USA
Kontakt ==>  ecparsons@earthlink.net lub https://www.facebook.com/pages/Janusz-Witwicki/1495955764017717?ref=bookmarks

Lista osób związanych z powstaniem Plastycznej Panoramy Dawnego Lwowa (31-7-2015)

1.     BEDNARSKI Henryk (ur.1907) – archiwista i buchalter PPDL

2.     BIAŁY Leszek ? fotograf

3.     BRATTEL Leon (___ – 1942)

4.     CHRIST Franciszek (1907- 1990) ? architekt, mechanik precyzyjny, modelarz

5.     CZESAK Bohdan – fotograf

6.     DAŃCZAK Feliks (1924-1974) ? artysta modelarz

7.     DĘBICKI Zdzisław (ur.1911) ? artysta modelarz

8.     DIAMANDÓWNA Wanda – fotograf

9.     DOMOSŁAWSKI Adam ? inżynier

10.   DURSKI ? ?

11.   FELDMAN Filip ? architekt

12.   GAJEWSKI ? Stefan?

13.   GARSCIA ? Ewa?

14.   GAWŁOWICZ, Ryszard

15.   GOELIS Adam ? inżynier.

16.   GROER Franciszek (1887-1965 Bytom) Profesor. Fotograf

17.   GUBERNARCZUK Anna (ur.1905) ?

18.   HIOLSKI Włodzimierz ? (1927-2002) modelarz

19.   HRYNIEWIECKA Irena zamężna Smolana ? modelarka, żołnierz AK

20.   HRYNIEWIECKI Jerzy (1922-1978)? architekt, fotograf, żołnierz AK

21.   KARASIŃSKI Janusz (ur.1917) ? modelarz, żołnierz AK

22.   KIRSCHNER Tadeusz ? malarz

23.   KONDZIOŁA Janina (ur.1921) ? artystka modelarka

24.   KOZA – ?

25.   KŰHNEL Adam (ur.1909) ? architekt.

26.   KYPEHNO, A – (+1946)

27.   LENKIEWICZ Adam (1888-1942?)?profesor, reprodukcja planów, fotografie. Zamordowany.

28.   LINK Danuta zamężna Dańczak

29    ŁABINOWICZ Adam (ur.1919) ? artysta modelarz

30.   ŁOBOCKI Jan Kanty Modest (1920-2000) ? architekt, fotograf

31.   ŁODZIANA Tadeusz (1920-2011) ? artysta modelarz

32.   LUKOWSKI Adam

33.   MAGUDER Ludwik (+1944)

34.   MATEYSKI Kazimierz (+1939)

35.   MIKOSIŃSKI Leon (+1940/41)

36.   MILENICZEK Władysław – pozłotnik

37.   MORWITZ Zygmunt ? architekt

38.   MOUSSON Lucyna (ur.1918) ? artystka modelarka

39.   OLPIŃSKI Jan – Inżynier architekt

40.   ROKICKI Władysław (ur.1889) ? dozorca domu przy ul. Ormiańska 23.

41.   SAMUELI Józef (+1941)

42.   SŁONIEWSKI Jarosław

43.   SWIEBODZINSKI – ?

44.   SZYMAŃSKI Mieczysław (ur.1928) – technik

45.   TYSS Włodzimierz ? mgr, reprodukcja planów

46.   UHORCZAK Franciszek (1902-1981) ? prof. geograf, kartograf

47.   URBANOWSKI Jerzy (ur. 1921) ? artysta modelarz

48.   WEIT Ludwik (+1942)

49.   WIÓREK, -?

50.   WINKLER

51.   WITWICKA Irena z d. Christ (1909-2004) ? żona Janusza Witwickiego

52.   WITWICKI Janusz (1905-1946) ? inz. Architekt, modelarz. Twórca PPDL

53.   WITWICKI Jerzy (ur.1928) ? artysta-modelarz

54.   WITWICKI Michał (1921-2007) architekt, bratanek Janusza Witwickiego.

55.   WITWICKI Władysław ? (1878 – 1948) ojciec Janusza Witwickiego

56.   ZAJĄCÓWNA Janina ? modelarka być może zamężna Kondzioła.

57.   ZATURSKI Ludwik ? Dr, reprodukcja planów

58.   ŻDŻARSKA Aleksandra zamężna Hryniewiecka (ur.1924) ? fotolabotantka, modelarka.

Z góry wyrażamy podziękowanie za wszelka informację dotyczącą współtwórców Plastycznej Panoramy Dawnego Lwowa, również i tych, których zabrakło na powyższej liście. Prosimy również o kontakt członków ich rodzin.

XVIII DNI LWOWA I KRESÓW W POZNANIU cz. II

14 września rozpocznie się II część XVIII Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu poświęcona 70 rocznicy ekspatriacji ludności polskiej z dawnych Kresów. Serdecznie zapraszamy do udziału w wielu punktach programu:

PROGRAM UROCZYSTOŚCI:

14.09.2015 r. poniedziałek godz. 17.00

? Otwarcie wystawy ?Ekspatriacja ludności polskiej z Kresów Poł.-Wsch. RP?
Wystawa czynna będzie do 25.09.2015 r. od godz. 9.00
w poniedziałek, środa i piątek do godz. 16.00
we wtorek i czwartek do godz. 2.000
w sobotę do godz. 14.00
Hall Pałacu Działyńskich ? Stary Rynek 78/79

15.09.2015 r. wtorek godz. 17.00

? Spektakl Polskiego Teatru Lud. ze Lwowa – monodramat Beaty Obertyńskiej
?Z domu niewoli? w wyk. Elżbiety Lewak, reż. Zbigniew Chrzanowski

Sala Czerwona Pałacu Działyńskich ? Stary Rynek 78/79

16.09.2015 r. środa godz. 16.30

? ?Salon Lwowski? – prelekcja prof. dr. hab. Marka Figury: ?Wysiedlenie ludności polskiej z Kresów Poł.-Wsch. po II wojnie światowej?

Dom Polonii – Stary Rynek 51

17.09.2015 r. czwartek godz. 16.00 

? Udział w uroczystościach organizowanych przez Wojewodę Wlkp. związanych z rocznicą 17 września 1939 r. i Dniem Sybiraka:

Msza św. w kościele p.w. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry 11 w Poznaniu, po której nastąpi przejście pod Pomnik Katynia i Sybiru przy CK ZAMEK

19.09.2015 r. sobota godz. 14.30

? Msza św. oraz poświęcenie tablicy ?Ludobójstwo na Kresach?
? Spotkanie wypędzonych – relacje i wspomnienia

Dolny kościół p.w. Św. Jana Kantego ul. Grunwaldzka 86

 

UWAGA!  Przepraszamy za błąd w wysłanych zaproszeniach odnośnie uroczystości organizowanych przez Wojewodę Wielkopolskiego w dniu 17 września. Mylnie podany został kościół oo. Franciszkanów na Wzgórzu Przemysła oraz przemarsz ulicami Poznania. Uroczysta msza św. odprawiona zostanie o godz. 16.00 w kościele p.w. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry 11, po której nastąpi przejście pod Pomnik Katynia i Sybiru przy CK ZAMEK.

 

Projekt współfinansowany ze środków Urzędu Miasta Poznania i Samorządu Województwa Wielkopolskiego.

 

LIST DO PAPIEŻA FRANCISZKA

10.08.2015 Watford k. Londynu

Sławomir Tomasz Roch

rycerzniebieski@wp.pl

OFIARY RZEZI WOŁYŃSKIEJ PAPIEŻOWI FRANCISZKOWI

Witam i pozdrawiam serdecznie. Przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu Janina Kalinowska z Zamościa, skierowała List za pośrednictwem Abp Celestino Migliore, nuncjusza apostolskiego w Polsce do papieża Franciszka w imieniu swoim oraz innych ofiar rzezi wołyńskiej, jakże często wprost cudownie ocalałych od ukraińskiej siekiery, noża i nie tylko. Treść Listu na prośbę samej Pani Janiny Kalinowskiej, rozsyłamy wszystkim Kresowianom w Polsce i na całym świecie, we własnym gronie rodzinnym, przyjaciołom i znajomym oraz wszystkim innym ludziom dobrej woli, którzy żyją i chcą żyć w prawdzie i miłości braterskiej, zwyczajnej, ludzkiej. A oto poniżej b. cenny List ofiar rzezi wołyńskiej do papieża Franciszka:

Dotyczy beatyfikacji abp. Andrzeja Szeptyckiego                        

Zamość 07.08.2015

Nuncjusz Apostolski w Polsce

  1. Szucha 12

00-582 Warszawa

Z prośbą o doręczenie Papieżowi Franciszkowi

Zarząd i członkowie Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu z siedzibą w Zamościu zwracamy się z gorącą prośbą o cofnięcie dekresu heroiczności cnót metropolicie lwowskiemu Andrzejowi Szeptyckiemu, który wkrótce może zostać zaliczony w poczet błogosławionych.

Członkowie Stowarzyszenia to ludzie cudem ocaleni spod pił, siekier, wideł ukraińskich nacjonalistów UPA i SS Galizien, którzy bestialsko mordowali od dziecka w kołysce do starca nad grobem. Mimo upływu czasu ponad 72 lat pamiętamy tamte krwawe dni i czerwone noce rozświetlane pożogą palonych chat, domów, kaplic i kościołów. Zapach palonych ciał ludzkich żywych czy martwych towarzyszą nam przez całe nasze życie. Polacy na ziemiach małopolski wschodniej II Rzeczypospolitej stali się celem zorganizowanej planowej akcji ludobójstwa. W każdy dzień i każdą noc wkraczała do naszych domostw śmierć. A była ona okrutna. Na przykład małe dzieci nabijano na sztachety, rzucano żywe do studni, obcinano im rączki i nóżki, przybijano za języczki do stołu, wydłubywano oczka itp. Ile zginęło niewinnych dzieci w sposób bezsprzecznie nieludzki nie jesteśmy w stanie ustalić. Dysponujemy częściową dokumentacją. I tak w Ostrówach i Woli Ostrowieckiej zamordowano 470 osób w tym 250 dzieci, we wsi Leśniaki i Kędy zamordowano 141 osób w tym 64 dzieci, we wsi Jankowice zamordowano 80 osób w tym 18 dzieci. Na Wołyniu było ponad 2000 większych, bądź mniejszych osad zamieszkałych przez Polaków, z których mało kto się uratował. Czyż abp. Andrzej Szeptycki nie znał ewangelickiej wypowiedzi Chrystusowej, że „lepiej by było kamień młyński uwiązać do szyi niż miałby zgorszyć dziecko niewinne” – A tu nie tylko zgorszyć ale i zabić.

Nie ma gorszej zbrodni jak dzieciobójstwo. Kobiety ciężarne miały rozcinane brzuchy, płód był wyciągany i rozbijany o futryny domów, mężczyznom obcinano głowy siekierą lub kosą. Wyjątkowo ciężkie tortury stosowano wobec księży katolickich. Byli zabijani przy ołtarzach podczas odprawiania mszy świętej. Ginęli w męczarniach razem z wierzącymi.

My żyjący świadkowie rzezi wołyńskiej doskonale pamiętamy 11 lipca 1943r. Niedziela, w kościołach odprawiane były nabożeństwa, wierni przybyli licznie by uczestniczyć w nabożeństwie. Nikt się nie spodziewał, że dzicz banderowska targnie się na miejsce święte. Niestety dla nich nie było świętości. Wpadali do kościołów, zaczynali rzucać granaty, strzelać z karabinów a siekiernicy brocząc we krwi dobijali siekierami rannych. Nacjonaliści ukraińscy zamordowali 160 księży nie licząc osób zakonnych. Mordy były dokonywane zgodnie z zestawieniem 362 metod stosowanych przez UPA na Polakach.

Sporo niedobitych dzieci uratowało się cudem. Były one świadkami mordów własnych rodziców i rodzeństwa. Nie dane im było szczęśliwe dzieciństwo, nie wymawiały słów „mama”, „tata”. Nie zaznały miłości rodzicielskiej. Zaznały tylko głód , chłód, żal , ból i smak gorzkich łez.

Naziści ukraińscy od 1939-1947roku wymordowali około 200 tyś Polaków, w tym na Wołyniu około 70 tysięcy. Morzem krwi zapłacono bycie Polakiem. Nie mieli katolickich pogrzebów, nie mają grobów. Dlatego nie zapalimy im tam zniczy, nie położymy wiązanek kwiatów na grobach, gdzie rodzinne były domy. Cisza krzyczy a historia wciąż milczy o nich. Nie oddano Im należytego szacunku i sprawiedliwości.

Ojcze Święty za rzeż wołyńską obwiniamy nie tylko Banderę, Suchewycza i innych przewódców UPA, Dywizję SS Galizien ale również duchownych grekokatolickich, którzy sprzeniewierzyli się 5 przekazaniu Bożemu „nie zabijaj”. W świątyniach podczas nabożeństw wzywali wiernych do mordowania Polaków, święcili narzędzia zbrodni (siekiery, piły, widły, itp.). Po nabożeństwach brali udział w okrutnych mordach. Zwierzchnik kościoła grekokatolickiego metropolita lwowski Andrzej Szeptycki nie reagował w ogóle na ludobójstwo dokonywane przez ukraińskich nacjonalistów wyznania grekokatolickiego na ludności polskiej. Był to akt zdrady wobec nauki kościoła, był to pakt poparcia czynów szatańskich. Zbrodni ludobójstwa nie przeciwstawił się, nie potępił nie informował o niej Stolicy Apostolskiej. Jako duchowny wysoko postawiony, nie posiadał wrażliwości na cierpienie ludzkie, zachowywał zupełną obojętność na okrucieństwa jakie człowiek mógł zgotować drugiemu człowiekowi.

Po wkroczeniu wojsk niemieckich na tereny II Rzeczypospolitej abp Andrzej Szeptycki napisał entuzjastyczny list witając wojska niemieckie we Lwowie, był to pierwszy publiczny akt kolaboracji z Hitlerem. Po klęsce wojsk niemieckich witał następnego okupanta – sowieckiego.

W świetle faktów zawartych w naszym piśmie uważamy, że abp Andrzej Szeptycki jest nie godny wyniesienia na ołtarze. Uważamy, że ten człowiek mimo wszystkiego ponosi współodpowiedzialność za śmierć naszych najbliższych.

Proces metropolity Szeptyckiego został dwukrotnie zablokowany przez wybitnego Prymasa 1000-lecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Dowody zablokowania znajdują się w Watykanie.

Ojcze Święty nie wyobrażamy sobie jak można się modlić do „takiego świętego”.

Z wołyńskim Szczęść Boże

Przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu Janina Kalinowska

Załącznik: Książka Leszka Wójtowicza „Wózkiem do nieba”. Rzecz o siostrze zakonnej i sierotach zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich pod Sachryniem.

 

ŚWIĘTY KTÓRY BŁOGOSŁAWIŁ BESTIĘ HITLERA

9 sierpnia 2015 zamieściłem pod powyższym listem ofiar rzezi wołyńskiej, skierowanym wprost do papieża Franciszka, a opublikowanym m.in. na portalu onet przez ks. Tadeusza Isakowicza ? Zaleskiego swoją opinię. Przez wiele godzin mój komentarz zaliczany był do najbardziej popularnych i pozytywnie odbieranych przez internautów, po czym dziś (10 sierpnia) około południa został zdjęty i już go tam nie znajdziesz! Dziś wieczorem napisałem zatem raz jeszcze, ale próżno go tam szukać! Zastanawiam się zatem  głośno komu tak b. przeszkadzał ów komentarz i komu tak b. zależało na tym, by nikt więcej, już go tam nie czytał? Cóż takiego jest w nim gorszącego, że redakcja portalu onet zdecydowała się komentarz usunąć? Jestem co najmniej zaskoczony i niepocieszony bowiem zawsze piszę pod własnym nazwiskiem, zawsze piszę prawdę i tylko prawdę, nigdy nikomu nie ubliżam i nigdy nie rzucam mięsem (łaciną, bez obrazy dla j. łacińskiego)! W tej sytuacji będę wdzięczny za Wasze opinie, a oto ten zdjęty (groźny, nieco rozbudowany) komentarz:

?Już dziś ten moralny zbrodniarz wojenny (wina: opieszała, b przebiegła, a przez to właściwie wroga postawa wobec dosłownie zarzynanej na Kresach, niewinnej ludności polskiej i żydowskiej), nosi zaszczytyny tytuł Sługa Boży, lada moment ogłoszą go błogosławionym, a potem to już łatwo wyobrazić sobie przyszłego świętego. Święty który błogosławił bestię. Jak to możliwe, że tak niemoralny, a właściwie podły człowiek może dostąpić zarazem, tak wielkiego miłosierdzia i Bożej łaski? Dużo możnaby pisać o jego ?zasługach?, ale weźmy dla przykładu to:

6 lipca 1941 r. Metropolita grekokatolicki Abp Andrzej Szeptycki zarządził modlitwy we wszyskich sobie podległych cerkwiach za pomyślność bestii Adolfa Hitlera i jego demonicznej armii hitlerowskiej. Od dwóch niemalże już lat hitlerowcy eksterminowali na potęgę naród polski i żydowski, ale nie tylko, gdyż po ten dzień lipcowy b. wielu ludzi z b. wielu narodów Europy, poniosło męczeńską śmierć, bądź b. ucierpiało z rąk b. okrutnych oprawców spod znaku obrzydliwej swastyki. A tymczesem we Lwowie grekokatolicki Abp Szeptycki, pełną gębą i publicznie błogosławił bestię Hitlera i zbrodnicze, demoniczne zagony SS i Wehrmachtu. W tym samym czasie gdy on jak możemy się domyślać, miał się całkiem dobrze na Górze Św. Jura, no bo dlaczego byż nie, w tym samym czasie setki tysięcy sowieckich jęńców, umierało każdego dnia, głodzonych za drutami przez oprawców na śmierć. Nie przeszkadzało to jednak metropolicie Szeptyckiemu 22 lipca 1941 w imieniu swoim i narodu ukraińskiego, skierować do Hitlera własnoręcznie podpisaną deklarację, chęci uczestnictwa w budowaniu ?nowego porządku w Europie?. Na miłość Boską Abp Szeptycki chciał budować z bestią nowy porządek europejski.

Dwa miesiące potem po zdobyciu przez Wehrmacht Kijowa we wrześniu 1941 r. wysłał nawet do Hitlera list z gratulacjami, w którym miał podobno napisać wzniośle: ?Jego Wysokość Fuhrer Wielkiej Rzeszy Niemieckiej ? Adolf Hitler Wasza Ekscelencjo! […] Będę się modlił do Boga o błogosławieństwo zwycięstwa, które się stanie rękojmią trwałego pokoju dla Waszej Ekscelencji, Armii Niemieckiej i Niemieckiego narodu. Z osobistym szacunkiem. Andrzej hrabia Szeptycki ? metropolita.?. Co tu więcej zatem dodać po prostu: święty który błogosławił bestię!?.

Wobec zaistniałej sytuacji powyższą opinię, opublikowałem ponownie na stronie Kresy.pl . Zatem powyższy b. ważny List ofiar rzezi wołyńskiej do papieża Franciszka oraz moją opinię można przeczytać pod adresem: http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie-zobacz/list-ofiar-ludobojstwa-do-papieza-franciszka-ws-arcybiskupa-szeptyckiego

Z poważaniem

Sławomir Tomasz Roch

Informacje od ks. Tadeusza Isakowicza Zaleskiego

Szanowni Państwo! Drodzy Przyjaciele!

 

Przesyłam linki do artykułów o wartych poznania faktach  z wojny w 1920 r.

 

Polskie Termopile. Zadwórze k. Lwowa

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/polskie-termopile-zadworze-kolo-lwowa/521x5y

 

Do pokonania bolszewików nad Wisłą przyczynili się Węgrzy

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/do-pokonania-bolszewikow-nad-wisla-przyczynili-sie-wegrzy/r94ssk

 

Dziś historia ze względu na tzw. poprawność jest często przemilczana lub wręcz fałszowana. Dlatego proszę o rozsyłanie linków na inne strony, profile na FB i portale społecznościowe.

 

Szczęść Boże!

Ks. Tadeusz Zaleski

 

www.isakowicz.pl

 

FB

https://www.facebook.com/profile.php?id=100008114164039

 

Twitter

https://twitter.com/IsakowiczZalesk

 

MARSZ CZYNU NIEPODLEGŁOŚCIOWEGO

 6 sierpnia b.r., w 101 rocznicę wymarszu Pierwszej Kadrowej z Krakowa, Związek Oficerów Rezerwy Rzeczpospolitej Polskiej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego Okręg Wielkopolski zorganizował uroczystość patriotyczno-religijną pn.: ?Marsz Czynu Niepodległościowego?. Współorganizatorem było m.in. nasze Towarzystwo. Chcieliśmy uczcić poza żołnierzami ?Kadrówki?, których marsz był symbolicznym początkiem drogi do odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach zaborów, także tych bohaterów, którzy walczyli o niepodległość na frontach I wojny światowej, później o jej utrzymanie w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919, w wojnie polsko-bolszewickiej, na wszystkich frontach II wojny światowej, a także Żołnierzy Wyklętych, uczestników masowych protestów i wystąpień robotniczych w latach 1956, 1968, 1970, 1976, 1980 i 1981 oraz żołnierzy Wojska Polskiego służących w misjach wojskowych poza granicami kraju. Uczciliśmy marszałków Polski: Józefa Piłsudskiego, Edwarda Śmigłego-Rydza, generałów: Józefa Hallera, Augusta Emila Fieldorfa, pułkownika Witolda Pileckiego oraz szczególnie bohaterów związanych z Wielkopolską, generałów walczących w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919: Stanisława Taczaka, Józefa Dowbor-Muśnickiego, Władysława Andersa, oficera 10 Brygady Kawalerii Pancernej im. gen. broni Stanisława Maczka poległego w sierpniu 2007 roku w Afganistanie porucznika Łukasza Kurowskiego oraz jedną z ofiar Powstania Poznańskiego Czerwca 1956 Roku Romka Strzałkowskiego.
Uroczystości z udziałem wojskowej asysty honorowej objęte zostały patronatem honorowym Wojewody Wielkopolskiego Piotra Florka oraz Prezydenta Miasta Poznania Jacka Jaśkowiaka.
Uroczystości rozpoczęły się o godz. 19.00 Mszą św. odprawioną przez ks. Leonarda Polocha w kościele pw. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry, z udziałem pocztu sztandarowego ze Sztandarem Wojska Polskiego oraz sztandary: Związku Oficerów Rezerwy Rzeczpospolitej Polskiej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, 15 Pułku Ułanów, Związku Towarzystw Gimnastycznych ?Sokół? i Związku Harcerstwa Polskiego Okręg Wielkopolska. Kościół zgromadził przedstawicieli różnych organizacji m.in. TML i KPW, Tow. Mił. Wilna i Ziemi Wileńskiej, organizacji patriotycznych, młodzież harcerską, kombatantów i wojsko. Na zakończenie Mszy św., po błogosławieństwie, odśpiewano hymn ?Boże coś Polskę?. Po wyjściu z kościoła pododdział honorowy wraz z pocztem sztandarowym, za którym ustawiły się pozostałe poczty sztandarowe oraz uczestnicy uroczystości, w Marszu Czynu Niepodległościowego przeszli ulicami Poznania: ul. Fredry ? Gwarną ? św. Marcin, pod tablicę Józefa Piłsudskiego umieszczoną na budynku Centrum Kultury ?Zamek?. Pododdział honorowy z pocztem sztandarowym i posterunek honorowy wystawiło Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego w Poznaniu, którym dowodzi kpt. Andrzej Falarczyk, poczet sztandarowy wystąpił w składzie: dowódca pocztu kpt. Waldemar Kwiatkowski, sztandarowy chor. Adam Pupin, asysta sierż. Marcin Szuchmiński. Poczty sztandarowe ustawiły się pod tablicą Marszałka Józefa Piłsudskiego. Obok żołnierzy na posterunku ustawili się również harcerze.
Uroczystość rozpoczęła się Hymnem Rzeczypospolitej Polskiej. Głos zabrał prezes Zarządu Okręgu Wielkopolskiego ZOR im. Marszałka Józefa Piłsudskiego płk. dypl. w st. spoczynku Jacenty Góral. Następnie dr Dariusz Kucharski omówił historię wymarszu Pierwszej Kadrowej z Krakowa, przedstawił także inne czyny Polaków dążących do niepodległości, nawiązał do historii współczesnej. Ilustracją muzyczną wydarzeń sprzed stu jeden laty była pieśń żołnierska ?Pierwsza Kadrowa,?, powstała w sierpniu 1914 r., której autorem jest Tadeusz Oster-Ostrowski, żołnierz Pierwszej Kompanii Kadrowej. Marszałek Józef Piłsudski wówczas stwierdził: ?Jeżeli pieśń ma jakieś znaczenie, jeżeli to, co jest piękne, co odpowiada głębokiej potrzebie duszy, ma jakiś wpływ ? to pieśń żołnierska?. Na Zjeździe Legionistów w Lublinie w 1924 r. powiedział: ?Dziękuję panom za najdumniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek Polska stworzyła?. Marsz jest hymnem piłsudczyków, w okresie międzywojennym był uznawany za hymn Wojska Polskiego, a w 2007 r. zgodnie z decyzją Ministra Obrony Narodowej stał się Pieśnią Reprezentacyjną Wojska Polskiego. Następnie odczytano tekst Apelu Pamięci, podczas którego kompania honorowa i poczty sztandarowe oddawały honory. Po zawołaniu: ?Stańcie do apelu? żołnierze stojący w szyku kompanii honorowej odpowiadali ?Chwała bohaterom? lub ?Zginęli śmiercią męczeńską?. Po Apelu nastąpiło oddanie salwy honorowej, a trębacz zagrał ?Hasło WP?. Następnie delegacje przybyłych organizacji złożyli wieńce i wiązanki, oraz zapalono znicz. Wśród nich byli przedstawiciele Wojewody Wielkopolskiego, Marszałka Województwa i Prezydenta Miasta Poznania. Na koniec organizatorzy podziękowali wszystkim uczestnikom Marszu Czynu Niepodległościowego za wzięcie udziału w uroczystości.

Hanna Dobias-Telesińska

Sztandar Wojska Polskiego – fot. J. Behrendt Poczty Sztandarowe – fot. J. Behrendt Msza św. koncelebrowana – fot. J. Behrendt Honory podczas Podniesienia – fot. J. Behrendt płk. Jacenty Góral,mjr Marian Osada i Czesław Bernat – fot. J. Behrendt Poczet Sztandarowy Związku Towarzystw Gimnastycznych Sokół – fot. J. Behrendt
Sztandar Związku Harcerstwa Polskiego Okręg Wielkopolska - fot. J. Behrendt
Sztandar Związku Harcerstwa Polskiego Okręg Wielkopolska – fot. J. Behrendt
Formujący się szereg
Formujący się szereg – fot. W. Butowska
Kopania Honorowa
Kopania Honorowa fot. H. Dobias-Telesińska
SAM_0559
Rusza pochód – fot. H. Dobias-Telesińska
Uczestnicy Marszu
Uczestnicy Marszu – fot. H. Dobias-Telesińska
Przedstawiciele TML i KPW K. Kwinecka, W. Butowska i St. Łukasiewicz
Przedstawiciele TML i KPW Katarzyna Kwinecka, Wanda Butowska i Stanisław Łukasiewicz- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Członkowie TML i KPW Renata i Michał Wojtasiak
Członkowie TML i KPW Renata i Michał Wojtasiak – fot. H. Dobias-Telesińska

 

Poczty Sztandarowe pod tablicą Marszałka Józefa Piłsudskiego
Poczty Sztandarowe pod tablicą Marszałka Józefa Piłsudskiego- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Adam Wize - Korporacja Lechia
Adam Wize – Korporacja Lechia- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Marian Osada wśród Oficerów Rezerwy
Marian Osada wśród Oficerów Rezerwy – fot. H. Dobias-Telesińska

 

Prezes Bożena Łączkowska z córką Barbarą Kawachi
Prezes Bożena Łączkowska z córką Barbarą Kawachi- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Uczestnicy uroczystości
Uczestnicy uroczystości- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Krystyna Liminowicz - Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej
Krystyna Liminowicz – Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej i były Wojewoda Wielkopolski, poseł na Sejm RP, Prezes PiS w Poznaniu Tadeusz Dziuba- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Wśród zgromadzonych Maria Golińska z TML i KPW
Wśród zgromadzonych Maria Golińska, Kazimierz Górak i Wanda Butowska z TML i KPW- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Zofia i Wojciech Budzyńscy
Zofia i Wojciech Budzyńscy- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Dr Dariusz Kucharski
Dr Dariusz Kucharski- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Katarzyna Kwinecka z siostrą Barbarą Kawachi
Katarzyna Kwinecka z siostrą Barbarą Kawachi- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Przewodniczący Solidarności Region Wielkopolska Jarosław Lange
Przewodniczący Solidarności Region Wielkopolska Jarosław Lange- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Delegacje składające kwiaty
Delegacje składające kwiaty- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Tablica poświęcona Marszałkowi J. Piłsudskiemu i Poznańskie Krzyże
Tablica poświęcona Marszałkowi J. Piłsudskiemu i Poznańskie Krzyże- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Stanisław Łukasiewicz
Stanisław Łukasiewicz- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Delegacja poznańskiego Oddziału TML i KPW prezes Bożena Łączkowska i Stanisław Łukasiewicz
Delegacja poznańskiego Oddziału TML i KPW prezes Bożena Łączkowska i Stanisław Łukasiewicz- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Delegacja Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej: Hanna Dutkiewicz, Marian Macutkiewicz i Krystyna Liminowicz
Delegacja Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej: Hanna Dutkiewicz, Marian Macutkiewicz i Krystyna Liminowicz- fot. H. Dobias-Telesińska

 

Pezes Bożena Łączkowska z Marią Golińską i Władysławem Opiatem
Prezes Bożena Łączkowska z Marią Golińską i Władysławem Opiatem – fot. H. Dobias-Telesińska

 

Maria Golińska i Kazimierz Górak
Maria Golińska i Kazimierz Górak- fot. H. Dobias-Telesińska
ppłk Antoni Załuski, chor. Jan Stańczak, por. Edwin Smykowski z małżonką i płk Jacenty Góral – fot. J. Behrendt
Maria Golińska i Kazimierz Górak
Znicz i kwiaty pod tablicą- fot. H. Dobias-Telesińska