POKOLENIE MILENIJNE

W związku z 1050 rocznicą Chrztu Polski powstaje ruch społeczny pod nazwą POKOLENIE MILENIJNE. Działalność swą zainauguruje podczas Mszy św. sprawowanej pod przewodnictwem bp. Damiana Bryla w kościele p.w.  św. Małgorzaty na poznańskiej Śródce,w niedzielę,13.12.2015 o godz.12.00.

Plan działalności ,,Pokolenia Milenijnego? wpisuje się w podstawowe cele obchodów jubileuszowych Chrztu Polski, jakimi są: rozbudzenie ducha miłości do Ojczyzny oraz twórcze podjęcie chrześcijańskiego dziejowego dziedzictwa.

Zapraszamy wszystkich, którzy chcą modlić się za Ojczyznę, jednocześnie poszerzać wiedzę o historii Polski!

Po Mszy św. będą podane wszelkie informacje o powstającym ruchu.

Katarzyna Kwinecka

AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA LWOWA”

Akcja charytatywna Towarzystwa

„Serce dla Lwowa”

na półmetku!

Przypominamy o naszej akcji charytatywnej, efektem której będzie wyjazd grupy wolontariuszy do Lwowa w dniu 28 listopada.

  1. 21 listopada i 22 listopada w godzinach 9.30 – 18.00 w 4 marketach PIOTR i PAWEŁ kontynuowana będzie zbiórka darów.
  2. 23 listopada do 25 listopada w Szkole Podstawowej nr 84 w Poznaniu w godz. 13.00 – 18.00 przyjmowane będą dary ze zbiórek prowadzonych w poszczególnych szkołach na terenie Poznania i gminach sąsiednich.
  3. 23 listopada do 27 listopada w godz. 16.00 – 20.00 w Szkole Podstawowej nr 84 będzie pakowanie i przygotowywanie paczek ? liczymy na udział wolontariuszy Towarzystwa. Uczestniczyć w tym będą również wolontariusze z ZHP Poznań Wilda i ZHR szczepu ORLĘTA.
  4. 28 listopada od godz. 19.00 załadunek paczek do autokaru i ok. 21.00 wyjazd.

 

Indywidualnie można przekazywać dary w ramach akcji

„Serce dla Lwowa”

do Szkoły Podstawowej nr 84 (wejście od strony boiska)

22 listopada – 25 listopada

13.00 – 20.00

Wpłaty na pokrycie kosztów transportu darów można dokonywać :

  • wpłaty bezimienne – do puszek (skarbonek) w marketach Piotr i Paweł (p. 1) w siedzibie Towarzystwa w środy oraz w Szkole Podstawowej nr 84 w godzinach 13.00 – 20.00 w dniach 23 listopada –  27 listopada
  • wpłaty imienne u osób przyjmujących składki w siedzibie Towarzystwa w środy ? kwitariusz KP.
  • wpłaty imienne na konto Towarzystwa z podaniem celu nr konta bankowego:

06 1020 4027 0000 1302 0293 3455

11 LISTOPADA W „SALONIE LWOWSKIM”

Aby uczcić rocznicę odzyskania niepodległości spotkaliśmy się w Salonie Lwowskim na Starym Rynku w Poznaniu 10 listopada o godz. 16.30. To wielkie święto Polaków obchodziliśmy doniośle, ale także z humorem i radością. Organizatorka Salonu Katarzyna Kwinecka powitała przybyłych, przedstawiła gości.

Rozpoczęliśmy odśpiewaniem hymnu, następnie wznieśliśmy szampanem toast za Ojczyznę. Tematem programu było:  ?Poznań i Lwów ? drogi do niepodległości 1918 ? 1920?. Spotkanie poprowadził  Tomasz Łuczewski, który przedstawił rys historyczny utraty przez Polskę niepodległości  i  jej odzyskanie. Rozpoczął od genezy powstania hymnu narodowego, a Irena Bereźnicka przedstawiła historię powstania pieśni „My Pierwsza Brygada”. Tomasz Łuczewski sięgnął do historii przeszłych wieków, mówił o 123 latach niewoli i zrywach niepodległościowych narodu polskiego w poszczególnych zaborach. Przedstawił początki walk Legionów. Mówił także o dacie 11 listopada, jaka została wybrana już po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, na dzień obchodów niepodległości Polski. Skupił się na obszarze Wielkopolski oraz Kresów Południowo-Wschodnich, gdzie trwały walki o utrzymanie tych terenów w Polsce. Ciekawie przedstawił przygotowania od 1915 r. oraz początki wybuchu Powstania Wielkopolskiego.  Mówił także o obronie Lwowa i Przemyśla, które to miasta Austriacy pozostawili Ukraińcom. Ciężkie walki o nie trwały jeszcze wiele miesięcy. Wypowiedzi Tomasza Łuczewskiego  przerywane były odczytywaniem przez Mikołaja Pietraszak-Dmowskiego, sekretarza Zarządu Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, Zarządcy Majątku Rogalin, fragmentów tekstów dotyczących Beliniaków i Legionów oraz fragmentów mowy marszałka Józefa Piłsudskiego o obronie Lwowa (tekst poniżej). Wypowiedzi przerywane były wspólnym śpiewem pieśni patriotycznych, legionowych i wojskowych, które prowadził Marian Osada przy akompaniamencie Piotra Zabielskiego.

Na zakończenie spotkania Marian Osada wystąpił z recitalem pieśni m.in. Stanisława Moniuszki, z piosenkami z repertuaru Mieczysława Fogga i lwowskimi. Zebrani wtórowali mu śpiewając refreny tych piosenek.

Atmosfera spotkania była niezwykle sympatyczna, wszyscy bardzo dobrze się bawili i świętowali.

Kolejne spotkanie w „Salonie Lwowskim” odbędzie się w 10 stycznia 2016 r. i poświęcone będzie śpiewaniu kolęd, o czym osobno powiadomimy.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska

foto: Wanda Butowska, Hanna Dobias-Telesińska

 

SAM_0926

 

 

 

 

 

 

 

Salon Lwowski
Na rozpoczęcie "jeszcze Polska nie zginęła"
Na rozpoczęcie „Jeszcze Polska nie zginęła”
Dom Polonii – zebrani śpiewają Hymn Państwowy
Marszałek Józef Piłsudski
Marszałek Józef Piłsudski
Katarzyna Kwinecka wita gości i zebranych
Maciej Pietraszak i Tomasz Łuczewski
Katarzyna Kwinecka, Mikołaj Pietraszak Dmowski i Tomasz Łuczewski Tomasz Łuczewski Jedna ze śpiewanych pieśni Marian Osada i Irena Bereźnicka Maciej Pietraszak Dmowski Recital Mariana Osady
M. Osada dedykuje piosenkę lwowską
M. Osada dedykuje piosenkę lwowską „Ta joj, ta Jóźku” Józefowi Wysoczańskiemu
Marian Osada
Marian Osada

Marian Osada prowadził pieśni

Józef Piłsudski „Obrona Lwowa”:

Szanowne panie i panowie!

Historia, wielka mistrzyni życia i wielki sędzia czynów ludzkich, ze specjalnym umiłowaniem wybiera dla swoich studiów okresy przełomów, okresy kryzysów.

Nasza epoka przyciągać będzie oczy znacznie bliższe nam, niż to nieraz nam się wydaje. Sędziów znajdziemy w naszych dzieciach, dzieci nasze, te dorastające obecnie małe główki, które ciekawymi oczkami już teraz na nas spoglądają, nieraz będą z trwogą szukać w stronicach historii, gdzie byli ich rodzice.

Obrona Lwowa w życiu powstającego państwa polskiego w przełomowym okresie naszego istnienia odegrała zbyt znaczną i wielką rolę, by jakikolwiek historyk tej właśnie części naszych działań i naszego życia nie musiał poświęcić specjalnej uwagi. W obronie Lwowa ześrodkowało się w swoim czasie ?gros? wysiłków całej Polski. Jeżeli ją weźmiemy pod względem wojskowym, to cztery piąte sił, tworzonych z takim wysiłkiem, zebrało się nie gdzie indziej, jak na placach boju koło Lwowa, zostawiając zaledwie małą cząstkę gdzie indziej, a wysiłki wojskowe w owym czasie tworzenia siły ramienia zajmowały również ?gros? wysiłków całego społeczeństwa. Jeżeli weźmiemy życie polityczne państwa świeżo tworzącego się ze wszystkimi próbami i niedogodnościami każdego życia politycznego, to również znajdziemy, że ono przez dłuższy czas ześrodkowało się nie koło czego innego, jak koło wypadków, dziejących się koło waszego miasta. Ja osobiście, ze wszystkimi swoimi wadami i cnotami, całą swą mocą czy bezsilnością stałem w centrum zjawisk polskich, ?magna pars fui? wszystkiego tego, co się w Polsce działo. Dlatego też z chwilą, gdym się zdecydował stanąć spokojnie przed sądem nie waszym, lecz historii, stanąć spokojnie ze swoją czynnością i swoimi pracami przed oczy tych, do których mnie najwięcej ciągnie, przed oczy dorastających dzieci, które nieraz sobie o tym mówić będą, chcę dać jedynie stwierdzone fakty, chcę dać jedynie dane, związane ze mną, jako z człowiekiem, który był Naczelnym Wodzem wojsk polskich i Naczelnikiem Państwa. Nie idzie mi o analizę poszczególnych wypadków, nie idzie mi o techniczne określenie sposobów i wartości poszczególnych działów obrony Lwowa, gdyż w nich bezpośrednio sam nie brałem udziału i musiałoby to zresztą stanowić inny dział pracy, do którego panowie i panie, jako audytorium, niezbyt się nadają…

…Przyjechałem do Warszawy 11-go listopada, tzn. w związku z wypadkami lwowskimi w dziesięć dni po rozpoczęciu we Lwowie starć czy bojów…

…Pierwszym moim dążeniem było zespolić to, co jest siłą. Czułem, że jeżeli rzeczy dalej pójdą w tak rozbieżnym kierunku, to to, co stanowi siłę i moc, wobec zbliżającej się do Polski nieznanej jeszcze fali niebezpieczeństw nie zostanie wytworzone. Korzystałem więc z każdej okazji, żeby siły wojskowe skupić w jednym ręku, a wobec dziwnej może mojej zarozumiałości wolałem, żeby one skupiły się w moim ręku. Ta rzecz mnie się udawała, udawała względnie lepiej, niż wszystkie inne cywilne prace, gdyż pod tym względem spotkałem zbyt silne tarcia i zbyt wielkie przeszkody w roznamiętnionych, lecz chaotycznie usposobionych umysłach, z którymi musiałem się stykać. Starałem się więc zebrać wszystkie dane o stanie wojska i stanie siły w całej Polsce. W tym też czasie przybiegały do mnie najrozmaitsze wiadomości o stanie Lwowa.

Jestem człowiekiem, który przyzwyczajony był zawsze do pewnej pogardy w stosunku do plotek, specjalnie do plotek wojskowych. Szczególną zaś niechęć czułem zawsze do przed-stawiania spraw wojskowych w sposób demagogiczny, w sposób, który uniemożliwia najlepszemu żołnierzowi zorientować się, ile w tym jest kłamstwa rozmyślnego lub bezwiednego, a ile w tym prawdy. Dlatego też szukałem od razu za człowiekiem, któremu mógłbym zaufać. Dowiedziałem się, że od pierwszej prawie chwili walk lwowskich szefem sztabu obrony jest jeden z moich oficerów, mianowicie ? zmarły obecnie Łapiński. Starałem się z nim nawiązać stosunki, gdyż byłem przekonany, że on wobec swego starego Komendanta ani demagogii, ani plotek uprawiać nie będzie. Starałem się ściśle zbadać stan rzeczy. Niestety, dobrego wniosku z tych wiadomości wysnuć nie mogłem. Około 20-go listopada (ściśle daty ustalić nie mogę) przyleciał wreszcie lotnik Stec, który mi w imieniu tegoż Łapińskiego zdał sprawę z tego, jak jest we Lwowie. Powtarzam prawie dosłownie jego raport: <Mniejsza część miasta jest w rękach polskich, a większa część w rękach ruskich. Boje nie są ciężkie, ogromna część społeczeństwa polskiego (wymienił mi różne nazwiska) pertraktują z Rusinami o coś w rodzaju condominium nad Lwowem, nie wierząc w możliwą obronę i posiadanie miasta w całości. Obrona polega na niewielkiej garstce legionistów, na większej znacznie ilości młodzieży, bardzo nieraz młodej, z trudem wytrzymującej ciężary. Obok niej jest prawie to samo, co w Warszawie, ? tłum ludzi, chodzących i krzyczących, rozprawiających i zmieniających co chwila zdanie, plotkujących o najrozmaitszych rzeczach, a co niechybnie na siłę obronną nie wpływało korzystnie*. Wreszcie powiedział mi, że teraz leci z powrotem do Lwowa, lecz osobiście jest tak mało przekonany o możliwości obrony, że nie jest pewny, czy będzie mógł już wylądować we Lwowie i nie wie, czy lotnisko, z którego wyleciał, będzie jeszcze w posiadaniu polskim, czy też już w ruskim. Stan opisał mi dość rozpaczliwie. Rozpatrzyłem te dane i razem zresztą z Łapińskim, który mi przez niego przesłał swoje dane, przyszedłem do przekonania jedynie rozsądnego, że bez dania z zewnątrz pomocy sprawa dla Lwowa jest przegrana. Zastanowiwszy się nad moim własnym stanem, powiedziałem, że ja tej pomocy dać nie mogę, że gdybym nie wiem co robił, to ze siebie tej pomocy nie wydobędę i żadnego terminu postawić nie jestem w stanie, że jest zatem jako wynik jedyny ? czas. Wytrzymacie dłużej ? prawdopodobnie zdążę, nie wytrzymacie dłużej ? nie będę w stanie tego zrobić.

Lubię prawdzie patrzeć prosto w oczy. Stan bowiem ówczesny, który miałem, polegał na następującym: Niemcy szczęśliwie dawali się rozbrajać; dość dużo najrozmaitszej broni i dość dużo najrozmaitszych zapasów i ubrań dostawało się w polskie ręce; mnóstwo obiektów wojskowych o wielkim znaczeniu wpadało zupełnie łatwo w nasze ręce, a niezwykle ?patriotyczna? i podniecona ludność starannie to rozkradała. Miałem, proszę państwa, koszary, które trzy razy w ciągu wojny poprawiałem i które trzy razy do ostatniego mebla przez ludność okoliczną były rozkradane. Musiałem więc, jako dobry gospodarz, z obowiązku chociaż jaką taką straż postawić, żeby zapobiec, aby to dobro, w które może będzie jutro trzeba uzbroić i wyekwipować ludzi, by ono zostało zachowane. Zwyczajem bowiem polskim rozkradano tę broń dla uzbrojenia prywatnego wojska, które wyrastało, jak grzyby po deszczu. Każde nieledwie stronnictwo, mające pewne recepty na uratowanie Polski, tworzyło swoje prywatne wojsko i zupełnie swobodnie sięgało do składów wojskowych, o ile te nie były pilnowane, dla uzbrojenia ludzi, nieraz grożąc mi, gdy byłem jeszcze na ulicy Mokotowskiej, że ta broń będzie przeciw mnie użyta…

…Proszę panów, z wielką ulgą dowiedziałem się względnie prędko, że 5-ty pułk Legionów, stojący w Przemyślu, na wieść o tym, że Lwów jest bardzo zagrożony i że traci nadzieję utrzymania się, bez rozkazu gen. Roji pod dowództwem ppłk. Tokarzewskiego ruszył naprzód na ratunek…

…Zrobił to 5-ty pułk Legionów, ppłk. Tokarzewski wbrew zdaniu swych przełożonych, gdyż i Przemyśl był również niepewny, również w Przemyślu drżano o utratę tego miasta ? i wszelkimi siłami starano się mieć go koło siebie. Decyzja ppłk. Tokarzewskiego, który poszedł wbrew swym przełożonym dla was, Lwowa, fakt ten, powtarzam, oswobodził mnie od wielu trosk. W pierwszej chwili nie miałem wyobrażenia, jakie siły są nieprzyjacielskie. Tutaj tych sił mierzyć czymkolwiek nie byłem w stanie. Wiadomości byty zanadto sprzeczne, były zanadto niedokładne, abym sobie mógł właściwie wyobrazić, co to jest ten front lwowski, co to jest ta walka we Lwowie.

Walka, która się tu odbywała pod Lwowem, odznaczała się charakterem niezwykle dziwacznym pod względem pracy wojskowej. Nieraz w Belwederze zachodziłem w głowę, jak właściwie takie dziwactwa mogły się w ogóle utrzymać. Na moje pytania gen. Rozwadowski dawał mi różne wyjaśnienia, mimo to nie mogłem pozbyć się wątpliwości, które ciągle mi siedziały w głowie. To, co się działo, było zbyt nadzwyczajne i dlatego postanowiłem pojechać na miejsce, by stwierdzić stan rzeczy własnymi oczyma. Przyjechałem na front lwowski z Przemyśla pociągiem pancernym, inaczej bowiem nie chciano mię wysłać. Przybyłem do Lwowa i obszedłem różne części frontu. Obserwowałem miasto, obserwowałem życie wojskowe, rozmawiałem z dowódcami, widziałem pracę i ? wyznaję państwu ? wróciłem mocno uspokojony. To, co wydawało mi się przedtem dziwacznym, okazało się naturalnym, co wydawało mi się naturalnym ? okazało się dziwacznym. Organizacja wojska wydała mi się jakąś niesłychaną pstrokacizną, niemożliwą do dowodzenia, i żądałem od gen. Rozwadowskiego, tak, jak i od później wyznaczonego gen. Iwaszkiewicza, zreorganizowania tego tłumu bez organizacji, za który uważałem ówczesne wojsko, zebrane pod Lwowem. Mnóstwo drobnych oddziałów, rozbitych na kompanie, na grupy, podgrupy najrozmaitsze, ich ułożenie było tak trudne i skomplikowane, iż przypominam sobie, że mniej więcej półtorej godziny spędziłem z gen. Rozwadowskim i jego szefem sztabu dla wytłumaczenia mi prostych rzeczy, a które technicznie w wojsku nazywamy ?ordre de bataille?. Natomiast przegląd wojsk, walczących pod Lwowem, uspokoił mię pod jednym względem: to, co mi się wydawało trudne, to ludzie łatwo wykonywali….

…Stało tu wojsko tak źle ubrane, wojsko tak licho wyekwipowane, wojsko tak źle zaopatrzone, stojące na samej peryferii wielkiego miasta i broniące się na 60-kilometrowej przestrzeni, na froncie, gdzie się ludzie nieledwie plecami o siebie opierali. Było to takie sprzeczne z wszelką strategią, że zdawało się niemożliwe, by ludzie ci mogli długo się utrzymać. Jeżeli zdołali, to właśnie dzięki wartości moralnej. Żołnierz na tym przedmurzu naszej Polski, którym jest Lwów, gdzie wszystkie wiatry ze wszystkich kierunków dają sobie ?rendez vous?, gdzie zatem jest względnie trudno wytrzymać nawet dobrze ubranemu człowiekowi, ów wytrzymał nieraz pół nago, nieraz boso, nieraz głodny, gdyż aprowizacji dostatecznej dać nie było można. Wszędzie, gdzie byłem, widziałem ducha i pewność, że się utrzyma. Kampania lwowska należała, zdaniem moim, do najcięższych rzeczy, które żołnierze wytrzymali. Nie dziwię się wcale wrażeniu cudzoziemców, którzy potem ze łzami w oczach opowiadali mi o bohaterstwie żołnierza naszego, który w takich warunkach pracować jest w stanie. Mówili mi, że jeżeli kiedykolwiek wątpili o prawach Polski do Lwowa, to widok żołnierza polskiego, który w tych warunkach w tym piekle życiowym, w którym żaden inny żołnierz dwa tygodnie przetrwać by nie potrafił, to widok tych żołnierzy, którzy z zapałem bronili tego miasta, był dostatecznym motywem, aby przyznać go Polsce.

Proszę państwa, kończę krótkim streszczeniem. Lwów w początkach naszego istnienia zajął bardzo wielkie i zaszczytne dla niego miejsce. Stał się on centrum myśli, życzeń, serc i uczuć polskich. Zaszczytna to rola i niejedno miasto wam tych chwil zazdrości. Lwów wytrzymał ciężką walkę. Przede wszystkim walkę z sobą, walkę z własną słabością, z własnym niedomaganiem i, zwyciężywszy własną słabość, dał moc i siłę obrońcom…”

Wystawa ?Obrazy Patriotyczne, Ludzie Cogito?

Szanowni Państwo

 

Zapraszam do wzięcia udziału w wernisażu wystawy ?Obrazy Patriotyczne, Ludzie Cogito?.

Odbędzie się on 14.11.2015 roku o godzinie 18.00 w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu przy ul. Jana Lubrańskiego. Wernisaż wpisuje się w obchody odzyskania niepodległości, którą odzyskiwaliśmy wielokrotnie i na wiele sposobów.

Będziemy na nim prezentowali cykl dziewięciu obrazów. W jego skład wchodzą:

Portret Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Portret Rotmistrza Witolda Pileckiego, Portret Ireny Sendlerowej, Portret Jerzego Popiełuszki, Portret Zbigniewa Herberta, Portret Jana Pawła II

Portret Zygmunta Szendzielarza, Portret Antoniego Baraniaka, Portret Anny Walentynowicz i Danuty Siedzikówny.

Każdy z portretów przedstawia bohatera w konkretnej sytuacji.

Twórcą  obrazów jest Jerzy Oleksiak. Bohaterami obrazów są postaci, które można nazwać: ?Ludźmi  Cogito?. ?Wyprostowani, wśród tych, co na kolanach?.

Z fragmentem wystawy można się zapoznać na stronie WWW.ludziecogito.pl

Zapraszam do udziału

Kurator wystawy Tomasz Łuczewski

Gość w Towarzystwie

W dniu 4 listopada (środa) w naszej siedzibie o godz. 16.00 (Centrum Kultury Zamek p. 336) gościć będziemy profesora historii Ormianina Feliksa Movsisyana, który do Poznania przyjechał z Vanadzoru. Gość mówić będzie o historii Ormian, o ich dziejach najnowszych oraz dawniejszych. Będzie można zadawać pytania, dyskutować. Zachęcam do udziału w spotkaniu.

Hanna Dobias-Telesińska

SALON LWOWSKI

Serdecznie zapraszamy do SALONU LWOWSKIEGO!

10 listopada 2015 r. o godz. 16.30 w Domu Polonii na Starym Rynku 51 odbędzie się kolejne spotkanie w ramach „Salonu Lwowskiego”, które poświęcone zostanie rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

W programie:

  •  „Poznań i Lwów – drogi do niepodległości 1918 – 1920” – Tomasz Łuczewski
  •  Wspólny śpiew pieśni patriotycznych
  • Toast za Ojczyznę

Fragmenty wybranych tekstów czytać będzie Mikołaj Pietraszak-Dmowski.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO WSPÓLNEGO ŚWIĘTOWANIA!

Katarzyna Kwinecka

 

ŚWIĄTECZNA AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA LWOWA”

Kolejny raz poznański Oddział TML i KPW pod kierunkiem Stanisława Łukasiewicza organizuje akcję charytatywną „Serce dla Lwowa”, którą adresujemy do Polaków zamieszkałych we Lwowie oraz innych miastach dawnych Kresów Południowo-Wschodnich. Nasza pomoc trafia do najuboższych i schorowanych starszych osób oraz do dzieci w polskich oddziałach przedszkolnych, szkołach we Lwowie, do parafii rzymsko-katolickich w Brzeżanach, Podhajcach, Rohatynie i innych miejscowości. Dary przekazujemy bezpośrednio do rąk osób potrzebujących, nie korzystamy z pośredników. W wybranych marketach „Piotr i Paweł” członkowie naszego Towarzystwa wspierani przez uczniów poznańskich szkół i harcerzy zbierać będą produkty żywnościowe, środki czystości i chemii gospodarczej oraz słodycze i artykuły szkolne. Następnie zebrane artykuły powędrują do naszej bazy w Szkole Podstawowej nr 84 przy ul. Szczepana w Poznaniu, gdzie zostaną posortowane i spakowane. Część z przygotowanych paczek zostanie uzupełniona artykułami typowo świątecznymi, zakupionymi z własnych środków, tak by obdarowywani poza zaspokojeniem bieżących potrzeb poczuli również wyjątkowość zbliżających się Świąt i to, że rodacy niezmiennie o nich pamiętają. We Lwowie naszą bazą dystrybucji darów jest kościół św. Antoniego na Łyczakowie.

Zbiórki darów w marketach Piotr i Paweł odbywać się będą w dniach:

7 i 8 listopada b.r.

21 i 22 listopada b.r.

Zgłoszenia szkół chętnych do wzięcia udziału w zbiórkach przyjmujemy do końca października. Zespoły młodych wolontariuszy w składzie minimum 4 osobowym. Dotychczasowe zgłoszenia: Gimnazjum Społ. Nr 2 – opiekun z ramienia TML i KPW – Katarzyna Kwinecka (7 i 8 listopada – godz. 9.30 – 18.00 – ul. Promienista 160), Gimnazjum nr 65 im. Orląt Lwowskich – opiekun z ramienia TML i KPW Włodzimierz Matkowski (7 i 8 listopada oraz 21 i 22 listopada – godz. 9.30 – 18.00 – ul. Drużbickiego), I Liceum Ogólnokształcące – opiekun z ramienia TML i KPW Marek Szpytko (21 listopada – godz. 9.30 – 18.00 – i 22 listopada – godz. 11.30 – 13.30 – ul. Tatrzańska), Gimnazjum nr 41 – opiekun z ramienia TML i KPW Igor Megger (7 i 8 oraz 21 i 22 listopada – godz. 9.30 – 18.00 – ul. Hetmańska), Gimnazjum nr 9 – opiekun z ramienia TML i KPW Wanda Butowska (7 listopada – godz. 9.30 – 14.00 – ul. Marcelińska) i opiekun z ramienia TML i KPW Katarzyna Kwinecka (21 listopada – godz. 9.30 – 14.00 – ul. Promienista 160).

Zbiórka darów w poznańskich szkołach odbywać się będzie w listopadzie. Dary prosimy dostarczać do naszej bazy do Szkoły Podstawowej nr 84 ul. Św. Szczepana 3 (Dębiec) w terminie: 23 – 25 listopada w godz. 13.00 do 18.00.

Pakowanie darów odbywać się będzie w bazie Dębiec: 7, 8, 21 i 22 listopada godz. 15.00 ? 22.00 oraz 23, 24, 25 i 26 listopada godz. 16.00 ? 21.00.

Pakowanie paczek do autokaru 28 listopada w godz. 19.00 ? 21.00.

Wyjazd do Lwowa 28 listopada o godz. 21.00.

Pobyt i dystrybucja darów we Lwowie, Brzeżanach i Przemyślanach od 29 listopada do 4 grudnia 2015 r. Powrót do Poznania sobota godziny poranne.

Koszty transportu są bardzo wysokie dlatego prosimy o wpłaty na ten cel na nr naszego konta bankowego: 06 1020 4027 0000 1302 0293 3455.

Hanna Dobias-Telesińska

XVIII DNI LWOWA I KRESÓW W POZNANIU cz. II

Wrześniowe XVIII Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu przebiegały w 70 rocznicę ekspatriacji ludności polskiej z Kresów. Wszystkie punkty programu dotyczyły historii i przebiegu wysiedlenia z Kresów Południowo-Wschodnich II Rzeczpospolitej.

W poniedziałek 14 września 2015 r. w hallu Pałacu Działyńskich otwarta została wystawa „Ekspatriacja ludności polskiej z Kresów Południowo-Wschodnich RP”. Zebranych powitał wiceprezes poznańskiego Oddziału TML i KPW Jacek Kołodziej, który przypomniał historię wysiedleni, wspomniał także los swojej rodziny w tamtym czasie. Wystawa składała się z kilkunastu plansz, które przygotował Janusz Furmaniuk i Wanda Butowska. Plansze zawierały mapy, fotografie, dokumenty i informacje obrazujące historię ludności polskiej podczas II wojny światowej, jej martyrologię na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich, a także wspomnienia rodzin, które ekspatriowano z tamtych terenów. Głos zabrał młody prawnik Jarosław Kola, którego rodzina pochodziła z Huty Pieniackiej. Odniósł się do wydarzeń z przed siedemdziesięciu laty z punktu widzenia prawa obowiązującego w okresie wysiedleń oraz w latach powojennych. Pierwszym określeniem jakiego wtedy używano była „ewakuacja”, później „repatriacja”, co w każdym wypadku było określeniem nieprawidłowym. Nawiązała się dyskusja, wspominano, przytaczano historie rodzin, dramatyczne warunki w jakich opuszczano Kresy.

Wystawa w Pałacu Działyńskich

Foto: Jacek Kołodziej:

Hall Pałacu Działyńskich
Hall Pałacu Działyńskich
Członkinie TML i KPW zwiedzają wystawę
Członkinie TML i KPW zwiedzają wystawę
Kresowianie zwiedzają wystawę
Kresowianie zwiedzają wystawę
Członkowie poznańskiego Oddziału TML i KPW
Członkowie poznańskiego Oddziału TML i KPW
Organizator wystawy J. Furmaniuk (w środku)  z J. Kolą i M. Golińską
Organizator wystawy J. Furmaniuk (w środku) z J. Kolą i M. Golińską
Organizator wystawy Janusz Furmaniuk
Organizator wystawy Janusz Furmaniuk
Wystawa
Wystawa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Uroczyste otwarcie wystawy
Uroczyste otwarcie wystawy

 

Zwiedzanie wystawy
Zwiedzanie wystawy

We wtorek 15 września 2015 r. także w Pałacu Działyńskich w Sali Czerwonek odbył się spektakl Polskiego Teatru Ludowego ze Lwowa. Wystawiony został monodramat Beaty Obertyńskiej „Z domu niewoli” w wykonaniu wielce utalentowanej Elżbiety Lewak. Spektakl wyreżyserował dyrektor Teatru Zbigniew Chrzanowski. Młoda artystka w przejmujący sposób przedstawiła drogę jaką przebyła Beata Obertyńska od momentu wejścia Sowietów do Lwowa, poprzez jej aresztowanie, wywózkę, do wyzwolenia i wstąpienie do Wojska Polskiego. Zebrani przeżywali chwile wzruszeń, były łzy w oczach. Elżbieta Lewak niezwykle sugestywnie przedstawiała widzom, na podstawie wspomnień Beaty Obertyńskiej, losy Polek aresztowanych przez Sowietów bez powodu, bo były wykształcone, posiadały majątki ziemskie, no i były Polkami. Pokazała los kobiet przebywających w potwornych warunkach w więzieniach, wywożonych w głąb ZSRR, ciężko pracujących, ale ciągle zachowujących godność. Ten niezwykły spektakl, wspaniale wykonany i wyreżyserowany, na długo zapadnie w pamięci poznańskich kresowiaków.

Monodram Beaty Obertyńskiej „Z domu niewoli”

foto: Jacek Kołodziej:

Elżbieta Lewak w roli Beaty Obertyńskiej

Elżbieta Lewak jako Sybiraczka

 Elżbieta Lewak aktorka Ludowego Teatru Polskiego we Lwowie

Elżbieta Lewak w melodramacie Beaty Obertyńskiej

Elżbieta Lewak

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Elżbieta Lewak - Beata Obertyńska w Wojsku Polskim

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Elżbieta Lewak w scenie finałowej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sala Czerwona Pałacu Działyńskich

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W środę 16 września 2015 r. w Domu Polonii w ramach Salonu Lwowskiego odbyła się prelekcja prof. dr. hab. Marka Figury n. t. :”Wysiedlenie ludności polskiej z Kresów Południowo-Wschodnich po II wojnie światowej”.  Sala zgromadziła licznie przybyłych kresowian, którzy z uwagą wysłuchali wypowiedzi Profesora. Prelekcję poparł materiałami zawierającymi mapy, statystyki i kopie dokumentów umów między Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego z Rządem Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Temat nie został wyczerpany. Prelegent tylko w ogólnych zarysach mógł odnieść się do historii ekspatriacji, trybu realizacji umów, przebiegu i dramatów wysiedleń. Na omówienie szczegółów nie starczyło czasu. Zebrani zadawali pytania, opowiadali w jaki sposób opuszczali Kresy, dokąd się udali, a właściwie dokąd ich przetransportowano po wielu tygodniach, a nawet miesiącach tułaczki w strasznych warunkach, w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, picia, często w chłodzie, narażeni na rabunki.  Prof. Figura apelował do zebranych, by spisali swoje lub swoich rodziców i dziadków wspomnienia z tych wydarzeń. Jest coraz mniej osób, które mogłyby się podzielić swymi wspomnieniami, a one są bardzo cenne, gdyż dają świadectwo tego co się wydarzyło. Oddział mógłby wydać zapisane wspomnienia, pomóc tym, którzy sami nie mogą napisać, wysłuchać i opracować. Kilka osób zgłosiło chęć napisania swoich przeżyć z tamtego okresu. Spotkanie było tak interesujące, że trudno było się rozejść.

Prelekcja prof. dr. hab. Marka Figury

foto: Jacek Kołodziej:

Prelekcja prof. Marka Figury
Prelekcja prof. Marka Figury
Prof. dr hab. Marek Figura
Prof. dr hab. Marek Figura
H. Robak, St. Łukasiewicz i J. Furmaniuk oraz W. Butowska
H. Robak, St. Łukasiewicz i J. Furmaniuk oraz W. Butowska
Zebrani w Domu Polonii
Zebrani w Domu Polonii

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kolejny dzień to 17 września, rocznica agresji ZSRR na Polskę w 1939 r. Tego dnia uczestniczyliśmy o obchodach rocznicy organizowanych przez Wojewodę Wielkopolskiego Piotra Florka. Dzień 17 września jest ustawowym Dniem Sybiraka. W kościele p.w. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry w Poznaniu odprawiona została uroczysta Msza św. koncelebrowana, której przewodniczył bp Zdzisław Fortuniak. Do kościoła przybyło wiele pocztów sztandarowych organizacji patriotycznych, wojskowych, harcerzy, szkół poznańskich, przybyli także kresowianie i mieszkańcy Poznania. Bp Zdzisław Fortuniak w homilii odniósł się do rocznicy 17 września oraz do cierpień ludzi, którzy przeżyli wojnę. Po Mszy św. uczestnicy uroczystości przeszli pod Pomnik Katynia i Sybiru, gdzie zabrał głos Wojewoda Wielkopolski oraz Prezes Związku Sybiraków. Z programem artystycznym wystąpiła młodzież Gimnazjum nr 2 ze Swarzędza, po którym nastąpił Apel Pamięci oraz złożenie kwiatów przez delegacje uczestniczące w uroczystości.

Rocznica 17 września

foto: Jacek Kołodziej:

Poczty Sztandarowe
Poczty Sztandarowe
Bp Zdzisław Fortuniak
Bp Zdzisław Fortuniak
Msza św. koncelebrowana
Msza św. koncelebrowana
Pomnik Katynia i Sybiru
Pomnik Katynia i Sybiru
Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek

 

Uroczytość rocznicy 17 września
Uroczystość rocznicy 17 września

W sobotę 19 września 2015 r. w kościele p.w. Św. Jana Kantego w Poznaniu odbyła się ostatnia część XVIII Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu. Za staraniem Marka Szpytki ks. proboszcz Andrzej Marciniak wyraził zgodę na umieszczenie tablicy upamiętniającej ofiary zbrodni dokonanych przez oddziały OUN UPA w latach 1939-1947 oraz Polaków wypędzonych z Kresów.

Marek Szpytko powitał zebranych na uroczystości w kościele pw. Św. Jana Kantego:

?Serdecznie witam księży, którzy celebrować będą mszę św. w intencji ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach, mieszkańcach Kresów Wschodnich II RP: księdza prałata Jana Stanisławskiego, księdza proboszcza Zdzisława Banasia krajowego duszpasterza Sybiraków, a szczególnie witam księdza kanonika Andrzeja Marciniaka proboszcza parafii p.w. św. Jana Kantego, księdza, który zaprosił odsłanianą tablicę pod dach kościoła, aby godnie świadczyła o tragedii Kresów Wschodnich. Z szacunkiem witam poczty sztandarowe, które swą obecnością świadczą o wielkiej wadze dzisiejszej uroczystości i wystawioną przez Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej – poznańską żeńską drużynę harcerską ?Droga? im. Stanisławy Leszczyńskiej – harcerską wartę honorową, poczet sztandarowy Światowego Związku AK środowisko ?Ostra Brama? prezentowany przez Stowarzyszenie Odra-Niemen, poczet sztandarowy gimnazjum nr 65 im. Orląt Lwowskich w Poznaniu, poczet sztandarowy Towarzystwa Gimnastycznego SOKÓŁ gniazdo w Poznaniu. Witam zaproszonych gości, a szczególnie z rodzin kresowych przybyłych z Głogowa, Zielonej Góry, Nowych Bielic, Pniew, Szamotuł, Sulikowa, Wrocławia, Leszna, Wschowy i wielu miejscowości. Witam Wielkopolan i Poznańczyków, którym los rodaków z Kresów Wschodnich nie był obojętny i zawsze leżał na sercu. Witam dzieci i młodzież, do której szczególnie ciepło kieruję słowa nadziei o pamięć o tamtych tragicznych czasach i przekazuję w opiekę odsłanianą dziś tablicę pamięci. Od wielu lat dojrzewała myśl, abyśmy my Wielkopolanie oddali hołd naszym rodakom z Kresów w bestialski sposób pomordowanych w latach 1939-1947 oraz wszystkim wypędzonym i tym, którzy uciekli przed zagładą. Trzeba było 72 lat, aby serca i sumienia dały impuls do wykonania tej symbolicznej tablicy. Są dziś wśród nas świadkowie tamtych wydarzeń, są liczne rodziny kresowe i wiem, że mimo upływu lat pogrążeni są w ciągłym bólu i nieukojonym żalu i nie mogą się pogodzić z zagładą ludzi oraz wielonarodowego i wielokulturowego dziedzictwa, które trwało tam od wieków we wzajemnym poszanowaniu i tolerancji. Jest obecny pan Zbigniew Kowalski, żołnierz AK i WiN, który ufundował pierwsze w Wielkopolsce upamiętnienie poświęcone ?Orlikom Kresowych Stanic?, zlokalizowane w Czerwonaku przy ul. Okrężnej 5. (Zapomniana zwycięska bitwa harcerzy z Szarych Szeregów z przeważającymi siłami UPA pod Panasówką w obronie miasteczka Załoźce na Wołyniu 16 listopada 1944r.). Dzieje się tak, gdyż Kresowianie do dziś nie doczekali słów ani gestów potępiających sprawców zbrodni ludobójstwa, a które to zadośćuczyniłyby ich oczekiwaniom. Wręcz przeciwnie, na dzisiejszej Ukrainie oficjalnie gloryfikuje się bandytów z UPA i stawia się ich w panteonie bohaterów narodowych. Dziś męczeństwo Kresowian symbolicznie obchodzimy w dniu 11 lipca, w dniu tzw ?krwawej niedzieli? 1943 r. kiedy to hordy bandytów z OUN i UPA oraz ukraińskiej ludności wiejskiej, tzw. siekierników, unicestwiły ponad 100 polskich wsi i osad. Zginęło tamtej niedzieli kilkanaście tysięcy Polaków ? głównie zgromadzonych w kościołach na mszach św. wraz ze swoimi świątyniami i kapłanami. Ocenia się, że nacjonaliści ukraińscy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA w barbarzyński sposób zamordowali ponad 250 tys. Polaków i chroniących ich Ukraińców, z czego dotychczas udało się zidentyfikować około 160 tys. polskich ofiar. (Dane z badań pani Ewy Siemaszko). Tragedią Kresowian również jest to, że dzisiaj na Ukrainie odmawia się pomordowanym ekshumacji i godnego pochówku. Wierzymy jednak, że dobry Bóg przyjął ich do Królestwa Niebieskiego, a my módlmy się o ich otoczone światłością Bożą wieczne spoczywanie. Teraz zapraszam wszystkich obecnych na ceremonię odsłonięcia i poświęcenia tablicy PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN”.

Organizatorem ceremonii: Wielkopolanie i Poznańczycy zrzeszeni w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oddział w Poznaniu. Poświęcenia tablicy dokonał ks. prałat Jan Stanisławski w asyście ks. Zdzisława Banasiaka i ks. Andrzeja Marciniaka. Tablicę odsłonił Marek Szpytko oraz Kazimierz Górak. Podczas Mszy św., zebrani na uroczystości modlili się za ofiary zbrodni na Kresach, a homilię wygłosił ks. Zdzisław Banasiak odnosząc się do tragicznej historii wojennej Kresów.

Po Mszy św. w salce na plebanii odbyło się spotkanie przy kawie i herbacie.

Uroczystość poświęcenia tablicy Pamięci Męczeństwa Kresowian

foto: Jacek Behrendt

Sztandar Sokoła i warta honorowa harcerzy
Sztandar Sokoła i warta honorowa harcerzy
Prezes Bożena Łączkowska i członkowie TML i KPW
Prezes Bożena Łączkowska i członkowie TML i KPW
Modlitwa pod tablicą - z lewej M. Szpytko organizator uroczystości
Modlitwa pod tablicą – z lewej M. Szpytko organizator uroczystości
Tablicę poświęca ks. prałat Jan Stanisławski
Tablicę poświęca ks. prałat Jan Stanisławski
Uczestnicy Mszy św.
Uczestnicy Mszy św.

Hanna Dobias-Telesińska

Medal „Dla Obronności Kraju” dla Józefa Wysoczańskiego

9 września 2015 r. członek naszego Towarzystwa oraz Związku Oficerów Rezerwy Rzeczypospolitej Polskiej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego  por. Józef Wysoczański uhonorowany został przyznanym przez Ministra Obrony Narodowej medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. Płk. Jacenty Góral prezes Okręgu Wielkopolskiego Związku Oficerów Rezerwy wręczył mu odznaczenie podczas spotkania w naszej siedzibie. Było to dla nas miłym zaskoczeniem. Wszyscy obecni gratulowali Józefowi Wysoczańskiemu wyróżnienia.

tekst: Hanna Dobias Telesińska

foto: mjr Jacek Behrendt

Józef Wysoczański i płk Jacenty Góral
Józef Wysoczański i płk Jacenty Góral
Józef Wysoczański dziękuje za wyróżnienie
Józef Wysoczański dziękuje za wyróżnienie
Wśród zebranych: St. Łukasiewicz, M. Golińska i Włodzimierz Matkowski
Wśród zebranych: St. Łukasiewicz, M. Golińska,        J. Rozmiłowski  i Włodzimierz Matkowski
Legitymacja
Legitymacja
Członkowie Oddziału: prezes B. Łączkowska, H. Dobias-Telesińska , W. Butowska, A. Kuczyński i J. Kołodziej
Członkowie Oddziału: prezes B. Łączkowska, H. Dobias-Telesińska , W. Butowska, A. Kuczyński i J. Kołodziej
Członkowie Oddziału: W. Budzyński, Z. Budzyńska, D. Maciejewska. W. Opiat i R. Zawirska-Wojtasiak
Członkowie Oddziału: W. Budzyński, Z. Budzyńska, D. Maciejewska. W. Opiat i R. Zawirska-Wojtasiak
Uhonorowany Józef Wysoczański oraz J. Kołodziej i A. Kuczyński
Uhonorowany Józef Wysoczański oraz J. Kołodziej i A. Kuczyński

 

17 WRZEŚNIA 1939-2015 – WSPÓLNE HISTORIE

17 września b.r. w Urzędzie Wojewódzkim w sali im. Witolda Celichowskiego odbyło się spotkanie inaugurujące cykl ?Kameralnych Uroczystości Na Wielkie Rocznice?, na które przedstawiciele naszego Oddziału zostali zaproszeni. Bohaterką spotkania była poetka, krytyk literacki Teresa Tomsia, która zaprezentowała swą prozę ?Z szarego notatnika? (WBPiCAK, Poznań 2015).

Sala im. Witolda Celichowskiego zgromadziła grono wielbicieli talentu Teresy Tomsi. Gości w imieniu Wojewody Wielkopolskiego Piotra Florka przywitał Roman Łukawski, który przedstawił poetkę.

Teresa Tomsia urodziła się w Wołowie na Dolnym Śląsku w 1951 r. w ziemiańskiej rodzinie Kresowian, którzy powrócili z zsyłki na Sybir. Młodość spędziła na Pomorzu w Świdwinie, od 1981 r. mieszka w Poznaniu, gdzie realizuje projekty literacko-edukacyjne. Publikowała w ?Arkuszu?, paryskiej ?Kulturze?, ?Tyglu Kultury?, polonijnym internetowym ?Recogito?, antologii ?Poznań Poetów? (1989-2010), obecnie w ?Toposie?. Poetka jest stypendystką landu Badenii-Wirtembergii w Domu Pisarza w Stuttgarcie (1997), uhonorowana brązową Glorią Artis (2007) i nagrodą Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury (2010). Od 1993 r. należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Ostatnio ukazały się jej książki poetyckie ?Co było, co jest? (Wydawnictwo Biblioteka Telgte 2013; tomik nominowany do Nagrody im. Ks. J. Twardowskiego), ?Gdyby to było proste? (Biblioteka ?Toposu? 2015) oraz szkice, portrety, spotkania ?Rzeczywiste i wyobrażone? (Oficyna Wydawnicza Łośgraf 2013). Omówienie twórczości autorki można znaleźć w zbiorowym opracowaniu ?Wielkopolski alfabet pisarek? (WBPiCAK 2012) oraz na stronie www.teresatomsia.pl.

Obok Teresy Tomsi przy stole zajęła miejsce poetka Ewa Najwer, która także odniosła się do przedstawionej literatury. W metaforyczny sposób wspomnienia Teresy Tomsi z wypraw do Paryża, Stuttgartu i Bremy z jej obecnym życiem w Poznaniu zachęcają czytelnika do rozważań o miejscu kobiety w polskiej i emigracyjnej społeczności, a także związanym z nim poczuciem wartości i przynależności. W narracji przeplatają się formy podróżnego dziennika, felietonu literackiego i reportażu z historią w tle. Na łamach pierwszej części notatnika ?Jak najbliżej, w słowie? pojawiają się postacie ze świata kultury: Julia Hartwig, Krzysztof Kuczkowski, Rafał Żebrowski, Michał Milberger, Dariusz Sośnicki, Mariusz Grzebalski, Lech M. Jakób przypomniane w sposób barwny i ujmujący. Nie brakuje też kresowej nuty z pytaniami o tożsamość przesiedleńców. Druga część esejów i opowiadań nosi tytuł ?Wspólne historie? i zawiera wspomnienia Sybiraczek z Wielkopolski, których ciężki los na zsyłce i trudne lata po powrocie autorka przedstawiła w rozdziale ?Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla?. Podkreślała, jaką ogromną rolę w ich życiu odegrały matki, zesłane wraz z rodzinami na Syberię, często bez mężów, których los nie był znany, także wdowy, które w okrutnych warunkach musiały walczyć o przetrwanie swoich dzieci. Autorka czytała fragmenty prozy i dopełniała je komentarzem.

?Nigdy nie zostaniemy wpuszczeni przez tajemne drzwi, ale pukać warto nieustannie, taka jest chyba rola piszącego: stukać w klawiaturę komputera jak we własne sumienie, dopominać się o miejsce refleksji w dobie pobieżnej informacji i skandalu, pytać, choć nikt nie odpowie, przeciwstawiać się nicości”.

?Obyśmy doczekały wydania książki ? wzdycha rzewnie Joanna. Czytajmy wspólnie maszynopis i róbmy korektę. Jesteśmy Chryzantemami, musimy dotrwać do jesieni, a gdy minie jesień i książka jeszcze się nie ukaże, będziemy czekać do następnej?. ? Ładnie to sobie obmyśliłaś, może w ogóle wstrzymać druk, zrobić z tego maszynopisu ?półkownika?, to nam da więcej czasu…? Stefania jest wyraźnie zadowolona z konceptu Joanny, idzie po kolejną kawę do kuchni, pyta, kto chce herbatę. I opowiadają dalej, pijąc zieloną herbatę, pogryzając domowe ciasteczka, szukają najwłaściwszych określeń, aż wszystkie słowa znajdą swoje miejsce i przyjmą znaczenia, jakie im zostały w ich intencjach przypisane. Pragną podzielić się swoją historią, prawdą czasu i miejsca w społeczeństwie, dać świadectwo lub przestrogę dla następnych pokoleń. Sybiraczki starają się opowiadać ciekawie ? każdy los domaga się osobnego, indywidualnego języka, lecz gdy ściska żal, wtedy jest mniej zważania na formę, a więcej na przytłaczające fakty.

Irena, Longina, Stefania, Joanna pochylają srebrzyste głowy i zamyślają się nad swoim wspólnym losem. Jest w ich spojrzeniu na świat wiele różnic, ale i sporo podobieństw, więcej chyba znajdują wspólnego niż odmiennego w opowiedzianych przez siebie historiach z życia wziętych. Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla obmyślają naprawę świata: Jeśli powiemy prawdę o sobie i ktoś się przekona, że warto opowiedzieć swoją trudną drogę życia, to już będzie lepiej, prawdziwiej. Im mniej zafałszowania, tym więcej wspólnego dobra. Ich prawdziwie wolne wybory polskich dróg to bezkonkurencyjne zwycięstwo nad sobą.

Znam o domu wiele słów, ale nie mam nic, co mogłoby przywrócić mu należne miejsce w mowie. Nazywanie domu, dreptanie w jego cieniu jest jak chodzenie w kółko pod starożytnym obeliskiem, który stał od zawsze w swoim miejscu i nic nie może go ruszyć ani odmienić, nic nie może odsłonić pierwotnej tajemnicy jego powstania. Składam dla Mamy dom ze słów, w którym mogłaby znaleźć schronienie, lecz nazwy odwracają się, kruche jak łodygi maku, stają się nieużyteczne na następny raz niczym zbutwiałe ogrodowe buty. Wyrazy rozkwitają, mają swoją barwę, ciężar ? do czasu, aż przeczytam je po raz drugi. Wtedy zaczyna się odwrót, ścieranie znaków odnalezionych w znajomych schowkach. To już nie zabawa, jestem w nich odwrócona do spodu, uziemiona, zadomowiona nie tam, gdzie pukałam, gdzie oczekiwałam zaproszenia. Szukam domu nieustannie, odkopuję, wydobywam na światło słów, wołam i ponaglam do stawienia się w gotowości, by żył razem z nami ? teraz, tutaj, gdzie go nie ma.

Żyć ? to znaczy rozmawiać z umarłymi, to pytać o ich losy, wybory, racje z oddali lat i wieków, to słuchać ich rad, rozterek, nadziei i błogosławieństw.

Żyć ? to znaczy pamiętać.

Podczas spotkania literackiego zabrał głos Wojewoda Piotr Florek, który podkreślił zasługi pisarki dla upowszechniania prawdy historii, a następnie wręczył Teresie Tomsi Medal im. Witolda Celichowskiego (pierwszego wojewody poznańskiego II RP), dziękując poetce za twórczy wkład w rozwój polskiej kultury. Wyróżnienie to było dla poetki wielkim zaskoczeniem.

Głos zabrała także Ewa Najwer, której Teresa Tomsia serdecznie podziękowała za udział w spotkaniu. Zaczęła od zacytowania słów Teresy Tomsi: ?Pamięć ocalała. Pamięć nie wyklucza przebaczenia ani pojednania. Pojednanie domaga się prawdy. Prawda ? żalu i skruchy?.

?Pamięć pozwala zrozumieć ? pisze Teresa Tomsia w swojej nowej książce ?Z szarego notatnika? złożonej ze szkiców literackich i osobistych wspomnień, której ostatnią część stanowią ?Wspólne historie?. Są to rzeczywiste historie życia opowiedziane przez cztery kobiety, przygnane przez burzę dziejową ? na podobieństwo rozbitków ? do Nowego Tomyśla, spokojnego miasta na zachodzie Wielkopolski. Autorka określiła je jako ?cztery chryzantemy?. Piątą kobietą jest Zofia z domu Gołacka, matka autorki, na tle historii rodziny Gołackich. Wszystkie te kobiety, jeszcze w dzieciństwie, stały się świadkami inwazji sowieckiej na Polskę, rozpoczętej 17 września 1939 r., skutkiem której utraciły ojców, a potem ofiarami deportacji, w wyniku której setki tysięcy polskich rodzin znalazły się za Uralem, w Północnym Kazachstanie, przeważnie głęboko w stepach, w małych posiołkach, sowchozach, czyli tamtejszych PGRach, albo w kołchozach, czyli spółdzielniach produkcji rolnej. Niech nas te nazwy nie mylą: one nie maja nic wspólnego nawet z tym, co zaimplantowała Polakom Polska Ludowa. Nad każdą jednostką organizacyjną tam rozciągała się kontrola państwa, Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików, a przede wszystkim NKWD ? Narodowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, sprawnej i wszechobecnej policji politycznej, której okrucieństwa i zbrodnie dorównywały, albo i przerastały okrucieństwa niemieckiego Gestapo.

Dokonują inwazji na państwo, z którym wiązał go pakt o nieagresji, Związek Sowiecki złamał prawo międzynarodowe. Mordując Polaków, oficerów, policjantów i funkcjonariuszy państwa, złamał konwencje genewskie o traktowaniu jeńców, złamał też cywilizowane zasady humanitarne, zabraniające represjonowania i maltretowania ludności cywilnej. Nieujawnionym wyrokiem, w trybie administracyjnym, bez podania im tego do wiadomości, wszyscy wywiezieni obywatele Polski, włącznie ze starcami i nawet jeszcze nienarodzonymi dziećmi, zostali skazani na dziesięć lat pobytu ?na osiedleniu?. Nieludzkie warunki, praca ponad siły, głód i choroby ? w dodatku w ostrym klimacie ? dla wielu z nich stały się wyrokiem śmierci. Władze Rosji współczesnej bronią się przed uznaniem tego za zbrodnię ludobójstwa.

Stefania Chorążyczewska z Rolikówki pod Lwowem została wywieziona do Dynisówki, Joanna Natkiewicz z Tołstego, woj. tarnopolskie, do Siemipołki, Irena Tomiak-Wesoła do Turkodołu, obł. Pawłodar, rodzina Gołackich ze Słonimia do Ostrowki, też pod Pawłodar, wszystkie cztery do Północnego Kazachstanu, Longina Eckert z Brześcia nad Bugiem ? do m. Azbest blisko Swierdłowska, w tejże strefie klimatycznej, ale bliżej Uralu.

Jedna z ?chryzantem?, Longina Eckert mówi, że tego, co przeżyli zesłańcy: ?… nie można rozpatrywać w kategoriach chorobowych, lecz na poziomie codzienności, nie jednorazowego wyczynu, ale ciągłego starania się o przetrwanie w poczuciu polskiej tożsamości i wartości, jakie przekazał nam rodzicielski dom.?

Rzeczywiście, dla wszystkich tych kobiet oparciem i źródłem siły były ich rodziny. Szczególny hołd składają swoim matkom. To one okazały pracowitość, zaradność, pomysłowość, a nade wszystko miłość do swoich dzieci i swoich nieobecnych mężów, zdobywając się na każdą ofiarę, nawet ze zdrowia i życia. I to one podtrzymywały nadzieję na powrót do ojczyzny i na spotkanie z tymi, z którymi zostały rozdzielone.

Rodziny pozbawione mężów i ojców, którzy przedtem w dużym stopniu zapewniali byt ekonomiczny, miażdżone przez wydarzenia wojenne i terror polityczny, zdobywały się jednak na prawdziwy heroizm, aby nie tylko przetrwać, ocalając ?substancję biologiczną? ale także poczucie swojej tożsamości: narodowej, kulturalnej i etycznej. Kultura i religia były w ich rzeczywistości integralnie ze sobą związane. Mały tomik poezji Mickiewicza, książka do nabożeństwa, czy jakiekolwiek drukowane słowo polskie przypominały dobry czas, który został odebrany, i dawały nadzieję, ze nie wszystko jest stracone, ze gdzieś daleko pozostał ich dom, do którego będzie można wrócić. Wiara i kultura podtrzymywały na duchu. Były wartościami, które mogły ocalić I ocalały.

Ocalić człowieczeństwo mogła także pamięć. Żołnierze i cywile, którzy wyszli z ZSRR z Armią Andersa, zostali zobowiązani do tego, aby spisać swoje przeżycia w kraju niewoli. Nie zrobiono tego w stosunku do berlingowców, ani do repatriantów. Wręcz przeciwnie, im zakazano nawet wspominania w rozmowach. Na pożegnanie z Krajem Rad, przed mostem na Bugu w Brześciu, jak sama pamiętam, w drzwiach każdego wagonu stawał enkawudzista i wygłaszał formułkę: – ?Pamiętajcie milczeć (Pomnitie mołczat), bo jeszcze się spotkamy?.

A kto by chciał się spotykać!

Jednym z ideologicznych haseł sowieckich, bardzo chwytliwym, była RÓWNOŚĆ. Historycznie biorąc, zaczerpnięta z haseł Wielkiej Rewolucji Francuskiej, ale interpretowana na sposób leninowsko-stalinowski. Dążenia równościowe są właściwe wszystkim nurtom demokratycznym. Równość wobec prawa; równość szans. Równanie, równoważenie, wyrównywanie. Ale w którą stronę? W górę czy w dół? W systemie ?dyktatury proletariatu? – w dół, przede wszystkim w dół, głosząc jednocześnie, że odbywa się windowanie w górę, czyli awans społeczny i kulturalny najbardziej upośledzonych warstw. Likwidacja prywatnego przemysłu i handlu, rozkułaczenie chłopów, upaństwowienie ziemi, sparaliżowanie (to wyrażenie Lenina) drobnomieszczaństwa, odbieranie warsztatów rzemieślniczych, pozbawienie prawa wykonywania wolnych zawodów, zmuszanie ludzi stanowiących warstwę inteligencji do wykonywania pracy fizycznej, unicestwienie elit, wszelkich elit: finansowych, naukowych, szczególnie humanistycznych, kulturalnych, politycznych. Czystka w wojsku. Likwidowanie ?białych? oficerów. Zniesienie działalności Cerkwi Prawosławnej, likwidowanie wszelkich instytucji kościelnych; zakaz praktyk religijnych. Przemiał i ?urawniłowka?. Pod głównym hasłem walki z kontrrewolucją.

To tylko część dokonań w najbardziej ?postępowym i sprawiedliwym ustroju?, który następna rewolucja, rzekomo socjalistyczna, miała rozciągnąć na cały świat.

Wychowanie przez pracę, karanie pracą przymusową, resocjalizacja przez pracę. Zawsze przez pracę narzuconą, wymuszoną. Bo Kto nie pracuje, ten nie je. Przesiedlenia całych narodów, wywózki, eksmisje z mieszkań, administracyjne nakazy zmiany miejsca zamieszkania, poprzez ruinę materialną i utratę podstaw utrzymania ? rozszarpywały więzi społeczne i narodowe, rodzinne i uczuciowe, prowadząc do spustoszenia emocjonalnego, do zniszczenia kultury i tradycji, do takiego stanu zatomizowania społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na samodzielne decyzje, i jeszcze mniej na opór.

Uznając siebie za ?ojczyznę światowego proletariatu? Związek Sowiecki był wydajnym choć prostackim urządzeniem do produkowania proletariatu, którego znaczna część przejmowała mentalność lumpenproletariacką: przeżyć dzień, zjeść, popić, nie narobić się, skombinować, ukraść, nie dać się złapać.

Ferwor rewolucyjny odznacza się tym, ze ponieważ wydarzeniom nadaje sie szybki bieg, więc nie ma czasu na dostrzeganie różnic, na odcienie i niuanse. Rządzą emocje, rozum zostaje wyłączony. Stosuje się tylko ujęcia zero-jedynkowe: biały-czarny, dobry-zły, nasz-wróg.

Nie będący obywatelami sowieckimi Polacy, niezależnie od tego, kim byli i z czego żyli, zostali totalnie, pod jeden rząd, uznani za burżujów, czyli za wrogów klasowych, z klasy przeciwnej rewolucjom, zaliczeni więc do kategorii tych, ktorzy powinni zostać ze społeczeństwa wyeliminowani. Czyli po prostu zniszczeni.

Widać ze wspomnień ?Chryzantem?, jak nieprzyzwyczajone do fizycznej pracy, szanowane i chronione przez dobrą kulturę obyczaju, przeważnie dotąd zajmujące się domem i dziećmi, polskie panie, nazywano w ?ojczyźnie proletariatu? burżujkami, krwiopijcami i darmozjadami. Musiały zdobyć się na nieludzki wysiłek, aby we wrogim początkowo otoczeniu znaleźć dach nad głową, zdobyć odrobinę jedzenia, opał i lekarstwa, te podstawowe środki do życia.

Chociaż jednak zostały społecznie zdegradowane, ale opierały się zdeklasowaniu kulturowemu. Pamiętak jak miejscowe kobiety nie mogły się nadziwić, że w naszej ziemiance wciąż używano takich słów jak dziękuję, proszę, przepraszam, i że nawet postne ziemniaki je się z talerza nożem i widelcem. A to był po prostu tylko składnik gry, jaką nadzieja toczyła o przyszłość.

Powroty z Syberii. Problem przyjazdu do Polski, nie tej dawnej, ale innej Polski, nieznanej, nie wiadomo jakiej, ale Polski. Problem, który niesłusznie nazywa się repatriacją. Może należałoby raczej mówić inpatriacji.

Żadna z pięciu sybiraczek nie przedstawia radosnego i serdecznego powitania, jakie spotykałyby powracających. Każda, choć oszczędnie i zwięźle przedstawia to jako trudną próbę życiową. Brudni, obdarci, zagłodzeni ludzie rozwożeni byli przeważnie po Ziemiach Odzyskanych, a jeżeli nie mieli w granicach Polski bliskich, którzy by ich przygarnęli, to często dostawali się do miejscowości, które z trudem odszukiwało się na mapie, do wsi i małych miasteczek. Wiadomo było, ze oficjalną intencją władz było, aby jak najszybciej zaludnić i ożywić tereny spustoszone przez wojnę i opuszczone przez dotychczasowych mieszkańców. Nie zorganizowano dla nich pomocy lekarskiej, nikt nie troszczył się o ich traumy, dzieci ofiar zbrodni katyńskiej nie otrzymywały stypendiów ani miejsc w bursach, jak część sierot wojennych. Więcej ? często odmawiano im przyjęcia do szkół, odsiewano przy przyjmowaniu na studia. W dorosłym życiu nieczęsto w pracy dorabiali się awansów.

Zniszczone ciężką pracą i schorowane matki nadal jednak pomagały swoim dzieciom i troszczyły się o ich potrzeby. I to one często stanowiły jedyne ogniwo łączące dawną i nową rzeczywistość. Zachowywały pamięć, podtrzymywały tradycję, starały się, by rodzina nie odchodziła za daleko.

Komu pamięć pomaga? Czyja pamięć? Pamięć własna czy od kogoś przejęta? Pamięć jako imperatyw moralny? Czy pamięć jako obciążenie, z którego powinniśmy jak najprędzej się uwolnić?

Przez cały PRL ciążył na ofiarach stalinowskich represji nakaz milczenia. Ludzie bali się donosów do UB. Irena Tomiak-Wesoła wspomina, ze jaj brat na lekcji w szkole opowiedział, co spotkało jego rodzinę. ?Był rok 1947, matkę naszą wezwano do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa i straszono, zakazywano, abyśmy mówili o deportacji?. W rezultacie ludzie pracujący całymi latami w jednej pracy dopiero po 1989 r. dowiadywali się, ze ich koledzy byli dotknięci tą samą niedolą.

Nie ulega wątpliwości, że wyrok wydany przez Stalina na polską inteligencję i elity narodu, aby pozbawić go filarów moralnych i intelektualnych, był realizowany jeszcze przez długie lata tutaj, w naszym kraju, przez naszych współobywateli. Kiedy ojcowie i i mężowie zostali wymordowani, należało jeszcze unicestwić ich rodziny, degradując społecznie i deklasując, wykorzeniając nawet opartą na rzeczowych dowodach pamięć historyczną. Dlatego w tych rodzinach nakaz pamiętania i przekazywania pamięci o zbrodni katyńskiej, o więzieniach, łagrach i wywózkach, stał się nakazem moralnym wyrażającym wartość jej każdego pojedynczego członka. Stanowiło to milczący, lecz trwały i niezniszczalny, ruch oporu.

Posiadanie własnej pamięci, w przypadku tej książki, służy rozumieniu tego, co jest w pamięci innych. Myślę, że Teresa Tomsia, której dziadek zginął z łagrze, a matka była jedną z pięciorga rodzeństwa, które przetrwało sześć lat pobytu na zsyłce, okazała, że ma wszelkie dane, aby poprzez własną historię rodzinną odczytywać historie innych sybiraczek, nie tak, jak robi to silący się obiektywizm opisywacz zdarzeń, ale z głębokim zasłuchaniem, a może nawet po prostu z czułością?.

Po wypowiedzi Ewy Najwer głos zabierali obecni na sali. Na zakończenie Teresa Tomsia podziękowała przybyłym za udział w spotkaniu i poinformowała, że dnia następnego w Nowym Tomyślu będzie miała spotkanie z Sybiaczkami, które są bohaterkami jej książki.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska, foto: Tomasz Stube, Eugeniusz Tomsia

Ewa Najwer i Teresa Tomsia
Ewa Najwer i Teresa Tomsia
Teresa Tomsia i Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
Teresa Tomsia i Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
R. Łukawski, T. Tomsia i E. Najwer
R. Łukawski, T. Tomsia i E. Najwer